Jak co tydzień nadszedł czas na przez wielu skoczków lubianą tradycję, oficjalne przyjęcie kończące weekend w danym mieście. Nikt nigdy na to nie narzekał, zdarzały się pojedyncze nietowarzyskie egzemplarze, które wolały spędzić wieczór samotnie w pokoju hotelowym, ale na otwarciu zabawy zawsze pojawiali się wszyscy, nieważne czy ktoś przegrał, czy wygrał, czy w wywiadzie obraził innego skoczka, ta impreza była dla wszystkich, więc każdy bez wyjątku się na niej pojawiał. To przyjęcie było wyjątkowe, ponieważ kończyło ponad tygodniowe zmagania — turniej Raw Air właśnie tego dnia dobiegł końca.
Andreas szedł smętnie chodnikiem, wybierał się na przyjęcie tylko i wyłącznie ze względu na swojego przyjaciela Stephana, który kilkakrotnie błagał go o to na kolanach. Nie miał humoru, bo zajął trzecie miejsce, chociaż wszystko wskazywało na to, że zwycięży. Mimo swej niechęci zdecydował się pójść, bo przecież zawsze robił wszystko dla swoich przyjaciół, a szczególnie dla tak bliskich.
— Andi, uśmiechnij się! — krzyknął niezwykle radosny Stephan.
Usta chłopaka przekrzywiły się w lekkim uśmiechu, starał się spełniać oczekiwania swojego przyjaciela, ale nie zawsze miał na to ochotę, na przykład w tym momencie, leżenie w łóżku i oglądanie badziewnej komedii romantycznej wydawało się Andreasowi zdecydowanie lepszym pomysłem niż wspólna zabawa z Kamilem i Stefanem, którzy stanęli na wyższych stopniach podium.
Weszli do wielkiego pomieszczenia, w którym zebrali się już prawie wszyscy skoczkowie. Z kolumn ustawionych w kątach sali sączyła się muzyka, na kilku połączonych stołach stały różnego rodzaju przekąski i napoje. W centralnej części pomieszczenia stała dość duża grupka ludzi, głównie skoczków, ale zjawiło się też paru trenerów. Andreas dzielnie znosił momenty, w których podchodzili do niego koledzy i poklepywali go po plecach mówiąc, że nic takiego się nie stało i przecież każdemu się zdarza, ale on doskonale wiedział, że mówią to tylko z litości, a może i zazdrości. W tłumie ludzi dostrzegł Krafta i Hayboecka. Chwycił Stephana za rękę i pociągnął go w ich stronę.
— Gratulacje Stefan, należała ci się ta wygrana jak nikomu innemu — oznajmił Andreas — Ach, bym zapomniał. Życzę szczęścia, no i wytrwałości gołąbeczki.
Michael zaśmiał się nerwowo, nie spodziewał się, że wieści tak szybko się rozchodzą. Poprzedniego dnia zapytał swojego współlokatora o to czy zostaną parą, a już kilka osób od tamtej chwili życzyło im szczęścia. Ściany hotelu musiały być bardzo cienkie — pomyślał.
— Dziękuję za jedno i za drugie — odparł z uśmiechem Kraft — Ty też całkiem dobrze się spisałeś, każdemu zdarza się zawahanie, nie ma się tym co przejmować, może za rok mnie pokonasz — dodał i szturchnął go w ramię.
— Widzieliście gdzieś może Kamila? Chciałbym mu pogratulować i zwinąć się do pokoju — zapytał Wellinger.
— Już chcesz uciekać? Zostań z nami dłużej, słyszałem, że Norwegowie szykują zabawy weselne, tak naprawdę robią to tylko po to, żeby się z nas ponabijać — stwierdził Hayboeck — A jeżeli chcesz znaleźć Stocha to radzę go szukać w pobliżu najstarszego Prevca.
Andreas podziękował skinieniem głowy, zaczął poruszać się slalomem przez rozmawiający tłum, kilka minut później zgubił Stephana, a Kamila jeszcze nie odnalazł. W końcu zauważył jak wchodził do pomieszczenia otoczony grupką Słoweńców.
— Kamil! — krzyknął Andi.
— Cześć dzieciaku! — odkrzyknął Stoch.
— Szukałem cię, chciałem ci pogratulować drugiego miejsca i podziękować za tamtą rozmowę, naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczyła — oznajmił Niemiec.
Jeden ze Słoweńców łypał na niego groźnym wzrokiem, był to Peter, najstarszy z braci Prevc, do szaleństwa zakochany w Polaku, z tym, że Andreas w ogóle nie przejmował się jego spojrzeniem, Peter patrzył tak na każdego, we wszystkich widział zagrożenie. Bał się, że ktoś odbierze mu Kamila, zanim on w ogóle spróbuje go zdobyć.
— Nie ma sprawy, zawsze do usług, wiesz gdzie mnie szukać — odparł Polak.
Wellinger ruszył w stronę wyjścia, ale ktoś chwycił go za rękaw. Obejrzał się, żeby sprawdzić kto nie pozwolił mu wrócić do hotelu, ujrzał przed sobą Domena, który patrzył na niego spod zmrużonych powiek.
— Już idziesz? Nie zostawiaj mnie tu samego, z Cene nie gadam, Czechów nie lubię, chyba tylko z tobą się tu dogaduje — powiedział.
— Naprawdę nie mam dzisiaj ochoty na zabawę, przecież Daniel też tu jest, zawsze możesz pogadać z nim — odparł już lekko zdenerwowany Niemiec.
— To nie to samo, ale skoro chcesz iść to nie będę cię dłużej zatrzymywał — powiedział i puścił go wolno.
Andreas już miał opuszczać pomieszczenie, ale kiedy chwycił za klamkę muzyka zamilkła, za to rozbrzmiały telefony, w tym również jego. Jedenastu skoczków wyciągnęło telefony z kieszeni, każdy z nich ujrzał dokładnie tę samą wiadomość tekstową.
Od: Numer nieznany
Raw Air się już skończyło, ale to dopiero początek przygody, która rozpocznie się jutrzejszego wieczora. Pod hotel podjadą dwie limuzyny, wsiądź do jednej z nich i spodziewaj się niespodziewanego. Rób wszystko według instrukcji, bo w innym wypadku już nigdy nie zaznasz spokoju. O 19 przed hotelem, z nikim o tym nie rozmawiaj.
CZYTASZ
twierdza strachu | ski jumping
FanfictionKoniec Raw Air okazał się dopiero początkiem. Tajemniczy sms z nieznanego numeru sprawił, że kilkunastu skoczków zostało w hotelu w oczekiwaniu na tajemnicze limuzyny, które miały ich gdzieś zawieźć, jednak nikt nie wiedział dokąd. Droga przez las c...