Rozdział 2 "Śmierć i sny..."

130 12 3
                                    

Rano obudziliśmy się w wyśmienitych nastrojach. Kiedy zeszliśmy na śniadanie, nie zastaliśmy w kuchni żadnego z Dursleyów, zamiast tego na blacie leżał list. Podbiegłem do niego i drżącą ręką otworzyłem kopertę. W środku znajdował się papier, na którym bardzo dokładnym pismem ktoś napisał:

Draco Dursleyu i Harry Potterze,

Wczorajszej nocy wydarzyło się coś strasznego. Wasi rodzice/wujkowie oraz brat/kuzyn wracając z przyjęcia u państwa Mason mieli wypadek samochodowy. Wpadli w pusty, niekierowany przez nikogo samochód ciężarowy stojący na drodze. Znaleziono ich ciężko rannych, po czym przewieziono do szpitala. Niestety nie przeżyli wypadku. Znajdują się dalej w szpitalu, możecie przyjść ich zobaczyć. Data pogrzebu nie została ustalona, jednak odpowiada za niego Marge Dursley, siostra Vernona Dursleya. Po rozmowie z nią wiemy, że nie macie poza panną Dursley żadnej rodziny, ale ona nie zamierza przyjąć was do domu. Zostaniecie zabrani do domu dziecka, jutro (27.07) o godzinie 17:00.

Z przykrością informuje,
Anette Smith, dyrektor domu dziecka "Tęcza" w Little Whigging.

Przeczytałem list na głos, trzy razy.
-No to się porobiło...-powiedziałem.
-Biedny samochód ciężarowy...-westchnął Harry. Spojrzałem na niego z rozbawieniem. Zatrzymałem się gwałtownie w salonie.
-WOLNOOOOOOOŚĆ!!!!-wrzasnąłem przeszczęśliwy. Rzuciłem się na kanapę z popcornem i włączyłem telewizję.
-Ej, ej, ej! Nie tak szybko Draco.  Zapomniałeś, że jutro, o siedemnastej zabiorą nas do domu dziecka? Dzisiaj mamy dwudziesty szósty!-uzmysłowił mi Harry. Posmutniałem lekko.
-HARRY!-krzyknąłem nagle.
-Co się stało?!-zapytał Harry.
-HARRY! MY... CO MY ZE SOBĄ ZROBIMY? NIE BĘDZIEMY MIELI DOMU! GDZIE PÓJDZIEMY?-pojąłem. Byłem przerażony. Dopiero teraz dotarło do mnie co się naprawdę stało. Rzeczywiście nie mieliśmy co ze sobą zrobić, musieliśmy trafić do domu dziecka.
-NIE WIEM! BĘDZIEMY SIĘ WŁÓCZYĆ PO MIEŚCIE I ŻEBRAĆ?-krzyczał rozgorączkowany Harry.
-Nie mam pojęcia... Możemy tutaj mieszkać, ale nie otwierać nikomu drzwi, żeby było, że nas nie ma w domu?-podsunąłem.
-Nie uda nam się to długo..., ale narazie może tak być.-westchnął. Cały dzień robiliśmy różne dziwne rzeczy, ale głównie cieszyliśmy się śmiercią moich rodziców, co zapewne wydaje się bardzo głupie. Pod wieczór, kiedy jedliśmy zamówioną przez telefon Dudleya pizzę, Harry wpadł na genialny pomysł.
-Możemy zamieszkać u Hermiony!-wykrzyknął. Zakrztusiłem się tym co aktualnie przeżuwałem. Pomysł był genialny, pozostało tylko jeszcze dowiedzieć się co myślą o tym państwo Granger.
-Tak! Ale myślisz, że będziemy mogli?
-Napewno. Pani Granger zwiędnie ze współczucia. Pójdziemy do nich rano.-wyjaśnił. Kiedy położyliśmy się do łóżek,no dobrze była czwarta rano, od razu zasnąłem.

Stałem w jakimś małym, pomalowanym na czarno pomieszczeniu. Do ścian przybite były ludzkie ciała, na szczęście już martwe. Na dużym stole znajdującym się na samym środku pokoju leżało dużo papierów, w tym kilka map i raportów. Za stołem siedział jasnowłosy mężczyzna o szarych oczach, zadziwiająco podobny do mnie. Podejrzliwie rozglądał się po pokoju, a kiedy mnie zauważył, zmarszczył brwi i zapytał:
-Skąd się tu wziąłeś Zgredku?
Zgredku...? Pomyślałem. Nie jestem żadnym Zgredkiem... Popatrzyłem na siebie. Byłem dziwnym, ubranym w szmatkę stworzeniem, przypominającym małego skrzata. Przeraziłem się, bo takie coś mi się nie podobało. Zastanawiałem się co odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Z zakłopotania wybawiła mnie wchodząca do pokoju kobieta.
-Narcyzo! Nareszcie jesteś!-zakrzyknął mężczyzna i zerwał się z siedzenia. Inna osoba, której wcześniej nie zauważyłem, najwyraźniej odprowadzająca kobietę do tego pokoju, ukłoniła się lekko i opuściła pomieszczenie. Mężczyzna natychmiast podbiegł do kobiety nazwanej Narcyzą i przycisnął do jej gardła długi, czarny patyk, zakończony srebrnym zdobieniem.
-Pamiętasz jak ma być?-zapytał syczącym głosem. Kobieta wyglądała na przerażoną. Kiwnęła delikatnie głową.
-Powtórz co masz zrobić jak wyjadę?-zadał kolejne pytanie. Puścił Narcyzę i wrócił na krzesło. Kobieta złapała oddech i powiedziała ze spokojem:
-Mam iść do Severusa, ukraść eliksir i czekać na narodziny syna, oraz twój powrót.
-Dokładnie.-potwierdził mężczyzna.-A teraz idź stąd, wezwano nas do Czarnego Pana, musisz jakoś wyglądać.
I mówiąc to, popchnął kobietę w kierunku drzwi. Upadła na ziemię. Chciałem do niej podbiec, pomóc jej wstać, ale coś mnie trzymało. Jakby jakaś niewidzialna siła sprawiła, że nie mogę się poruszyć. Mężczyzna wstał, poprawił szatę i zebrał ze stołu wszystkie kartki.
-Zgredek, idziemy.-warknął do mnie, a raczej do elfa, którym byłem. Postanowiłem wykonywać jego rozkazy, bo po tym co zrobił tej kobiecie, wiedziałem że może być agresywny. Szliśmy jakiś czas, przez ciemne korytarze, aż dotarliśmy pod wielkie, czarne drzwi, na których wymalowana była czaszka, z której wyłaniał się wąż. Mężczyzna delikatnie zapukał.
-Wejść.-usłyszeliśmy zza drzwi. Mężczyzna otworzył drzwi i kiedy zrobiłem krok, zatrzasnął mi je przed nosem. Nagle usłyszałem stukanie obcasów po posadzcce. Ukryłem się za mała kolumną. Zza ściany wyszła wyskoka kobieta o bujnych czarnych włosach, ubrana w ciemną suknię.
-Tu jesteś śmieciu!-zawołała kiedy mnie zobaczyła.-Siostrzyczko!
Do czarnowłosej dołączyła kobieta, którą widziałem wcześniej.
-Och, Zgredek!-powiedziała łagodnym głosem.- Natychmiast idź do pokoju przesłuchań, posprzątać po zabawach swojego Pana!-wrzasnęła niesamowicie głośno, i nagle kiedy zobaczyła kpiące spojrzenie siostry.
-T...tak Pani.-wyszeptałem, ponieważ nie wiedziałem jak się do niej zwrócić. Zacząłem biec przed siebie, nie miałem pojęcia gdzie jest pokój przesłuchań. Do moich uszu dobiegł jakiś dźwię. Zacząłem iść w stronę jego źródła. Kiedy byłem już blisko, rozpoznałem ludzki krzyk cierpienia. Przyśpieszyłem. Dotarłem do dużych drzwi, na których była mała tabliczka, głosząca, że w środku jest pokój przesłuchań. Bez zastanowienia wbiegłem do środka.
-Co ty tu robisz szmato?- wrzasnął ktoś kto stał w pomieszczeniu. Ostatnie co pamiętałem to był piskliwy krzyk: Crucio!

Kiedy otworzyłem oczy, znajdowałem się w sypialni Dudleya. Słońce raziło mnie w oczy. Spojrzałem na zegarek. Była ośma rano. Pośpiesznie ubrałem się i zbiegłem na dół, gdzie Harry zajadał się zamówionym wczorajszego wieczoru, zimnym makaronem Tajskim.
-Hej Draco.-przywitał mnie.
-Cześć. Miałem dziwny sen.-westchnąłem i przeciągnąłem się. Dołączyłem do Harry'ego. Po jakimś czasie byliśmy gotowi do wyjścia. Do wyjścia, że by zdobyć dom. Dom u przyjaciółki.

________________________________
I jest rozdział. Co myślicie, jak się podobało? Czekam na komki😚
Co do samej treści to wybacie, że Zgredek jest pod władzą Malfoyów, ale nie mamy jeszcze drugiej części.😞
Co do Dursleyów, to cieszycie się że nie żyją?😱

Wasza Luna⚡

PS: Rozdział nie sprawdzany, może kiedyś to zrobię. Jak wam się podoba nowa okładka? A jeszcze jedno, chcielibyście zobaczyć mój artbook?

Szlama i...arystokrata? // Dramione || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz