Rozdział 6 | Bonus.

362 36 9
                                    

Wow, widziecie wy to? Prawda?100

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wow, widziecie wy to? Prawda?
100.
100 gwiazdek. O.o

Z wyrazami wdzięczności bonusowy rozdział (ok. 1000 słów), napisany w pierwszej osobie, bo tak.

Macie i cieszcie się...

...i dzięki, że to czytacie.

------------------------------
~Pow. Blue~

Ink wrócił do anty-voidu.

Uff, na szczęście obiecał mi, że nic nie powie Papyrusowi. Oboje, malarz i Pap, zachowują się jakbym był dzieckiem. Przecież jestem już prawie dorosły!

Gdyby brat dowiedział się, że grałem w pokera, natychmiast zakazałby mi się widywać z Outerem i Redem. To by było okropne, a szczerze? Mocno tęskniłby za opowieściami oraz żarcikami obu z nich...
W sumie na następnym spotkaniu poprosi Reda, aby ten nauczył go grać w rutekę czy co tam Ink powiedział. Nie chcę, aby malarz się mną opiekował - niczym małym dzieckiem. Ja sam będę ustalał co mi wolno, a co nie. Jeżeli mam ochotę zagrać w rurekę, to w nią zagram!

Ech, to pewnie jest ten bunt nastolatka, o którym mówił Paps.

- Dobra chłopaki, ja już muszę iść... - odezwał się Red przerywając chwilę ciszy, jaka zapanowała po odejściu Inka. - mój bro zacznie się jeszcze martwić.

Red zaśmiał się nerwowo. Oh. Szkoda, że nie może zostać dłużej. Poprzednia rundka miała być naszą ostatnią, ale wtedy pojawił się Ink i zabrał wszystko o co graliśmy. Żelki, pieniądze, drobne przedmioty, a nawet moje tacosy. Ubrany w czerwień szkielet najbardziej na tym ucierpiał. Jest naprawdę dobry w pokerze i na pewno podczas gry z nami trochę by się wzbogacił.

Red wstał z łóżka i otrzepał się z resztek tacosów, którymi się przedtem poczęstował.

- Dobrze nam się grało - odezwał się Outer. Wszyscy obecni w pokoju pokiwali głowami.

- To co? Znowu się spotykamy we wtorek o tej samej porze? - Red i Outer skierowali na mnie swoje spojrzenia.
- No jasne! - zawołali chórem.

- Pow. Red -

To była ku*na najlepsza gra pokera jaką kiedykolwiek miał! W pierwszej rundzie wpadł mu poker królewski! Niesłychane, ale oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy, a skończyło się na tym, że pozostał bez grosza. Jeb** moje chol***a szczęście. Nie dość, że konfiskacja przez Inka fantów, to oczywiście mogło go od razu przeteleportować do domu, ale nieee, znajdował się teraz na drugim końcu Snowdin. Naprawdę, ktoś powinien w końcu zrobić porządek z tą chu**** teleportacią miedzwymiarową. A co by było gdyby tepnęło mnie kilka kroków w bok? Skończyłbym jako kupa kości na dnie klifu.

Jako szczyt swego lenistwa przeteleportowałem się przed swój dom i otwarłem drzwi. Papyrus oglądał telewizję, jak zwykle o tej porze.
- Czołem szefie - wszedłem do kuchni, aby po chwili wrócić ze szklanką wody. Kiedy przyszedłem telewizor był wyłączony.
- O wróciłeś. Mógłbym się teraz dowiedzieć gdzie byleś?
- Mówiłem ci już rano, u jednego z Sansów - najnormalniej w świecie napiłem się wody.
- I?
- I co? - spytałem lekko zmieszany. Papyrus spojrzał na mnie dziwnie.
- Słyszałem, że niektórzy Sansowie chodzą z innymi wersjami Sansa... - zadławiłem się wodą. Kilka razy kaszlnąłem.
- Spoko bro... znaczy boss! nie jestem takim typem osoby, aby chodzić ze sobą - próbowałem wyjaśnić sprawę. Skąd w ogóle wziął taki pomysł? - ...to by było bez sansu - dorzuciłem kawał. Papyrus kupił to.

- Wykwintnie Sans! To ja pójdę do swojego pokoju.

- Branoc - powiedziałem, patrząc z nieufnością na szklankę, która przed chwilą targnęła się na moje życie. Papyrus tylko kiwnął głową i po chwili usłyszałem trzaśniecie drzwi. Zapanowała cisza...

Głośne pukanie przerwało ją bezlitośnie. Biedna cisza musiała podać się do dymsji. Spojrzałem przez wizjer. Blue stał przed drzwiami, czekając na otwarcie drzwi, co po chwili nastąpiło.

- Blue. Co. Ty. Tu. Robisz? - Jak Papy zobaczy innego Sansa tuż po tym jak oznajmił, że z nikim nie chodzi, to nie wiadomo co pomyśli.

- Red, przyniosłem twoje kar... - nie dokończył, ponieważ teleportowałem nas do swojego pokoju. Sprawdziłem czy wejście jest zamknięte.

- Przepraszam, brat się wcieka jeżeli przyprowadzę gościa bez jego uprzedniego pozwolenia. - wcale też nie dlatego, że to wyglądałoby podejrzanie...
- O - Blue wyglądał na trochę zawstydzonego. - To ja przepraszam za kłopot. Ale masz!
Wręczył mi talię moich kart. To było słodkie z jego strony... Że co do cho**ry ja właśnie pomyślałem?
- Eeee dzięki.
- To miłej nocy! - zawołał Blue i mnie przytulił.

Następnie wyskoczył przez okno.

~pow. Blue~

Skończyłem z głową w zaspie. Genialnie! Trochę śniegu wpadło mi do oczodołu. Strzepałem większość białego puchu i spojrzałem w górę. Red wychylał się przez okno, sprawdzając, czy nic mi nie jest. Czy mi się wydaje czy się zarumienił? Raczej mi się przewidziało, bo przecież po co miałby? To był tylko przytulas. Pomachałem do niego, żeby wiedział, że jestem cały. Następnie podszedłem do szkieleta opierającego się o ścianę.

Outer podbiegł do mnie, gdy tylko mnie zauważył.

- Możemy już wracać! - zawołałem. Dzięki Outerowi z łatwością dostałem się do wymiaru Underfell, w którym żyje Red. Samemu nie moglem się tu tepnąć, ponieważ Papy uznał, że danie mi teleportera jest niebezpiecznie. Tylko dzięki temu przyrządzeniu większość Sansów ma możliwość przemieszczania się między wymiarami. Oczywiście są wyjątki, takie jak Ink, Dream, Geno, Fresh i "źli" Sansowie, którzy odkryli własny sposób. Pamiętam jak Papyrus kręcąc głową nie dał mi teleportera, mówiąc: "To dla twojego dobra". Spytałem się Undyne, czy by mi takiego nie załatwiła, ale ona też powiedziała coś w tym stylu. Uch. Wszyscy traktują mnie jak dziecko. Można się wściec. Mam przecież siedemnaście lat.

Na szczęście Red i Outer nigdy tak mnie nie traktowali - zawsze na równi. Naprawdę przyjemnie spędza się z nimi czas.

- Okej - odparł mój gwiezdny przyjaciel. Wyciągnął rękę, gotowy do teleportacji. Chwyciłem ją i zarumieniłem się. Czemu? Nie mam pojęcia.

Potem wszystko się zamazało.

*pow. Outer*

Kiedy światu wróciła ostrość zobaczyłem niebieskie kwiaty. Po chwilowym skołowaniu zrozumiałem, że to są kwiatki Echo i znajdujemy się w Waterfall. Mieliśmy się znaleźć przed domem Blue, ale jak zawsze teleportowało nas troszeczkę dalej. Blueberry rozejrzał się po otoczeniu.
- Jesteśmy blisko domu. W tamtym kierunku - wskazał na wijącą się drużkę poprzez pole kwiatów. Gdzieś w pobliżu usłyszałem cichą konwersację, coś o gwiazdach.

Pewnie w Outertale Papyrus zaczyna mnie wyglądać. Powinienem już wracać, ale spędzanie czasu z Blue to wielka frajda. Blueberry jest niczym najjaśniejsza z gwiazd, zawsze radośnie świecąca, dająca odrobinę szczęścia, podczas ciemnej nocy. Niczym rzadki kwiat, który trzeba chronić.

- Sam już odtąd dojdę.

-Nie! - Sprzeciwiłem się. Blue spojrzał na mnie zdziwiony. - Znaczy, nie obrazisz się, jeśli cię odprowadzę? Nie chcę żeby coś ci się po drodze stało.

Blueberry spojrzał na mnie dziwnie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, a następnie je zamknął. Krótko skinął głową i wywinął się z uścisku. Nawet nie zauważyłem, że po teleportacji dalej trzymaliśmy się za ręce.

Coś źle powiedziałem?

Zawiązałem luźną konwersację, ale Blue nie był jakoś rozmowny. Wkrótce trafiliśmy do Snowdin, w którym ciągle padało, ale już z mniejszym natężeniem. Niebiesko ubrany szkielet otworzył drzwi swoim kluczem.

- Uff, Underfell zawsze przeprawia mnie o ciary. Lepiej sam tam nie chodź, Blue. Twój Papyrus by mnie zabił, gdy coś ci się tam stało - Blueberry coś wyszeptał, niestety nie usłyszałem co. - Hmm? Coś mówiłeś?

Bardzo wolno i ze niespotykaną u niego złością powiedział trzy słowa:

- Nie. Jestem. Dzieckiem.

Zatrzasnął drzwi.

----------------------
-~#Niewiemcopiszę~-

Zrządzenie Losu | Error x InkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz