Rozdział 1 "Zabawy mugoli"

212 15 5
                                    

-Pośpiesz się, Dudziaczku!- krzyknęła matka.
Spojrzałem na stos garów stojący przede mną. "Zajmiesz się tym kiedy my będziemy u państwa Mason, DRACONIE"- jak określił je ojciec. Przy okazji, zresztą jak zawsze, zaakcentował moje imię, żeby pokazać jaki jestem okropny. Tak, okropny. Nadali mi to imię, ponieważ według nich byłem "smokiem zatruwającym wszystkim życie". Nigdy nie byłem lubiany przez moich rodziców. A kochany, to już wogóle. Kiedy rok przede mną urodził się Dudley, jako kolejne dziecko chcieli mieć córkę, zawsze mawiają, że nazwali by ją Kornelie i, że była by rozpieszczana do granic możliwości. Oczywiście ja wobec tego muszę być popychadłem i sprzątaczką. Rzuciłem ukradkowe spojrzenie na Harry'ego zza pleców mojego kochanego braciszka. Trzymał w ręku górę ubrań, zapewne również dostał zajęcie na ten wieczór.

Kiedy Dudley i rodzice wyszli z domu, odetchnąłem z ulgą. Usiadłem na kanapie zrozpaczony, uprzednio oglądając dokładnie ile garów mam pozmywać. Podszedł do mnie Harry.
-Załatwiłeś już, co miałeś zrobić?- zapytał. Spojrzałem na niego z politowaniem.
-Nawet nie zacząłem.- westchnąłem.
-Ja też.- uśmiechnął się.
-Może zrobimy to razem?- zaproponowałem.
-Czemu nie. Zacznijmy od prania.
Ruszyliśmy na taras rozwieszać ubrania na suszarkach. Kiedy po jakiś 20 minutach wróciliśmy do kuchni, żeby zacząć zmywać naczynia zamurowało nas. Kubki, filiżanki, talerze i miski stały na stole, lśniące i czyściutkie.
-J...jak to?-wyjąkałem.
-Nie mam pojęcia.-powiedział Harry, najwyraźniej równie oszołomniony.
Staliśmy chwilę w milczeniu po czym zaczęliśmy bez słowa chować naczynia do szafek. Kiedy skończyliśmy odezwał się Harry:
-Skończyliśmy robotę na dziś. Możebyśmy wpadli do Hermiony?
-W porządku.-przystałem na propozycje i po chwili staliśmy już pod domem państwa Granger, znajdującym się kilka ulic od naszego. Zapukaliśmy do drzwi. Otwarła nam mama Hermiony.
-Hermionko! Masz gości!- krzyknęła i już po chwili koło nas pojawiła się brązowooka istota z burzą loków na głowie.
-Harry, Draco! Tak się cieszę, że przyszliście. -powiedziała i zaprowadziła nas do swojego pokoju. Bawiliśmy się przez dłuższy czas, po czym Harry poszedł do łazienki.
-Nic się nie poprawia?-zaptała z troską, kiedy upewniła się, że nikt nas nie słyszy.
-Nie.-odparłem.-Ale dziękuję, że pytasz.
Uśmiechnęła się. Było mi naprawdę miło, gdy zadawała takie pytania, pewnie dlatego, że nigdy nikt się mną nie opiekował.
Usłyszeliśmy wołanie pani Granger:
-Chodźcie, mamy ciasto!- od razu poderwaliśmy się na nogi i zbiegaliśmy po schodach. Zaczęliśmy jeść, dołączył do nas Harry.
-Muszę zapamiętać. Czekoladowe ciasto według receptury babci Hermiony, ulubiona potrawa angielskich dźiewięciolatków.- zaśmiała się, kiedy poprosiłem o dokładkę.

Po skończonym posiłku, wybraliśmy się na pobliski plac zabaw.
-Patrzcie co potrafię!- krzyknęła Hermiona i wskoczyła na huśtawkę. Rozhuśtała się bardzo wysoko, po czym poprostu wyskoczyła z siedzenia. Krzyknąłem. Bałem się, że coś się stanie, a ona najzwyczajniej w świecie, powolutku zleciała na ziemię.
-Jak to zrobiłaś?- zdziwił się Harry.
-Sama nie wiem. Kiedyś się huśtałam i przypadkowo puściłam sznurek. Przestraszyłam się, że wypadnę, ale zwyczajnie zleciałam na dół. Jakby po skoku łapała mnie jakaś niewidzialna osoba i delikatnie kładła na ziemi... Popróbowałam i okazuje się, że to naprawdę działa.
-Też tak chcę!- krzyknął nagle Harry, po czym błyskawicznie znalazł się na huśtawce. Po chwili, jak gdyby nigdy nic opuścił się wolno na ziemię. Zaniemówiłem. Oczywiście ja też chciałem spróbować, dlatego bez zastanowienia, rozhuśałem się jak najwyżej umiałem i skoczyłem. Bałem się, że spadnę i zginę. Nic jednak takiego się nie stało. Lekko jak piórko opadłem na ziemię.
-Wow! Niesamowite!- krzyknąłem.
Podeszła do nas Viola, koleżanka Hermiony ze szkoły.
-Hej. Też tak chcę!- zażądała.
-Spróbuj.- powiedziała Hermiona.
Dziewczynka wolnym krokiem ruszyła ku huśtawce. Widać było, że się boi, ale starała się tego nie pokazywać. Wsiadła na huśtawkę i kiedy była już wystarczająco wysoko, skoczyła. To wydarzyło się natychmiastowo. Viola zaczęła lecieć w dół z zaskakującą szybkością, pewnie cztery razy większą niż nasze. Zareagowałem odruchowo. Rzuciłem się pod huśtawkę i złapałem Violę. Oboje przewróciliśmy się na ziemię.
-Jezus, Maria! Nic wam nie jest?- krzyknął Harry.
-Nie, nie.- powiedziała Violet, otrzepując się z piachu.
Bawiliśmy się jeszcze jakiś czas na podwórku i wróciliśmy do domu Hermiony. Nie siedziedzieliśmy tam wiele czasu, poszliśmy do domu.

O dziwo, nie zastaliśmy tam rodziców, mimo że była godzina dwudziesta druga. Nie chcieliśmy kłaść się spać zanim wrócą, bo moglibyśmy być oskarżeni o zaspanie przy robocie, która i tak była skończona. Poprostu usiedliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy romansidła.
Kiedy Dursleyowie nie wracali do drugiej w nocy, zaczęliśmy się martwić. W sensie, rozważać położenie się spać. Ostatecznie wytrzymaliśmy do trzeciej trzydzieści, po czym udaliśmy się do swoich sypialni.

________________________________
Witam, witam w Dramione❤
Pewnie część z nielicznego grona moich czytelników czekała na tą książkę, bo w miniaturkach był ten rozdział, co❓
Jeśli chodzi o ten rozdział to Viola, została Violą na cześć Violi z jednej z miniaturek xoxoAyakaxoxo, zapraszam do niej😘
I tak, wiem Harry, Draco i romansidła😂
Luna⚡

Szlama i...arystokrata? // Dramione || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz