Księga X

654 75 25
                                    

   Adam chodził zdenerwowany po pokoju; obok niego działa się iście złowroga scena, bowiem Juliusz związywał nieprzytomnego Norwida.

   — Zaczekać aż oprzytomnieje czy mogę poszukać w szufladach swojego rękopisu? — zapytał Mickiewicz niecierpliwie. — Nie zniosę dłużej tej niepewności.

   — Szukaj, a ja tymczasem sprawdzę, czy nie ma go przypadkiem przy sobie — odrzekł niepokojąco radosnym głosem Juliusz.

   Mickiewicz sprawdził dosłownie całe pomieszczenie, ale niczego nie znalazł; podobnie Juliusz — choć przeszukał Norwida dogłębniej niż musiał, rękopisu nie było.

   Wtem Kamil Cyprian otwarł oczy i z szokiem zauważył, że Juliusz — którego brał za Elizę — ciągle trzyma rękę pod jego koszulą.

   — Julisz! — skarcił się w myślach poeta. — Co ty do cholery robisz. Zabieraj z niego tę łapę!

   — Elizo... Elizo... — jąkał się Norwid, nie wiedząc, co zrobić. — Masz takie piękne oczy... — szepnął, a w Mickiewiczu krew się wzburzyła (choć z Juliuszem, nie z Elizą flirtował Kamil).

   — Cicho! — wykrzyknął Adam — teraz my się pobawimy w pytania...

   — Umarłem? Widzę anioła... — Norwid nadal patrzył na maskę Juliusza.

   — Och, Norwidzie, nie wiem, co powiedzieć. — Juliusz był zażenowany, ale wpadł na szatański pomysł.

   — Najlepiej zapytaj go o rękopis.

   — Adamie – zwrócił się do wieszcza – patrz na to! – Powiedziawszy to, rąbnął Norwida w głowę, a ten powtórnie zemdlał. – Weź jego maskę i zamieńcie się ubraniami. Dzięki temu będziesz bezkarnie mógł poszukać rękopisu w jego posiadłości.

   — Doskonale. A ty zostaniesz z nim. Zajmij się tym marnym człowiekiem odpowiednio — polecił. — Ale nie zapominaj, że jesteś Elizą. Nie chcę, żeby doznała z jego strony jakichś nieprzyjemności po tym balu.

***

   Sytuacja na sali zdążyła już wrócić do normy, ludzie ponownie bawili się i rozmawiali. A Adam szukał. Lecz póki co rękopis zostawmy w spokoju, gdyż znacznie ciekawsze rzeczy działy się w sypialni Norwida. Panował tam nieopisywalny wręcz bałagan. Ściślej mówiąc — burdel, jakich mało.

   — Elizo kochana. Nie spodziewałem się, że tak to się skończy. Zdziwiłem się wtedy, ale było dobrze. Nigdy nikomu się tak nie wygadałem — wyznał Norwid. — Ale muszę zadać ci ważne pytanie. Czy to on... to on był pierwszy?

   — W zasadzie to on, ale cały czas uważam, że powinien się wtedy mnie słuchać.

   — Poczułem nieodpartą chęć zadzwonienia do Gutenberga.

   — Teraz?

   — Ja też tego nie rozumiem, ale muszę.

   Juliusz wyczuł podstęp i przeszedł do działania: położył rękę na torsie Norwida i słodkim głosem szepnął:

   — Chcesz mnie zostawić?

   Zadziałało — Kamil Cyprian wpatrywał się w domniemaną Elizę oczyma pełnymi... no, lepiej nie mówić czego, bo homoseksualizm między poetami jest powszechnie surowo zabroniony, nawet ten nieświadomy.

   Rzucił się, by ją pocałować, uniósł lekko maskę i... nagle odskoczył:
  
   — Elizo? Czy ty masz wąsy!? — zawiesił na chwilę głos, po czy wybuchnął. — JULISZ!

   Co w takiej sytuacji zrobił Juliusz? Rąbnął go w łeb.

   — Zaczyna mi się to podobać. — Uśmiechnął się głupkowato i przywiązał ręce i nogi wieszcza do łóżka, przez co wyglądał jakby grał w... no nie, tego również pisać nie wypada.

   "Dobra" — pomyślał — "chwilę mu zajmie wydostanie się z tego, ale muszę odnaleźć Adama i powiedzieć mu, że powinniśmy się zmywać. Nie mamy już dużo czasu"

   Kiedy już miał wyjść, zatrzymał się i uśmiechnął złośliwie.

   — Ale najpierw odpłacę Norwidowi pięknym za nadobne.

***

   Mickiewicz stał w drzwiach do sypialni Norwida i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Spowodowane to było tym, iż jego wzrok przesłonięty był niepowstrzymaną chęcią mordu.

   — Adamie! Adamie, zatrzymaj się! Zaklinam cię, stój! — krzyczał Juliusz, choć Mickiewicz stał naprzeciwko niego od paru dobrych sekund i ani drgnął. — Nie mogłem się powstrzymać. Wiesz, chciałem wprowadzić trochę dramatyzmu... — nie dokończył.

   — Zniszczyłeś moją maskę jakimś durnym napisem! I w ogóle co to ma być!? "Byłem tu, Juliusz"? Tylko ty mogłeś wpaść na coś takiego — Adama przed zamordowaniem przyjaciela powstrzymywała tylko wizja wyższych opłat za mieszkanie.

   — Ale... Ale Adam...

Mickiewicz wszedł mu w słowo:

  — ŻADEN ADAM, DURNIU. TO MOJA MASKA, WIESZ, CO LUDZIE POMYŚLĄ?

   — Że byłem w twojej głowie? — zasugerował. — Chyba nie gdzieś indziej w tobie, bo wiesz, mimo wszystko...

   — Po prostu... milcz!

   — Nie bądź taki okrutny... — Juliusz zapomniał, że nie jest Elizą i że rozmawia z Adamem.

   — Wyciągnąłeś z niego coś przydatnego?

   — Nic, nie zdążyłem go zapytać nawet o to, a już się do mnie dobierał.

   — On?

   Po chwili milczenia Juliusz odpowiedział:

   — On. — I zapadła cisza.

   — Mniejsza z tym, też niczego nie znalazłem. Wygląda na to, że będziemy się zbierać.

   — Odsuń się i daj mi go — powiedział Słowacki.

   — Julisz... Nie sądzę, żeby to był dobry...

   — Powiedziałem, żebyś mi go dał!

   Nagle wieszczowie usłyszeli potworny huk. Norwid natychmiast zerwał się z łóżka, zdarł maskę i z przerażeniem na twarzy wyszeptał: 

    —O nie...

   Tymczasem Julek z Adasiem wpatrywali się w TO przerażeni, szepcząc jednogłośnie:

  — Co to jest...?

Przygody Julka i AdasiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz