XIII

223 35 13
                                    

— Przecież...ale jak to jest możliwe? — spytałem, śmiejąc się, licząc, że był to słaby żart.

— To raczej pytanie do pana McKee — odparł Freeman bez cienia uśmiechu.

Ale dlaczego? Dlaczego Ben to zrobił? Przecież się przyjaźniliśmy, mieliśmy razem zespół. Byliśmy jak bracia!  Moja głowa była pełna sprzecznych myśli.

Nagle poczułem, że dłoń Alex delikatnie drgnęła. Z głośnym świstem wypuściłem powietrze z płuc. Jej głowa niezauważalnie poruszyła się lub miałem jakieś zwidy.

— Pani Alexandra była pod wpływem silnych środków przeciwbólowych — wyjaśnił lekarz, który wyłonił się zza funkcjonariuszy, nawet wcześniej go nie widziałem. — Za chwilę powinna się wybudzić.

— D-Dobrze — odparłem. Mój głos się łamał. - C-Co teraz z Benem? — skierowałem się do Freemana.

— Są u niego nasi ludzie — odparł. — To znaczy, powinni już być — sprostował. — Zostanie aresztowany, a potem pozbawiony wolności. — Wzruszył ramionami. — A! — zawołał donośnie. — Oczywiście odbędzie się przesłuchane, na którym pan McKee wyśpiewa nam, gdzie jest pan Daniel i jego żona.

— Rozumiem. — Pokiwałem głową.

Nagle głowa Alex się poruszyła. Skierowała swoją twarz w moją stronę. Była niesamowicie zmęczona i mizerna, nie do poznania. Spostrzegłem ruch powiek, z wrażenia delikatnie podskoczyłem na krzesełku.

— A-Alex — wyszeptałem — kochanie, obudź się...dla mnie.

Jej twarz nieznacznie drgnęła — wykrzywiła się w grymasie bólu.

— Wayne? - Nagle usłyszałem jej cichy, praktycznie niesłyszalny szept.

Poczułem, jakby moje serce się zatrzymało. Miałem obok siebie moje małe słońce, gdy zniknęło, moje życie było jak smutny, deszczowy dzień — bez cienia słońca na niebie. Gdy usłyszałem jej szept, słońce ponownie wróciło na niebo, dając tęczę.

— Tak, kochanie, jestem obok ciebie — szepnąłem równie cicho, aby nie usłyszała, że płaczę. Chociaż to były łzy szczęścia. Ponownie do mojego życia wróciła jedna z najważniejszych jednostek. Obok Alex znajdowała się muzyka. Wraz z Alex dawała mi najwięcej radości i pozytywnej energii.

— G-Gdzie my jesteśmy? — spytała.

— To szpital — wyjaśniłem. — Jesteś już bezpieczna, nigdy więcej cię nie opuszczę. — Delikatnie pocałowałem ją w czoło.

Nagle rozbrzmiał telefon. Freeman zerwał się na równe nogi i szybko go przyłożył do ucha.

— Tak? — spytał mocnym głosem.

Przez chwilę wsłuchiwał się w słowa osoby za drugą stroną telefonu. Nagle jego twarz rozpromieniała.

— Macie ich? — zawołał. — Żywych? A on? Gdzie on jest?

Czy chodziło mu o Dana, Aję i Bena?

Czy ten koszmar się już skończył i wszystkich odnaleziono?

Freeman rozmawiał jeszcze chwilę, lecz wyłączyłem się na jego słowa. Najważniejsza w tym momencie dla mnie była Alex.
Mężczyzna zakończył rozmowę i zawołał donośnym głosem:
— Mamy ich!

— Dan i Aja? — spytałem.

— Tak! Całych i zdrowych! — dodał. — To znaczy, Aja jest zdrowa, Dan zostanie przetransportowany do szpitala na oddział psychiatryczny.

— Ale jak to?

— Dan nie poradzi sobie sam z tym wszystkim — odparł. — Przecież krótko przed porwaniem zachorował.

— Rzeczywiście ma pan rację... — powiedziałem bez cienia przekonania. — A gdzie oni byli? W lesie tak jak Alex? — zapytałem.

— Ta odpowiedź zapewne pana zaskoczy - odpowiedział, uśmiechając się. — Byli u pana Bena w domu — dokończył. — W piwnicy.

Zapewne, gdy usłyszałem te słowa, niesamowicie pobladłem.

— Jego też mamy — dodał po chwili. Zapewne chodziło o Bena. — Już jedzie na komisariat.

Zobaczyłem, że Alex zasnęła. To pewnie po tych lekach. Przypomniałem sobie o Platzmanie i Marii, siedzących na korytarzu. Zapewne umierali z ciekawości.

— Czy mógłbym na chwilę wyjść? — spytałem. — Na korytarzu siedzi mój przyjaciel, chciałbym mu powiedzieć, że Dan żyje.

— Naturalnie. — Uśmiechnął się Freeman.

Po cichu podniosłem się z krzesełka i równie cicho wyszedłem z sali. Zobaczyłem dziwny widok. Głowa Marii znajdowała się na ramieniu Platza. Gdy tylko mnie zobaczyli, od razu usiedli prosto.

— I jak? — zawołał szybko Platz. — Co z Alex?

— Więc. — Wziąłem głęboki wdech. — Została znaleziona w lesie przywiązana do drzewa. Ale żyje i wyjdzie z tego. Przed chwilą Freeman, dostał telefon, że znaleźli Dana i Aję, i Dana przekierowali do psychiatryka. — Ostatnie słowo ciężko przeszło mi przez gardło. — I wiesz kto, to wszystko zrobił? Ben.

— Czekaj, co? — zawołał Platz i szybko zamrugał powiekami. — Ben ich uprowadził? — krzyknął. — Jak ja do dorwę! Jak ja mu ukręcę ten zakuty łeb.

— Spóźniłeś się — powiedziałem. — Już go zgarnęli i wiozą na policję.

Potem dowiedziałem się, iż Ben nie spodziewał się, że ktoś planuje go złapać. Gdy go zakuli w kajdanki, sam powiedział, gdzie jest Dan i Aja. Jedyne czego nie rozumiem, to dlaczego to zrobił. Przecież się przyjaźniliśmy... Widać, nie można ufać nawet najbliższym osobom.

Dzisiaj po południu będą nas przesłuchiwać. Na początku Bena, a potem mnie, Platza i Marie. Nie wiem, dlaczego ją też, lecz nie wnikałem w to. Alex i Aję również będą przesłuchiwać, ale zapewne, kiedy dojdą do siebie.

*

Aja dojechała do szpitala. Cała się trzęsła i wyglądała jak żywa śmierć. Powiedziano mi, że jako jej przyjaciel powinienem do niej pójść. Wziąłem ze sobą Platza i ruszyliśmy w kierunku jej sali.

— Co ty robiłeś z Marie? — spytałem, gdy Maiman pojechała do domu.

— Nic — mruknął zdawkowo i wzruszył ramionami.

Weszliśmy do sali Ai, gdy nas zobaczyła, delikatnie się uśmiechnęła. Opowiedziała nam wszystko. To, że Ben przyjechał i nagle przycisnął Aję do ściany. Sparaliżowany strachem Dan, nie zareagował na głośny krzyk Ai. McKee wyciągnął sznur z kieszeni i związał Aję, następne wziął ścierkę z kuchni i zakneblował ją. Z Danem zrobił to samo. Szybko, niezauważalnie, przeniósł ich do samochodu. Nawet nie mogę w to uwierzyć, że Ben udźwignął Dana i że żaden z sąsiadów niczego nie zauważył.
Wszystko układało się w jedną całość. Platz przypomniał sobie, że gdy przyjechał po Bena, ten był niesamowicie zziajany i czymś zmęczony. Gdyby Daniel przyjechał chwilę wcześniej, to by go przyłapał! McKee miał cholerne szczęście w tym wszystkim, co robił. Platzman został jeszcze chwilę z Ają, a ja pobiegłem do Alex. Znowu spała, była strasznie wycieńczona. Najchętniej byłbym z nią cały czas, ale szpitalny personel zakazał mi pobytu w nocy. O dziewiątej mam opuścić jej salę. Spojrzałem na zegarek, miałem jeszcze dziesięć minut.

„You made me a believer."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz