Koniec szczęścia.

31 3 2
                                    

I tak mijał czas. W spokoju i radości. Jedyna rzecz, która od czasu do czasu przybijała Wojtka to tata, lecz po pewnym czasie już się do tego przyzwyczaił.

Zbliżały się dwunaste urodziny chłopca.
-To już jutro. Nie wiem jak ty, ale i ja, i Kubi (tak mówili na drugiego Kube) oraz Sylwester jesteśmy bardzo podekscytowani tym zdarzeniem.- wykrzyknął Kuba do Wojtka przed snem. Na co ten z uśmiechem odparł, że również cieszy się z tego święta. Po czym od razu zasnął.
Rano obudził się jak codzień, lecz nie zastał żadnego z kolegów. Cały korytarz był pusty. Tylko z dołu dobiegał jakiś harmider. Zbiegł po schodach i urzał wszystkie dzieci stojące pod drzwiami pokoju pani Dominiki. Gdy zbliżył się tylko, rzuciła się na niego trójka jego kolegów krzycząca jakieś zlepki sylab. Ten uspokoił ich i poprosił, żeby powtórzyli. Wtedy Wojtek zamarł w bezruchu. Okazało się, że ich opiekunka jest chora i to ciężko. W tym samym momencie z obstawionego pokoju wyszedł lekarz.
-Wasza pani bedzie musiała udać się do szpitala. A wami zajmie się kto inny.- oznajmił od razu widząc horde dzieci czekających na jakąś informacje. Prawie wszyscy zaczeli się smucić, wszyscy orucz Wojtka. Ciągle wbity w ziemi patrzył się przed siebie.
Do południa wszyscy to przeżywali. Lecz gdy jubilat uciekł do pokoju, mogli wcielić w życie swój plan. W jadalni odkryli zawieszony wcześniej baner oraz przynieśli tort. Gdy tylko Wojtek wrocił i spostrzegł, że salon jest pusty, zaczął szukać reszty. Gdy tylko zajrzał do jadalni. Nad jego głowe wystrzeliło konfetti, oraz zabrzmiało "Sto lat!". Chlopcu, aż poleciała łza po policzku, a gdy skonczyli śpiewać wszyscy rzucili sie na niego, żeby go objąć.
Zjedli tort po czym udali się do salonu wręczyć mu prezenty. Otrzymał od większosci jakieś małe podarki, takie jak książeczka czy rysunek z jakimś cukierkiem. Lecz i tak fakt, że tak bardzo cenili sobie obchody jego urodzin, sprawił, że rozpłakał się z radości.  Niestety, gdy atmosfera sie lekko uspokoiła przeszła go myśl "co dalej". W końcu nje wiadomo co się stanie z nimi.
  Około dwie godziny po niespodziance dla Wojtka w drzwiach budynku stanęła wysoka, starsza pani. Gdy tylko Basia ją zobaczyła zawołała wszystkich i już w dwie minuty wszyscy znajdowali się w holu.
-Dzieci, z przykrością informuję, że pani Dominika jeat poważnie chora i musimy się wami zająć. Jedyną możliwością bedzie przeniesienie was do innych sierocińców. Wiem, że tego nie chcecie ale tak trzeba...- i wtedy zaczęło się. Takiego oburzenia chyba nigdy tam nie bylo. Ale co mogli zrobić. W końcu nie od nich to zależało. Dostali polecenie spakowania się, oraz informacje, że jutro rano będą przewiezieni.
  Już po jedenastej w nocy. Wojtek usiadł na łóżku i zapytał sie sam siebie "Czy tam będzie lepiej...?".

Idz tam gdzie musisz.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz