— No nie, chyba sobie żartujecie... — Adam Mickiewicz był wyraźnie zaniepokojony tym, co zastał w swoim mieszkaniu.
Na podłodze walało się mnóstwo papierków po czekoladkach, gdzieś w kącie leżały dwie puste butelki drogiego szampana, a na samym środku, na JEGO ulubionej sofie, spał ten podrzędny pisarczyna - Słowacki. Znali się już od dawna, jednak mieszkali razem dopiero pół roku. Wszystko to przez kłopoty finansowe Juliusza - jego 'dzieła' się nie sprzedawały - dlatego postanowił poprosić rywala o pomoc. Mickiewicz był na tyle naiwny w swej chęci pomocy, że zgodził się na ten - jak się później okazało - niekorzystny dla niego układ. Niemniej, po tak długim czasie spędzonym ze swoim nemezis, zaczął dostrzegać w nim pewne pozytywy.
Na przykład - potrafił dobrze odstraszać namolnych fanów - wszak kiedy tylko grupka piszczących dziewcząt przychodziła pod drzwi, by móc spotkać się z tak Wielkim Wieszczem, jakim był Adam, ten kazał otwierać drzwi Słowackiemu, co prowadziło do natychmiastowej ucieczki fanek. Innym razem Mickiewicz nie mógł sobie poradzić z brakiem natchnienia podczas pisania jednego ze swoich wielkich dzieł, a wystarczyło spojrzeć na Słowackiego i od razu wiedział, co chciał napisać, bowiem nikt inny nie wyzwalał w nim takiej gamy negatywnych uczuć.
W każdym razie po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw, po dodaniu plusów i odjęciu minusów, po wielogodzinnych przemyśleniach stwierdził, że dobrze mieć Julka przy sobie. W myśl przysłowia - "Trzymaj przyjaciół blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej"- chciał mieć oko na Słowackiego. Dobrze wiedział, że jego warsztat pisarski jest coraz doskonalszy, chciał więc dopilnować, żeby nie stał się lepszy od niego.
Ale taki burdel w domu to przegięcie. Nikt nie ma prawa bezcześcić miejsca, w którym powstają największe polskie dzieła literackie! A przynajmniej powstawały, bo po wydaniu "Liryków Lozańskich" Mickiewicz stracił wenę. Ale nie poddał się i robił wszystko, by ją odzyskać. Ostatecznie stwierdził, że pojęcie "wena" jest dla ludzi podrzędnego sortu, żeby mieli się czym tłumaczyć, gdy nie mają ochoty na kilka godzin pisania na papierze. Doszedł do wniosku, że prawdziwy pisarz w niczym nie powinien przypominać artysty; jemu zdecydowanie bliżej powinien być kowal lub zecer, porządni rzemieślnicy.
Jego przemyślenia przerwał Słowacki, który spadł z jego ulubionej sofy, tym samym przypominając o sobie i syfie, którego był autorem. Mickiewicz z mordem w oczach spojrzał na swojego współlokatora. Zebrał w sobie całą złość, odetchnął głęboko i spisał swoje przeżycia w lirycznej formie.
— Wspaniałe! -— Adam zachwycał się swoim nowym dziełem.
— Co tam masz? — Słowacki zajrzał mu przez ramię, mając nadzieję, że uda mu się coś zapamiętać i odpisać.
— Wiersz, okropny, jeśli mam być szczery, ale gdybyś to ty napisał, byłby hitem — odparł. — Jak chcesz to możesz się pod nim podpisać.
— Naprawdę?! — Słowacki wyglądał jak dziecko, które dostało mnóstwo prezentów, ale parę sekund później się zreflektował - skoro Mickiewicz twierdził, że to było złe, naprawdę było złe.
—Ej, to wcale nie było zabawne — oburzył się Juliusz, gdy dotarło do niego, co Adam miał na myśli.
Mickiewicz tylko uśmiechnął się szyderczo.
— Sam zaryzykuj. Dobre, niedobre? — podpuszczał Juliusza, wiedząc, że ten w wielu kwestiach nie miał własnego zdania, ale opierał się na opinii innych.
— A wiedz, że zaryzykuję. Pokaż ten bazgroł.
— Jasne, ale najpierw posprzątaj pokój i umyj łazienkę.
— Łazienka! Tak! Ta twoja piękna łazienka! Dziękuję, pójdę ją umyć natychmiast! — wykrzyczał Słowacki i niemal z namaszczeniem zabrał się za szorowanie klozetu.
— Ej — oburzył się ponownie Juliusz, gdy zrozumiał, co Adam miał na myśli.
Lecz tym razem Mickiewicz nie zwrócił na niego uwagi.
— Wysługujesz się mną, Adamie — próbował raz jeszcze.
— Mam w tym swój cel, ale to nie zmienia faktu, że trzeba tu ogarnąć ten bajzel. A ty mógłbyś się ubrać wreszcie, bo już nie mogę patrzeć na te twoje bokserki.
— To nie patrz.
— Nie mogę nie patrzeć, niecodziennie widzę męską bieliznę z ogromnymi, różowymi kołami.
— Phi, taka jest teraz moda we Francji, ale co ty możesz o tym wiedzieć?
— Przypomnę, że nie jesteśmy we Francji.
— Ale Francja ustala trendy dla całego świata.
— Dobra, dobra. Francja Francją, ale za godzinę przychodzi Orzeszkowa i pasowałoby jakoś wyglądać.
— No chyba żartujesz, ja też kogoś zaprosiłem... - Juliusz wyglądał na przejętego.
— Ty? Do mojego domu?!
— Ja! Ale do NASZEGO domu, Adamie.
— Kogo?!
—Mojego największego fana, oczywiście, Prusa - rzekł Słowacki, wypinając dumnie pierś przy nazwisku znanego pozytywisty.
- Dziad bez żadnej głębi w twórczości, z wyłączeniem "Lalki", oczywiście.
- Jaaasne, przynajmniej nie przesadza ze zbędnymi opisami przyrody, które są chyba tylko po to, by książka była dłuższa.
— Nie obrażaj Orzeszkowej! - krzyknął urażony Adaś.
Juliusz nie potrafił znaleźć żadnej ciętej riposty, więc tylko się zaczerwienił, spuścił głowę i podszedł do szafy. Po chwili ciszy otworzył ją i wszedł do środka. Otoczony ciemnością uknuł niezwykle cwany plan pogrążenia Mickiewicza na oczach Orzeszkowej.
Pierwszym jego elementem było sprawienie na Elizie jak najlepszego wrażenia, tak więc ubrał się odpowiednio. A ubrań miał pod dostatkiem, wszak znajdował się w szafie. Ściągnął z wieszaka niebieski frak Adama, cylinder i żółtą kamizelkę. Dobrał pasujące buty i nową parę pantalonów, po czym opuścił swoją jaskinię. Nie zobaczył Mickiewicza, jednak w pokoju nadal był syf, który mógł pokrzyżować jego plany. Dlatego natychmiast pozbył się papierków, czekoladek i pogniecionych kartek.
— Już?! - Juliusz usłyszał głos Adama dochodzący od strony biurka.
—Jasne, dla ciebie wszystko... - Juliusz był dumny ze swojego planu, to bardzo dobry materiał na książkę.
Aż do przyjścia Orzeszkowej obaj wieszcze stroili się jak tylko mogli.
CZYTASZ
Przygody Julka i Adasia
FanfictionAdam Mickiewicz i Juliusz Słowacki. Odwieczni wrogowie (oczywiście tylko Julek o tym wiedział) zmuszeni byli zamieszkać razem. Jeżeli do tej wybuchowej mieszanki dorzucimy konflikt miłosny - piękna Orzeszkowa, dramat związany z kradzieżą rękopisu...