X

210 28 8
                                    

Ostatni dzień w domu Platzmana — przynajmniej taką mam nadzieję, że koleś szybko wstawi te okna. Rozsunąłem zasłony i wpatrywałem się w jeszcze uśpione miasto. Nie miałem pojęcia, która jest godzina, ale wywnioskowałem, że dość wczesna. Założyłem swoje rozczochrane włosy za uszy. Kiedy zobaczyłem zegarek wiszący na ścianie na korytarzu, zamarłem, dopiero dochodziła piąta!
Nie czułem wczesnej pory i nie wiedziałem, co mam zrobić. Ciężko westchnąłem i ponownie opadłem na łóżko.
Sen nie chciał przyjść, a ja wierciłem się bez celu. Leżałem i wpatrywałem się w sufit, po którym chodziła mucha. Jedna, niewielka, czarna niczym smoła mucha. Chciałbym być tak wolny, jak ona.

Wayne, stop. — pomyślałem. — Dlaczego myślisz o jakiejś muszce, która łazi ci po suficie?! Nie masz ciekawszych rozkmin?

Oderwałem wzrok od owada i spojrzałem w okno. Słońce przedzierające się przez kłębiaste chmury tworzyło piękną, nastrojową poświatę. Dzięki temu widokowi przypomniało mi się, jak parę lat temu wyszedłem z Alex na spacer. Obydwoje obudziliśmy się w takich samych okolicznościach. Nie chciało mi się wstawać, lecz blondynka szybko ściągnęła mnie z łóżka. Włożyliśmy dresy i wyszliśmy na spacer. Było cicho i spokojnie. Tylko ja i Alex. Ruszyliśmy przed siebie i po prostu szliśmy, trzymając się za ręce. Nagle skręciliśmy w nieznajomą mi uliczkę. Spytałem się blondynki, gdzie idziemy, lecz ona jedynie tajemniczo się uśmiechnęła. Po chwili Alex wręcz ciągnęła mnie za rękę. Kiedy przebyliśmy dość długą drogę przez stary chodnik, doszliśmy do parku.
Sądziłem, że zatrzymamy się i usiądziemy na ławkach, ale Alex szła dalej. Ufałem jej bezgranicznie, więc nie protestowałem. Zeszliśmy z alejki i ruszyliśmy przez trawiasty teren. Nagle moim oczom ukazał się niewielki staw.

— Kiedyś nie było tutaj parku — wyjaśniła, widząc moje zdumienie. — Staw jest, odkąd pamiętam. Często tutaj przychodziłam latem. Był kawałek plaży i w ogóle.

— Ale super. — Uśmiechnąłem się i objąłem Alex ramieniem. Dziewczyna automatycznie do mnie przylgnęła.

Niespodziewanie usłyszeliśmy kroki za sobą. Automatycznie się odwróciliśmy i zamarliśmy. Przed naszymi oczami stał ten sam bezdomny, z którym spotkaliśmy się wtedy — w wesołym miasteczku.
Nie wiedzieliśmy co zrobić. Facet miał w ręku szklaną butelkę i widać było, że jest pod wpływem alkoholu. Impulsywnie złapałem Alex za rękę i zaczęliśmy biec. Gdy szybko wyminęliśmy bezdomnego, usłyszeliśmy głośny łomot — mężczyzna potknął się o własne nogi i stracił równowagę. Zaczął bełkotać podniesionym głosem. Głównie wyzwiska w naszą stronę.
Cali zziajani i nadal przestraszeni wróciliśmy do domu. Nigdy już nie spotkaliśmy tego pijaka — na szczęście. Zapewne zapił się i albo umarł w upojonym śnie, albo wwalił się pod jakiś pojazd.

Nagle usłyszałem ruch w pokoju Platzmana. Wziąłem telefon z szafki i spojrzałem na zegarek — ósma piętnaście. Cholera! Byłem umówiony ze szklarzem na dziewiątą. Nie sądziłem, że tak długo bezczynnie leżałem. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do toalety.

*

Z językiem na brodzie wyrobiłem się. Podjechałem równo z samochodem szklarza. Wysiadłem ze swojego auta i zobaczyłem mężczyznę w starszym wieku.

— Dzień dobry! — zawołałem.

— Dzień dobry, panie Sermon — okrzyknął. Jego głos niesamowicie kojarzył mi się z marynarzem. — To ten dom? — spytał.

— Tak. — Pokiwałem głową. — Trochę roboty jest...

— Słyszałem o pańskiej żonie, tak mi przykro — powiedział nagle. Marzyłem, aby nie roztrząsać tego tematu.

— Cóż, mi też jest bardzo przykro, ale nie tracę nadziei — mruknąłem. Nawet nie wiem czemu, wspomniałem o tej nadziei, chyba słowa Platza wbiły mi się w głowę.

*

Nadszedł wieczór, a ja siedziałem już w swoim domu.
Podczas gdy pan Greg, bo tak miał na imię szklarz, wstawiał okna, ja i Platz sprzątaliśmy całe mieszkanie. Bardzo się zaniepokoiliśmy, kiedy znaleźliśmy kawałek materiału za fotelem. Zabawne, bo kojarzyłem to ubranie, to był kawałek koszuli Bena. Nie mam pojęcia, skąd on się wziął w tym miejscu i dlaczego specjaliści go nie znaleźli. Cóż, pewnie słabo szukali.
Nie chciałem wracać do łóżka, w którym spałem z Alex. Więc wybrałem kanapę w salonie. Kiedy ją ścieliłem, znalazłem karteczkę wciśniętą pomiędzy wewnętrznym brzegiem siedzenia a tylną ścianą kanapy.

„You made me a believer."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz