VI

238 32 5
                                    

Staliśmy, jak kołki wpatrując się w list. Co miałyby oznaczać te słowa? Uciekli? Nagła poprawa stanu Dana?
Nie mam pojęcia.

— Co mamy zrobić? — spytał bezsilnie Platz. — Dzwonić na policję?

— Może zadzwonimy do Dana? - zawołał nagle Ben. — Słaby ten pomysł, ale zawsze coś.

Bezmyślnie wziąłem telefon i wybrałem numer do Dana. Ku mojemu zdziwieniu, był sygnał! W pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć.

Lecz nasze szczęście nie trwało długo - nikt nie odebrał.

— No to, co robimy? — spytałem. — Jedziemy na policję?

— Chyba tak — mruknął Platz.

Przypomniało mi się, że Alex siedzi sama w domu. Postanowiłem do niej zadzwonić i streścić co się teraz tutaj dzieje.
Znalazłem jej numer i zadzwoniłem. Niespodziewanie usłyszałem ten sam głos w przypadku telefonu do Ai: wybrany numer nie istnieje.
Zrobiło mi słabo. Zakręciło w głowie, czułem, jak upadam na podłogę.

*

— Wayne! — Ktoś dość mocno mnie policzkował. — Wayne! Wstawaj.

— Co się stało? — spytałem. — Dlaczego leżę na podłodze?

— O Boże! — zawołał Ben, który stał nade mną. — Obudziłeś się.

Chciałem się właśnie zapytać o ich poruszenie, ale wszystko mi się przypomniało. Alex nie odbierała telefonu.

— Pojeźdźmy do mnie — szepnąłem — a potem na policję. Jak najszybciej.

Cholernie się bałem i czułem się bezsilny. Gdybym chociaż wiedział gdzie, jest Dan i Aja.

W drodze do domu modliłem się, aby Alex była w nim. Aby siedziała pod kocem i oglądała kolejny sezon jakiegoś serialu. Abym zobaczył ją całą i zdrową.

Moje ciało dygotało. Nie mogłem tego opanować i przez to denerwowałem się podwójnie. Platz i Ben byli bardziej opanowani, ale to nie im najprawdopodobniej zaginęła żona.

Dojechaliśmy, przez moją głowę przechodziły najmroczniejsze myśli.
Kiedy zobaczyłem swój własny dom, w pierwszej chwili go nie poznałem. Okna, które były w drewnianych okiennicach, zostały wybite — co do jednego.

— Zobaczcie! — zawołał Ben i pokazał palcem na dom. — Nie jest za dobrze.

— Jak to odkryłeś? — prychnąłem bezsilnie. Nie było szans, żeby Alex spokojnie przebywała w domu.

Gdy się zatrzymaliśmy, gorączkowo wybiegłem z samochodu. Wtedy naprawdę nie kontrolowałem swoich ruchów ani myśli — działałem impulsywnie.

Dostałem się do środka. Zacząłem rozpaczliwie krzyczeć, wołać Alex — bez skutku, dom był pusty.

— Alex. — Pierwszy raz w życiu aż tak płakałem.

— Wayne — szepnął Platz i przykucnął obok mnie. — Jej nie ma — dodał łamiącym się głosem.

Czułem, że głowa za chwilę wybuchnie. Pragnąłem, aby to był tylko głupi, ale przerażający koszmar.

Zacząłem szczypać się w ramię - chciałem wyrwać swoją duszę z tego snu.

— Obudź się, Wayne — mruczałem i z całej siły szczypałem się — to tylko sen. Obudź się do jasnej cholery!

Nagle poczułem silne ręce na swoich barkach i ciągnące mnie w kierunku kanapy.

— Musimy jechać na policję — powiedział Ben — żeby jak najszybciej to zgłosić.

— Może sąsiedzi coś widzieli — dodał Platz. — Jednak wybicie okien w dzień jest dość zauważalne, prawda?

— Ta — prychnąłem.
Od dobrego roku byłem pokłócony z sąsiadami. Zaczęło się dość niewinnie, po prostu za głośna impreza. Dzięki pani Green, która rozniosła dziwne, nieprawdziwe plotki o mnie i Alex, cała ulica, i kawałek następnej są na nas cięci - przecież znasz Green. Ona nigdy nie widzi tego, co powinna albo dokleja swoją wersję wydarzeń.

— No to jedziemy na posterunek — westchnął Platz i zgarnął kluczyki ze stolika.

Jechaliśmy. Niespodziewanie ogarnął mnie dziwny, błogi spokój. Odetchnąłem świeżym powietrzem, dostającym się przez otwarte okno samochodu.
Przymknąłem oczy. Nagle zobaczyłem śmiejącą się Alex, machającą do mnie serdecznie. Chciałem jej odmachać, lecz coś mnie trzymało.
Mój spokój przerodził się w panikę. Oddychałem coraz szybciej i płycej.

— Wayne? — Usłyszałem głos Bena, on z Platzem siedzieli z przodu. — Wszystko okej?

— Po prostu trochę mi słabo — skłamałem. Czułem się fatalnie i miałem jeszcze jakieś zwidy.

— Jeśli coś będzie się działo, to szybko mów — dodał Platz.

Starałem się oczyścić swój umysł ze wszystkiego. Przypominałem sobie najprzyjemniejsze momenty z mojego życia.
Zacząłem myśleć o moim dziadku, o tym, jak wspólnie chodziliśmy na ryby. Jak siedzieliśmy na werandzie, jedząc chleb z masłem — było idealnie.

— Wayne. — Platz przerwał mi rozmyślania, byłem mu za to wdzięczny, bo czułem, że w moich oczach zbierają się łzy. — Jesteśmy na miejscu, idziesz z nami?

— Chyba powinienem — mruknąłem i pociągnąłem za klamkę.

Po chwili znajdowaliśmy się na posterunku. Zapewne pobędziemy tutaj chwilę i zabieramy się do domu.
Usiadłem na krzesełku, Platz z Benem wszystko załatwiali — nawet nie wiem, o czym i z kim rozmawiali. Kazali mi tutaj siedzieć i czekać.
Nerwowo tupałem nogą i rozglądałem się za swoimi przyjaciółmi. Poszli z jakimś gościem z odznaką do pokoju.

*

— Zgłoszenie zostało przyjęte — powiedział mi Platz, przecierając sobie oczy. — Jutro przyjadą do twojego domu i dokonają oględzin. — Ostatnie słowo zaakcentował cudzysłowem wykonanym w powietrzu. — I potem będą szukać — dodał po chwili.

— Ale kogo będą szukać? — spytałem. — Alex, Dana Ai?

— I sprawcy — dopowiedział Ben.

Ponownie zakręciło mi się w głowie. Na poczekalni było duszno i pachniało stęchlizną.

— Możemy już jechać? — spytałem. — Daniel, mogę u ciebie nocować?

— Nie ma problemu, stary. — Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.

Wspólnie poszliśmy do samochodu —odwieźliśmy Bena do domu i pojechaliśmy do mieszkania Platza. Chłopak miał jeden wolny pokój, który zająłem. Nie dałem rady spać, ciągle myślałem, gdzie jest Alex, Aja i Dan.

„You made me a believer."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz