[3] "Jestem przyjacielem krzaków, Di Angelo"

7.7K 704 751
                                    

 - Will, gdzie my idziemy? - zapytał Nico, bo chłopak już od kilku minut nie zwalniał tępa ANI nie puszczał jego ręki. I było to trochę niepokojące. 

 - Daleko od miejsc, w których można walczyć - mruknął.

 - Przepraszam - jęknął syn Hadesa. Ton jego głosu przypominał trochę przeprosiny dziecka po odpyskowaniu rodzicom. - Naprawdę nie chciałem dziś chwytać za miecz. 

 - Mówiłem ci, żebyś dzisiaj odpuścił sobie zajęcia.

 - Ale ja naprawdę nie miałem co ze sobą zrobić! To była... jedna, wielka, katastrofalna nuda. 

 - Mogłeś przyjść po mnie, porobilibyśmy coś razem.

Zagadką nadal pozostaje, dlaczego myśli takiego niewinnego czternastolatka jakim był Nico Di Angelo pobiegły w tamtym momencie w zdecydowanie złym kierunku. Szybko je więc od siebie odgonił. 

 - I poszedłem na łucznictwo, a nie szermierkę - dodał. 

 - A co to za różnica?

 - 'To tylko jeden dzień bez wymachiwania mieczem' - Nico zaczął naśladować głos Willa. - 'Dasz radę'.

Kącik ust blondyna uniósł się w górę, ale zaraz potem spojrzał na niższego chłopaka spode łba. 

 - Wcale nie jesteś posłusznym pacjentem. Powinienem zabrać ci wszystkie naklejki 'dzielny pacjent' za karę.

 - Ani jednej mi nie dałeś.

Will dopiero wtedy sobie przypomniał, że faktycznie nigdy żadnej mu nie podarował, a to ze względu na to, że posiadał takowe jedynie w kształcie serduszek. A nie chciał, aby Nico w jakikolwiek sposób poczuł, że się narzuca czy coś podobnego. Postarał się ukryć zakłopotanie, jakie wpłynęło na jego twarz. 

 - Ej, Solace, daleko jeszcze? Chyba boli mnie ręka.

Will prawie podskoczył. Zupełnie zapomniał o krwawiącym nadgarstku Nica, a przecież zabrał go stamtąd przede wszystkim ze względu na to, żeby go opatrzyć. 

 - Na bogów, co ze mnie za lekarz.

- Właśnie, co z ciebie za lekarz - odparł ironicznie młodszy.

- Siadaj.

Nico popatrzył na niego jak na idiotę. Stali na jednej z polan między polami z krzakami truskawek, które z wiadomych powodów (czyt. wrzesień) w truskawki obfite nie były.

 - Ale...

 - Siadaj. Muszę to opatrzyć. 

Di Angelo usiadł na trawie, chociaż nadal nie spuszczał tego specyficznego spojrzenia z Solace'a. Ten klęknął przy nim wyciągając z kieszeni wszystkie rzeczy potrzebne do opatrunku: bandaże, wodę utlenioną, nawet ambrozję. Ujął delikatnie dłoń Nica, która cała była zakrwawiona. Rana była głębsza niż początkowo myślał i zastanawiał się jedynie, dlaczego jego młodszy towarzysz zupełnie się na to nie skarżył. Ba, nawet nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek czuje.

 - Nosisz to wszystko zawsze, czy tylko kiedy jesteś ze mną i wiesz, że sobie coś zrobię? - zapytał Nico przypatrując się dłoniom Willa owijającym bandaże wokół rany. - I co jeszcze przetrzymujesz w tych kieszeniach 'na wszelki wypadek'? 

Solace, nie odrywając wzroku od wykonywanej przez niego czynności, uśmiechnął się znacząco.

 - Pr...

 - Dobra, nie kończ - wszedł mu w słowo Nico kręcąc nerwowo głową.

Blondyn się roześmiał.

without sunglasses | solangeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz