Nowe Początki
Sofia, słoneczna stolica Bułgarii. Położona u podnóży Witoszy, nad rzeką Iskyr. Choć miejscami obdrapana, pozbawiona tynków ma w sobie swój tajemniczy, wręcz magiczny urok. W ciepłe, letnie wieczory na jej szerokich chodnikach rozstawiają się puby i bary. W kawiarniach położonych na płaskich dachach budynków światła gasną wczesnym rankiem, gdy świt zbliża się nieubłaganie. Śmiech, śpiew i muzyka ciągle zajmowała czołowe miejsce w życiu codziennym mieszkańców. Tak więc wieczory przeciągają się w długie noce. Gdy za horyzontem znika słońce jasne gwiazdy migoczą na niebie jakby przemawiały do ludzi, a może nawet do utrudzonych czarodziei docierających tutaj dopiero nocą.
Gdzieś w samym jej centrum mała kamienica, z odpadającym już żółtym tynkiem, wypełnia się szuraniem kartonów i odgłosem stukania butów po starych, drewnianych schodach. Kawiarnia na parterze wypuszcza przez swe okna zapach świeżo parzonej kawy i domowego ciasta. Natomiast mieszkanie nad nią było teraz porannym polem bitwy. Ubrania, pamiątki rodzinne, zdjęcia i cała masa drobiazgów miała górującą przewagę w walce nawet z tak doświadczonymi czarodziejami jak rodzice Andy. Pokój dziewczyny na poddaszu, jak do tej pory kolorowy, teraz stał kompletnie pusty. W miejscach, gdzie stały meble, można było teraz zobaczyć popisane i zakurzone ściany. Drewniane krokwie pozbawione już wesoło zwisających lampek. Stary drewniany parkiet odkrywał przed światem niekończącą się opowieść o latach swojej świetności. Zniknęły zdjęcia powieszone na każdym kawałku pomieszczenia i porozrzucane po podłodze najnowsze numery "Czarownicy". Po biurku, na którym pełno było wycinków z angielskiego Proroka Codziennego i magicznych ksiąg pozostało tylko wspomnienie. Zawsze otwarte okno, wpuszczające przez swoje ramy odgłosy wiecznie żywego miasta teraz były szczelnie zamknięte.
-Kochanie, jesteś gotowa? – do moich uszu dotarł melodyjny głos Charlotte.
-Już idę mamo! – odkrzyknęłam przewracając oczami.
Jednym skrzypnięciem drzwi zamknęłam za sobą masę swoich wspomnień. Z samego rana miał mnie przywitać pochmurny Londyn. Wielka metropolia czarodziejskiego świata. Jako córka aurorów nie narzekałam na nudę, choć rodziców więcej nie było niż byli. Przeprowadzamy się tyko ze względu na ich pracę, kolejne wezwanie od Ministerstwa Magii. Tata zapakował ostatni, lekko pomniejszony karton, do bagażnika samochodu, a mama posłała mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam jej gest i wpakowałam tyłek na tylne siedzenie. Oparłam ciężko głowę o szybę i cicho jęknęłam.
Londyn przywitał nas, o dziwo, krystalicznie czystą pogodą. Przyglądałam się szybko przechodzącym ludziom. Była trzecia nad ranem, a na ulicach były tłoki. To miasto, chyba nigdy nie przestawało egzystować. Bolał mnie tyłek, a powieki były okropnie ciężkie, jakby ktoś położył mi na nich odważniki. Mijaliśmy wielkie wieżowce, piekarnie i lokalne sklepiki, małe domki i wielkie posiadłości zanim dotarliśmy pod nasze nowe lokum.
Przywitał nas mały domek z czerwonej cegły, zupełnie identyczny jak każdy na tym osiedlu. Kremowa kuchnia z białymi meblami i kwadratową wysepką pośrodku była połączona z salonem. Duże okna prowadziły na spory ogródek. Mały korytarz posiadał jeszcze parę drzwi. Za jednymi z nich znajdował się gabinet, wyposażony w biurko, na którym walało się już pełno papierów i regały z książkami. Natomiast drugie prowadziły do zwyczajnej łazienki. Mały schowek pod schodami, nie różniący się niczym od innych schowków. Na piętro prowadziły schody, już nie drewniane i skrzypiące, ale wyłożone wykładziną. Toaleta, sypialnia rodziców, w której i tak będą spędzać mało czasu i pokój spełniający wystarczające standardy dorastającej czarownicy.
Jasnoszare ściany, kremowe meble i mały niebieski dywan. Nie było najgorzej, przynajmniej według mnie. Rzuciłam na niego jeszcze jedno pospieszne spojrzenie i ruszyłam do samochody po choć część swoich rzeczy. Uporanie się z tym wszystkim nie było takie proste, pod sam koniec zaczęła mnie nawet łapać zadyszka. Kiedy wszystkie kartony pojawiły się i wręcz zawaliły mój nowy pokój, trzeba było je jeszcze rozpakować. Na małym biurku poukładałam nowe wydania „Czarownicy" i co pomniejsze książki, które nie zmieściły się w regale. Na nim zresztą i tak królowały mugolskie tomy i opowieści. Ubrania niezgrabie wepchnęłam do szafy i przetarłam dłonią twarz. Na zewnątrz robiło się już prawie jasno, kiedy rzuciłam się w miękką pościel. Sen nadszedł szybko i również tak się skończył.
-To są chyba jakieś żarty. – mruknęłam pod nosem, kiedy coś uporczywie stukało w moje okno.
Kilka dobrych chwil zajęło mi zrozumienie, że mój pokój znajduje się na piętrze i to nie któreś z rodziców stuka w moje okno. Poderwałam się do siadu jak oparzona i zobaczyłam przez szybę małą sówkę, która uporczywie wali dziobem w okno. Wypuściłam powietrze ze świstem i podniosłam się z łóżka. Otworzyłam okno i pogłaskałam sowę po głowie przejmując od niej list. Koperta była lekko żółta, a na odwrocie brylowała pieczęć z czerwonego wosku. Zielonymi literami ktoś wypisał na niej mój bardzo dokładny adres.
Sz. P
Andrea Marie Davids
Sypialnia na piętrze
Hermon Hill 3
Londyn
Delikatnie rozerwałam pieczęć i wyciągnęłam z koperty dwa listy zapisane również zielonym atramentem.
Szanowna Panno Davids,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została pani przyjęta do szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny zaczyna się pierwszego września.
Z wyrazami szacunku
Minerwa Mcgonagall(Dyrektor szkoły)
Cóż, doskonale spodziewałam się listu z nowej szkoły, ale chyba nie aż tak szybko. Moja jedyna wiedza o Hogwarcie była taka, że istnieje. Rodzice coś wspominali o niej kilkukrotnie, jednak z czasem ich słowa gdzieś zatarły się w moim umyśle. W Bułgarii było inaczej, poznałam wszystkich pierwszego dnia, a tutaj będę wystawiona na ciekawskie oczy i ciągłe pytania. Może nie chciałam być niesamowicie popularna, ale dobrze byłoby mieć choć jedną znajomą twarz.
CZYTASZ
Nowa Huncwotka[James Syriusz Potter]
Teen FictionKsiążka w remoncie Życie lubi płatać nam wiele figli. Niektóre kończą się dobrze, inne nie koniecznie. Jednak życie nie polega tylko na sztywnych regułach i zasadach. Czasem potrzebujemy jednego impulsu do zmiany. Jednego małego bodźca lub konkretne...