Nie przestali grać, nawet wtedy gdy skończył się ostatni akt.
Nawet wtedy kiedy orkiestra, po starym drygencie powtarzała nie w takt.
Nawet gdy ostatni reflektor zgasł
i kiedy papierowy księżyc podarł czas,
Nie przestali grać
mimo,że scenariusz przemoczył nachalny deszcz
przebijający dziurawy dach.
Wiernie stoją tak, mimo że stroje pokrył kurz i piach
stoją tam prowokując setny raz, ten sam znikomy dreszcz.
Wpatrzeni naiwne, w wielkie drewniane drzwi.
Oczekują rozszerzonych źrenic zapatrzonych w scene.
Daremnie ożywioną wśród zwisających belek.
Bo oni chcą jeszcze grać.
Z lustra zmyć zaschniętych sminek ślad.
Chcą, by ich głos, w postaci echa odbiegł w dal
odeprzeć atak przemijającyh lat
Chcą na scenie stać, tak jakby
wokół nie świstał wiatr, wzruszony
przez spadek bomb
Chcą udać choćby ten ostani raz,
że ten nagły blask to spadającej gwiazdy trop,
a pocisk który wybuchnął zamiast widowni aplauz
nie dotknął nas
i że tej czerwieni fala, to sztucznej krwi nowa rola
i zdaję się,że ten głos z ciemności, to reżyser woła
ale to pomyłka, bo znad kurtyny wychyla się aureola,
a pod sceną wrze smoła,
ale oni nie przestali grać.
Choć ostateczności nadszedł czas
Nie przestali grać...
YOU ARE READING
Słowa skradzione gwiazdom
PoetryPrzemyślenia życiowe na pograniczu jawy, snu i wyobraźni. Wiersze białe i rymowane. Poruszam szeroki zakres tematyki. Czekam na większą publiczność, niż tylko mój zeszyt i szuflada. Zapraszam.