[10] Dylematy życiowe Solace'a

7.9K 639 709
                                    

Will puszczając Nica przodem w drzwiach, przyglądał się jak czarna, przemoczona koszulka przylegała do jego pleców. Wnętrze domku było ciemne. Chciał zapalić światło, jednak Di Angelo mruknął z niezadowoleniem. Oczy mu się kleiły. 

 - Rozumiem, że idziesz spać? - zapytał Solace, przyglądając się poczynaniom młodszego, który właśnie położył się na swoim niepościelonym łóżku. 

Nico ewidentnie unikał jego wzroku. Trudno mu było racjonalnie myśleć. 

 - Jestem trochę... no wiesz, zmęczony - mruknął zakopując się w pościeli i z lekka drżąc z zimna. 
Will przysiadł na sąsiednim posłaniu, dopiero po chwili orientując się, że miał półotwarte usta. Szybko je zamknął. 

 - Jasne, to... - zaczął i ledwo powstrzymał się przez palnięciem się w czoło. 

On również nie potrafił myśleć trzeźwo. Co z niego za lekarz. Czy on właśnie nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego... pacjent położył się do łóżka w zupełnie mokrych ubraniach? Przecież przeziębi się dwa razy bardziej!

 - Na Hadesa, Nico... - zerwał się z łóżka podchodząc do... śpiącego już chłopaka. 

Świetnie. Jego wilgotne włosy zdążyły już zmoczyć poduszkę, a Will wolał się nie zastanawiać co stało się z prześcieradłem i kołdrą. 

No i co miał teraz zrobić? Przecież go nie obudzi. Zresztą, nawet gdyby spróbował, podejrzewał, że nie udałoby mu się to tak łatwo. Ile spał Nico przez ten tydzień? Obstawiał, że nie więcej niż kilka godzin. No nie, nie miał serca tak po prostu go budzić. Widział kontury jego twarzy, której rysy nagle zdelikatniały. Wyglądał tak niewinnie... Cholera, Solace, zrób coś. Ręce Di Angelo były już pokryte gęsią skórką. 

I co, że niby mam go teraz przebrać?

Miał opory, chociaż jakaś część jego podświadomości twierdziła, że to całkiem dobry pomysł. Nie lubił tej części podświadomości. Po tym, co dopiero się między nimi wydarzyło, nie chciał, aby Nico budząc się, pomyślał o czymś, czego Will oczywiście nigdy by nie zrobił. Nie chodziło o jego osobiste pobudki, tylko raczej to, że Nico pochorowałby się jeszcze bardziej. Tak. Dla dobra sprawy.

Z szafy wyjął czarne, dresowe spodnie i zwykłą, trochę za dużą koszulkę, żeby śpiącemu było wygodniej. Delikatnie zdjął kołdrę z młodszego, którego klatka piersiowa poruszała się miarowo. Oddychał spokojnie. Will też postarał się uspokoić. 

Przecież już widział go bez koszulki. Mechanicznymi ruchami zdjął mokry t-shirt i zastąpił go świeżo wziętym z szafki. Tamten odrzucił na podłogę. Głośno przełknął ślinę. Teraz ten gorszy element. Nico poruszył się i mruknął coś przez sen. 

Jakkolwiek źle by to w jego głowie nie brzmiało, drżącymi palcami zaczął odpinać jego spodnie. W duchu stwierdził, że to było gorsze od wszystkich skomplikowanych operacji jakie przeprowadzał. Podczas nich wszystko było jasne: postarać się i skupić jak najbardziej można. No a tutaj skupiać się nie mógł. 

Każdy zna to uczucie podczas gry karcianej w wojnę, podczas której trzeba wyciągnąć ostatnią kartę i patrzeć czy się wygrało, czy może wszystko legło w gruzach. To podekscytowanie przemieszane z lękiem, presją i jedną, wielką niewiadomą. Will Solace w tamtym momencie czuł się mniej więcej podobnie. Tyle, że nie grał w karty, a zdejmował spodnie śpiącemu i młodszemu chłopakowi, który podobał mu się od dawna (na bogów, tylko żeby później Nico nie pomyślał sobie, że blondyn czegoś mu dosypał). 

Położył pierwszą kartę - wygrał wojnę z rozporkiem. Nie skupiaj się na tym, na czym skupiać się nie powinieneś. Nico drżał. Było mu zimno. Musiał się pospieszyć. 

without sunglasses | solangeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz