Kamil podbiegł do klęczącego na ziemi Petera i objął go ramieniem.
— Nie płacz Pero, wszystko będzie w porządku, Domen jest tam bezpieczny, przecież nie było słychać żadnych strzałów, lepiej, że się stąd uwolnił niż miałby patrzeć jak wykańczamy się tutaj nawzajem — powiedział i pocałował go w policzek — Musisz być silny, dopóki tu jesteśmy musisz być silny, nie dla mnie, nawet nie dla siebie. Domen chciałby, żebyś dał sobie radę, pomyśl o tym.
Mięśnie Słoweńca stwardniały, Kamil czuł, że zaraz stanie się coś czego Peter być może później będzie żałował, rozzłoszczony Prevc niszczył wszystko dookoła, ale przede wszystkim niszczył siebie. Odepchnął Polaka i ruszył w stronę Manuela, wskazując na niego palcem.
— To twoja wina, to ty mieszasz wszystkim w głowach, Domen nie zrobił nic, a ty potraktowałeś go jakby był przestępcą i wszystkich tutaj mordował. Równie dobrze to ty mogłeś zabić Markusa, teraz powołujesz się na waszą przyjaźń, ale dobrze wszyscy wiemy, że przyjaźń dla ciebie nic nie znaczy, jesteś dla mnie nikim, zrobię wszystko, żeby się ciebie stąd pozbyć! — wykrzyczał mu prosto w twarz, Manuel nie miał szans obeznać się w sytuacji, bo dosłownie sekundę później pięść Słoweńca wylądowała na jego twarzy.
Kevin i Daniel rzucili się w stronę Petera, chwycili go za ręce i odciągnęli od Austriaka. Manu przyłożył dłoń do swojej twarzy, kiedy zabrał ją z powrotem zauważył na niej krew, uderzenie było na tyle silne, że nadal czuł ból. Spojrzał rozwścieczonym wzrokiem na Petera, który wyraźnie zwątpił w siebie i spuścił wzrok na dół.
— Teraz już widzę po kim twój młodszy brat jest taki porywczy. A może to ty Pero zabiłeś Markusa? Faktycznie, być może popełniłem błąd osądzając Domena, ale widzę, że co w rodzinie to nie zginie, jesteś zagrożeniem dla reszty, a zagrożenie powinno się usuwać, więc dla dobra wszystkich zamkniemy cię w jakimś pomieszczeniu, może jak tam sobie posiedzisz to przejdzie ci cała złość, a tak poza tym już chyba wiadomo kto zostanie wyeliminowany jutro — stwierdził uśmiechając się.
— Manuel, oszalałeś? Peter zdenerwował się, bo to z twojej winy Domen opuścił twierdzę, czy któryś z was dziwi się mu, że postąpił tak a nie inaczej? — Kamil spojrzał na pozostałych zgromadzonych, którzy wzruszyli ramionami — Jesteście zaślepieni, nie widzicie, że Fettner was omotał, robicie wszystko co chce, wierzycie w każde jego słowo, a co jeśli to on jest wszystkiemu winny, właśnie tacy ludzie są niebezpieczni, jeżeli chcecie powierzyć swoje życie w jego ręce, to ja wam serdecznie gratuluje głupoty.
— Oszczędź sobie Kamil, Peter spędzi tę noc w odosobnieniu, twoje słowa niczego nie zmienią, jakoś nikt inny nie zgłasza żadnego sprzeciwu, z czego wnioskuję, że wszyscy się ze mną zgadzają — odparł Manuel.
Twarz Polaka poczerwieniała, przez chwilę hamował się, żeby nie powiedzieć kilku słów za dużo, ale ostatecznie stwierdził, że to co chce powiedzieć i tak jest prawdą, bolesną, ale jednak prawdą.
— Bo się ciebie boją, wystarczy ci się sprzeciwić i już spisujesz kogoś na straty, boją się, że to oni staną się twoimi ofiarami, a ty dobrze wiesz, że tak będzie, nadal dziwisz się, że nikt się nie przeciwstawia? Nikt nie ma odwagi, traktują cię jak króla, a zapominają, że każde królestwo kiedyś upada. Tak samo będzie z tobą, przekonasz się o tym już wkrótce.
***
Kevin z Danielem posłusznie wykonali polecenie Manuela i z ciężkim sercem zamknęli Petera w jednym z pokoi, zupełnie samego. Zakluczyli drzwi i poszli do swojego pokoju. Kamil cały czas miał za złe wszystkim, że nie potrafią walczyć o swoje i przyznać się do tego, że tak naprawdę nie popierają decyzji podejmowanych przez Fettnera. Długo czekał aż ruch na korytarzu ustanie, a kiedy wydawało się, że wszyscy poszli już spać, opuścił swój pokój i poszedł pod drzwi, za którymi znajdował się Peter, zapukał cicho.
CZYTASZ
twierdza strachu | ski jumping
FanfictionKoniec Raw Air okazał się dopiero początkiem. Tajemniczy sms z nieznanego numeru sprawił, że kilkunastu skoczków zostało w hotelu w oczekiwaniu na tajemnicze limuzyny, które miały ich gdzieś zawieźć, jednak nikt nie wiedział dokąd. Droga przez las c...