Rozdział 1 | Zejdź mi z drogi.

847 49 12
                                    

Zimowy krajobraz lasu rozciągał się, aż po widnokrąg. Wszędzie panował biały kolor. Oprócz strzelistych drzew iglastych nie występowała żadna inna forma roślinności. Może pod grubą warstwą śniegu znajdują się ukryte kwiaty - czekające na odwilż, który nigdy tutaj nie zachodzi. Gdzieś w oddali majaczyły zarysy pierwszych budynków miasta Snowdin. Co ciekawe mimo trudnych warunków i ostrych zamieci sam las jak i wioska była zamieszkana przez liczne potwory. Gdzieniegdzie widać były ślady stóp, od małych i niepozornych, po wielkie mogące należeć do jakiejś ogromnej istoty, zapewne niedźwiedzia.

Postać oparta o drzewo cały czas przemierzająca wzrokiem krainę poruszyła się. Krajobraz był niezwykły, niczym namalowany, ale jeśli widzi się coś często i wystarczająco długo traci to na wartości. Tak przynajmniej uważał Error. Cały ten świat to dzieło niedoświadczonego artysty, który próbując odwzorować oryginał stworzył coś nowego. Ten wymiar nie powinien istnieć. Jedynym słusznym dziełem jest Undertale. Na tym świecie nie ma miejsca na inne dzieła. Na tym i na innych. Każdy element czyniący ten świat wyjątkowy nigdy nie powinien istnieć. Szkielet przeciągnął się. Czas zabrać się do roboty.

Jedyne co wyróżniało to AU jest zamiana dwóch postaci rolami. Error nazywał takie błędy swapami. Kiedy Frisk dużo razy resetowała, czasami pojawiał się takie błędy. Działo się to dosyć często, zwykle były to dwie- cztery postacie. Czasami pojawiają się takie niedorzeczne swapy jak Temmie z Undyne. Nie są to tak poważne błędy jak Underswap albo Storyshift - gdzie wszystkie postacie zostały zamienione - ale dalej trzeba je zlikwidować. Potwór schował się za drzewo, kiedy usłyszał głośny charakterystyczny śmiech Papyrusa - w tym wypadku była to jednak Toriel. Tak. Toriel i Papyrus zostali zamienieni miejscami. To brzmi naprawdę głupio, ale to prawda. Z wiedzy jaką aktualnie posiadał Error Papyrus siedzi w ruinach jako sprzątaczka i właśnie pomaga przejść Frisk przez pierwsze pułapki.

- Jasne sis - między drzewami wyłonił się znany komediant, który, jak wszystkie inne postacie, dalej był sobą. - Rozumiem, że chcesz dołączyć do Straży Królewskiej, ale to nie powód aby wydzierać się na cały las - powiedział Sans próbujący trochę ostudzić entuzjazm tutejszej Toriel, niestety jego wysiłki poszły na marne. W pole widzenia Errora weszła Toriel ubrana w zbroje. Rzadko można coś takiego zobaczyć. Pomyślał szkielet. Rozradowana dalej szła szybkim chodem kilka kroków przed wiecznie ociągającym się Sansem. Było to idealne miejsce na pułapkę, aż szkoda nie wykorzystać okazji. Dwójka potworów dalej szła przed siebie, powoli docierając do miejsca kryjówki czarnego szkieleta. Kozica nie wiedziała co za chwilę ją spotka.

- N-n-o d-dalej, je-jesz-szcze chwila - niecierpliwie wyszeptał Error.

Dwa płytkie oddechy. Teraz był idealny moment.

Szkielet użył swojego ataku. W tym samym momencie usłyszał znienawidzony przez siebie głos.

- UWAGA!! - Toriel magiczną siłą - najpewniej niebieskim atakiem - została odepchnięta do tyłu wpadając na Sansa z tego AU, zwalając ich obu z nóg. Ułamek sekundy później, tam gdzie przed chwilą stała koza z ziemi wyłoniły się pięć kości Errora - wystarczająca ilość aby zabić. Ta sama ilość pocisków przeleciała koło zglicht'owanego [czyt. zgliczowanego] szkieleta, zmuszając go do opuszczenia swojej kryjówki. Error cicho przeklnął i spojrzał na swojego znienawidzonego wroga. Jego pułapka została zniweczona. Ink stał przed powalonym rodzeństwem - kozy i szkieleta - trzymając swój pędzel obiema rękami, niczym włócznią.

- ZEJDŹ MI Z DROGI - wysyczał wściekły Error. Ink obejrzał się jakby niepewny, czy do niego skierowane były te słowa. Zglichcht'owany potwór nienawidził jego dziecinnego podejścia, chociaż kiedy Ink jest poważny, jeszcze bardziej go denerwował.

- Sorki, ale przejścia nie ma, musisz wrócić do Anty-voidu - machną pędzlem rysując w powietrzu niebieski znak stop. Czy ten głupi artysta myślał, że to kiedyś zadziała? Powtarza ten tekst już piąty raz.

- Ni-e uz-znaję zn-aków d-rogo-wych - czarny szkielet zaatakował kośćmi. Ink zrobił szybki unik dalej chroniąc rodzeństwo, które miało problem z ogarnięciem co się dzieje. Znak nie przetrwał salwy kośćmi i zamienił się w wodną plamę na śniegu.

- A więc jesteś piratem drogowym! - krzyknął Ink robiąc wypad do przodu trafiając pędzlem w lewy oczodół Errora nim ten zdążył odskoczyć. Czarny szkielet przez chwilę poczuł spływającą farbę po czaszce. Artysta pstryknął, a płyn zamienił się w opaskę na oko - w tym wypadku na oczodół.

- Voilà [czyt. wuala]! Brakuje tylko papugi i drewnianej nogi, a zostaniesz prawdziwym piratem - zglicht'owany potwór ze złością zerwał przedmiot. Ink szybko spojrzał na rodzeństwo - Eee. Sans. Toriel. Powinniście się stąd szybko ewakuować, nim coś się wam stanie.

- Ale... - Toriel zaczęła.

- Sis, rób co ci każe - jedno spojrzenie Sansa wystarczyło, aby przekonać ją do ucieczki. Pobiegła w stronę Snowdin. Najwyraźniej Sans ogarnął, że Ink jest po ich stronie. Error spojrzał na przeciwników. Dwóch na jednego. Niezbyt szlachetnie, ale co on się na tym zna.

- Za-araz r-rozwale c-ci tak ocz-czodół, ż-że sam bę-dziesz mus-ał ją n-nosić - rzucił opaską w Inka. Tutejszy Sans spojrzał na czarnego szkieleta.

- Nie wiem kim jesteś, ale próbowałeś zabić moją siostrę, a tego ci nie wybaczę.

W sumie Error nie przejmował się tym glicht'em. Jedynym jako-takim zagrożeniem był Ink i jego głupi pędzel. Chyba artysta też zdał sobie z tego sprawę bo zawołał:

- Sans, dam sobie radę - szkielet ani drgnął. - Musisz popilnować Toriel, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. Musisz ostrzec najbliżej mieszkające potwory...- Error wystrzelił z blastera, który wydał charakterystyczny dźwięk. Ink kilkoma ruchami pędza namalował ścianę, za którą schował się.

- JUŻ! - Sans tepnął się zostawiając szkieletów samych. Kolejna salwa kości i wystrzelone dwa blastery na swój cel obrały sobie Artystę. On sam teleportował się za Errora uderzając go pędzlem i rozchlapując farbę. Przeciwnik odpowiedział kośćmi i niebieskimi linkami. Po paru zwinnych unikach artysta machnął pędzlem, chybił, ale wytrącił czarnego szkieleta z równowagi. Ten w kontrataku zaatakował sznurkami oplatając nimi pędzel. Szybkim ruchem prawej ręki Error oddzielił Inka od swojego pędzla. Natomiast artysta odskoczył przed kilkoma kośćmi.

***

Po szóstym ataku z blasterów Ink teleportował się koło Brooma. To nic dziwnego, że nadał imię przedmiotowi. Każdy to robi, prawda? Error trzymał pędzel wysoko, aby nie dało się go dosięgnąć, ale w ferworze walki zapomniał, że Ink umie się teleportować, co właśnie zrobił. Teleportował się dwa metry nad pędzlem. Grawitacja zaczęła działać i podczas spadania Ink złapał się pędzla. Linki, dzięki sile ciężkości oraz wyhamowaniu szybkości spadania, nie wytrzymały i pękły. Artysta z uwolnionym przedmiotem upadł na ziemię.

- Kończmy zabawę - Ink pobiegł w stronę Errora z wyciągniętą bronią. Nagle artysta stanął na sznurówce. Potknął się. Siła przyciągania, jeszcze przed chwilą działająca na jego korzyść zbuntowała się. Z siłą rozpędu wpadł na Errora i obaj się przewrócili. Nim zorientowali się co się stało, było za późno. Ink i Error przez zrządzenie losu zwalili się jeden na drugiego, a ich usta trafiły na siebie...

Trwało to przez sekundę, ale jednak...

Pocałowali się.

-------------
Info:
- au zostało wymyślone na potrzeby książki,
- sis - ang. zdrobnienie od słowa siostra.
-----------
Dostałam challenge'a, aby napisać Error x Ink, więc oto jestem. Potraktujcie ten rozdział jako przydługawy wstęp.
Ps. Mam nadzieję, że opowiadanie wam się spodoba.

Pss.

Zrządzenie Losu | Error x InkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz