Przed oczami przemknęły mi obrazy minionego tygodnia. Żałosna postać na kanapie, bezczelnie nazywająca się moim imieniem. Ciało bez ducha egzystujące na zajęciach. Snujące się po sklepie, bibliotece, mieście lub własnym mieszkaniu. Zalała mnie wściekłość i wstyd. To nie była Chiara Perry.
Chiara Perry nie myślałaby tylko o sobie i o swojej domniemanej samotności. Twarda, bezwzględna, prawdziwa łowczyni przetrząsnęłaby niebo i ziemię, by odnaleźć swoją przyjaciółkę. Spokojnie. Metodycznie. Bez żadnych scen i taryfy ulgowej. Chiara, upomniałam siebie stanowczo. Przestań być mięczakiem. Przestań grać. Bądź prawdziwą sobą. Tamte chwile załamania to było nic innego jak twoje alter ego primadonny, które na nikim nie robiło wrażenia. Skup się na robocie.
Ostatni raz pociągnęłam nosem i uniosłam głowę, koncentrując wzrok na postaci, w której głosie zabrzmiało wcześniej tyle ironii. Zmrużyłam oczy. Zmęczona twarz poorana była zmarszczkami i bruzdami charakterystycznymi dla kogoś, kto większość życia nie wylewał za kołnierz. Nawet niechlujna broda nie była w stanie tego zasłonić. Jasne oczy osadzone pod krzaczastymi brwiami bystro mnie sondowały, jakby ich właściciel zastanawiał się, czy rzucę mu się gardła. Pomimo tego, iż w źrenicach czaiła się inteligencja i ogrom przeżytych lat, czegoś w nich brakowało. Nie umiałam stwierdzić, czego konkretnie. Może zrozumienia?
Uniosłam brwi, przybierając standardową, kpiącą pozę - w moim przypadku wystarczyło przechylić głowę na lewo i nieznacznie wysunąć brodę.
- Hej. Nieładnie tak śledzić ludzi.
Riposta może nie była najwyższych lotów, a mężczyzna wcale nie wyglądał na zbitego z tropu, ale zdziwienie zawitało na jego twarzy. Raczej nie codziennie pyskuje mu taka małolata jak ja.
- Ty... Widzisz mnie? - uniósł krzaczaste brwi.
- Oczywiście. Stoisz dwie stopy ode mnie.
Zerknęłam przez ramię, słysząc zbliżające się zamaszyste kroki. Jeszcze chwila i Garth wciągnie mnie w kolejną maskaradę. Odwróciłam się do mojego rozmówcy.
- A tak w ogóle, to kim ty jesteś? - rzuciłam pytanie prosto w powietrze. Gość zniknął. Na wszelki wypadek rozejrzałam się po korytarzu, ale oprócz pustki nie było nikogo. - Okej. Wcale nie dziwne.
Uświadomiłam sobie, że w mgnieniu oka wyszłam z letargu, w którym trwałam miniony tydzień. Zrozumiałam, jak bardzo pozwoliłam sobie na dramatyzowanie. Poprawiłam w zamyśleniu luźne kosmyki włosów, które wymknęły się z koka, gdy skrzypnięcie podwójnych drzwi zaanonsowało nadejście Fitzgeralda.
- Oh, Chiara. - Garth zwolnił, jakby zaskoczony moją obecnością na korytarzu, co więcej, na tej akcji. Po chwili jednak coś w nim zatrybiło i uśmiechnął się, podejmując krok. - Jedziemy do browaru.
Szybko do niego dołączyłam.
- Do tego, co nazywa się jak prostytutka?
- Właśnie tak. Ojciec zamordowanych jest właś... - spojrzał na mnie z niemym pytaniem w oczach. W głębi duszy zamarłam. Brawo, Chiara. Taki z ciebie świetny kłamca.
- Jest właścicielem. - dokończyłam za niego. - Asystent mi powiedział.
Garth milczał, nawet gdy wyszliśmy na jasny dziedziniec. Nasunął pilotki na oczy, choć słońce nie świeciło mocno. Nie byłam nawet pewna, czy blask słońca dociera do tego miasteczka. Zerknęłam na przyjaciela, ale ten bez słowa skierował się do swojego Forda Ranchero bez "F" w napisie. Wsiadł do samochodu i zrzucił czapkę, przeczesując włosy. Chwilę mu zajęło, zanim zdecydował się otworzyć mi drzwi od strony pasażera. Zajęłam miejsce.
CZYTASZ
Hunteri Heroici
FanfictionCześć, jestem Chiara. Chiara Perry. Mam ponadprzeciętne poczucie humoru (którego nikt nie rozumie), studiuję socjologię (to niemal jak prawo) i jeżdżę przepięknym Dodge'm Challengerem z '70 roku. Nie ruszam się z domu bez eyelinera. Mieszkam z moją...