3

3.1K 119 15
                                    

Trójka Roześmianych

Weszłam do pubu i w tym momencie zdałam sobie sprawę, że mam niemały problem. Nie miałam kompletnie pojęcia jak dostać się teraz do domu. Proszek fiuu, który miałam upchany do kieszeni był bezużyteczny, ponieważ rodzice nie zdążyli jeszcze podłączyć kominka do sieci. Moja różdżka leżała i pachniała na moim biurku wśród walających się tam magazynów. Opadłam na wysoki stołek przy barze. Przetarłam dłonią twarz i zwróciłam się z uśmiechem do barmana. Okazało się, że ma na imię Tom i z zaskakującą ochotą przywołał dla mnie magiczny autobus. Sama do końca nie byłam pewna, czego się po tym spodziewać. Podziękowałam mu serdecznie i wyszłam przed Dziurawy Kocioł.

Był to wściekle fioletowy, trzypiętrowy autobus, a na jego przedniej szybie widniał złoty napis BŁĘDNY RYCERZ. Z pojazdu wyskoczył konduktor w purpurowym uniformie.

-Witam Panią w imieniu załogi Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego transportu dla czarownic i czarodziei zagubionych w świecie mugoli. Wystarczy machnąć ręką, która ma moc, a zawieziemy Panią, gdzie tylko trzeba. Ja nazywam się Arthur Clark i będę pańskim przewodnikiem.

Arthur był chyba niewiele starszy ode mnie. Miał obficie obsypaną twarz piegami i bladozielone oczy.

-To, dokąd? – zapytał widząc moją skonsternowaną minę.

-Hermon Hill 3, jeśli można. – powiedziałam i wspięłam się po kilku stopniach prosto do autobusu.

Z zewnątrz dość mocno przypominał zwykły mugolski autobus, jednak w środku zamiast siedzeń były łóżka. Zmarszczyłam brwi, jednak usiadłam najszybciej jak umiałam. Autobus ruszył z ogromną prędkością, a ja złapałam się mocno łóżka, na którym siedziałam. Poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Sunęłam po całym pojeździe nawet przy najmniejszym zakręcie. Błędny Rycerz zatrzymał się przy moich drzwiach, a ja odetchnęłam z ulgą. Złapałam swoje siatki i uśmiechnęłam się słabo w stronę Arthura omal nie wyskakując z autobusu. Kiedy tylko wysiadłam magiczny pojazd ruszył natychmiast z lekkim trzaskiem.

Przekraczając próg domu zastała mnie prawie kompletna cisza. Tylko rodzinna sowa pohukiwała cicho w gabinecie rodziców. Westchnęłam cicho i wspięłam się po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam torby na podłogę i przeciągnęłam się. Prawdę powiedziawszy nie miałam w Londynie nic do roboty. Nie znałam okolicy, ani nawet własnych sąsiadów. W Bułgarii było całkiem inaczej, niektóre popołudnia spędzałam w pubie starej czarownicy, gdzie mogłam słuchać opowieści z magicznego świata. Potrafiłam tam spędzać dzień za dniem. W starej szkole miałam znajomych, ale raczej z nikim nie udało mi się mocno związać, więc nie miałam nawet do kogo wysłać listu.

Westchnęłam przeciągle i wyciągnęłam z jednej z siatek opasłe tomisko „Historii Hogwartu". Dotknęłam opuszkami palców brzegu książki, gdzie wyryto złotymi literami imię autorki: Bathilda Bagshot. Mruknęłam pod nosem i rozłożyłam się na łóżku. Zapamiętałam cztery domy i zaczarowany sufit. Było też dużo wzmianek o Albusie Dumbledorze poprzednim dyrektorze. Był to podobno jeden z najpotężniejszych czarodziejów swoich czasów.

Obudziłam się, kiedy słoneczne promienie padły na moją twarz. Było zaraz po świcie. Rozejrzałam się zaspanym wzrokiem wokół. Książka leżała na podłodze, a ja nadal miałam na sobie ubranie z poprzedniego dnia. Przetarłam dłonią twarz i podniosłam się z łóżka. Spojrzałam na siebie w lustrze. Włosy splątane i sterczące w każdą stronę i poszarzała cera. Skrzywiłam się do swojego odbicia i powłóczyłam nogami do łazienki, zabierając wcześniej jakieś czyste ubranie. Ciepłe krople wody przyjemnie rozluźniły moje ciało. Chwila spokoju w wielkim chaosie.

***

Pierwszy września. Przez większość nastoletniej populacji dzień uznany za zło konieczne. Zerwałam się na równe nogi, kiedy tylko budzik zaczął z wielkim hukiem wybijać godzinę szóstą. Mogłabym przysiąc, że dopiero co widziałam na nim czwartą rano. Potknęłam się, z cichym przekleństwem na ustach, o spakowany od tygodnia kufer. Czułam się jak tykająca bomba, do końca nie wiedząca, które uczucie góruje w moim ciele. Była to mieszanka wielkiego podekscytowania i jeszcze większego strachu. Gdzieś wewnątrz siebie liczyłam na spotkanie tego rozczochranego chłopaka z ulicy Pokątnej. Był jedyną znajomą twarzą, która mogła o cokolwiek zapytać. Jeśli ten w ogóle będzie mnie pamiętał.

Nowa Huncwotka[James Syriusz Potter]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz