Księga IX

619 93 10
                                    

     W jednej chwili w stronę wieszczów zwróciła się rzesza odzianych w maski głów. Wiedzieli, że muszą tańczyć tak, jak im Norwid zagra i czekać na odpowiednią okazję do działania.
  — Zapraszam tutaj, na środek. Będzie lepiej słychać — zawołał Norwid.
Powolnym krokiem zaczęli zbliżać się do sceny, szukając po drodze wsparcia w bezosobowych maskach, które mijali; nie znaleźli.
  — Stali bywalcy zapewne znają zasady — zaczął prowadzący — ale wyjaśnię je specjalnie dla was. Pytania będą dotyczyły osoby towarzyszącej, Adama Mickiewicza. Pani zadaniem będzie odpowiedzieć na nie poprawnie. To gra rozrywkowa, proszę się nie stresować. W końcu powinna pani znać swojego partnera!
  — Ależ oczywiście! Nikt inny nie zna mojego Adasia tak dobrze, jak ja. Prawda, kochanie? — Juliusz położył dłoń na piersi Mickiewicza i popatrzył mu głęboko w oczy - aż nazbyt dobrze widać było, że jest wybitnie pewny siebie.
     Para dotarła na podniesienie. Choć mieszkali razem, nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Ale skoro to Julek miał odpowiadać, jakoś musiało się ułożyć — w końcu któż jak nie on miał wyobraźnię na tyle skrzętnie zbudowaną, żeby wysupłać z niej odpowiedź wystarczająco zawiłą, by można było uznać ją za odpowiednią?
  — Może zatem zaczniemy — rozpoczął Norwid — czymś łagodnym. Gdzie się poznaliście?
Juliusz zbladł, pamiętał, że Adam coś o tym wspominał, ale nigdy jakoś specjalnie go nie słuchał.
  — Poznaliśmy... Ach! Jakże podniosła była to chwila! Oczywiście każde z nas tworzy i to moc stwórcza połączyła nasze dwie dusze, które do tamtej pory samotnie biegały po tym świecie — odparł Juliusz, a w jego oku łza się zakręciła, gdyż uważał swe słowa za wybitnie dobre podłoże do kolejnego wiersza.
     Adam uderzył się dłonią czoło i powiedział do siebie:
  — Idiota...
  — No dobrze — odrzekł Norwid. — A jakieś szczegóły? Twoja odpowiedź nie jest zadowalająca. Piękna jak porcelanowa filiżanka, ale pusta, wszak nie wlałaś do niej jeszcze herbaty.
  — Herbaty? Nie przypominam sobie, żebyśmy wtedy herbatę pili... — wymamrotał Juliusz, szczerze zastanawiając się, co Cyprian Kamil alias Kamil Cyprian miał na myśli.
  — Ogromny idiota — kontynuował rozmowę ze sobą Mickiewicz — a mogłem ja się przebrać za Elę.
     Norwid spojrzał na Elizę pytająco, ale nie odezwał się czekając na jej słowa.
     Wtedy z widowni dobiegł Juliusza cichy szept i już wiedział, co powinien powiedzieć:
      — Gutenberg. W pracowni Gutenberga — odpowiedział z poczuciem zwycięstwa i lekkim skinieniem głowy podziękował stojącemu niedaleko drukarzowi, który najwyraźniej chciał pomóc parze.
  — Dobrze, widzę, że publiczność nie jest zainteresowana waszymi drukarskimi doznaniami. Przejdźmy więc dalej. Od jak dawna jesteście razem?
     Tego Juliusz był pewien jak nikt inny, więc odpowiedział od razu:
  — Oj, mój drogi Kamilu, my nie jesteśmy razem — zachichotał. — Jeszcze nie.
  — Jak to nie? — zdziwił się Norwid. — Jak to? Nie pokrzyżuje... To znaczy... Jak to?
  — Po prostu nie — wtrącił się Adam — jesteśmy tylko przyjaciółmi.
     Cyprian zgłupiał, stracił część pewności siebie, ale szybko się otrząsnął, ponieważ miał asa w rękawie, a właściwie kilka asów.
  — No dobrze. Przejdźmy dalej. — Przejrzał karty z zapisanymi pytaniami, ewidentnie czegoś szukając. — O! Pytanie, które dręczy mnie od bardzo dawna. Co zrobiłaś, droga Elizo, z rękopisem Adama? Słyszałem, że zaginął, a znajdował się u ciebie. Więc?
  — Co, ja przecież nie...— chciał kontynuować, ale Norwid wszedł mu w zdanie.
  — Chciałbym cię również uprzedzić, żebyś nie kłamała. Adam zapewne z chęcią dowie się, co się z nim stało. Tak samo jak wszyscy na tej sali. Prawda? — Oklaski, które rozległy się w tej chwili, można było uznać za "tak".
  — Nie będę tolerować takiego zachowania. Nie obrażaj Elizy — zaprotestował Adam. Mimo że miał obok siebie Juliusza, zdawał sobie sprawę z tego, że to, co zrobi Julek - lub co Norwid zrobi jemu - odbije się na reputacji ukochanej kobiety.
  — Oho — ucieszył się Cyprian — dlaczego tak się oburzyłeś, drogi Adasiu, czyżby jednak coś między wami było? A może było tylko raz? — spod maski Norwida wysunął się najbardziej złośliwy, pełen satysfakcji uśmiech w jaki jest się w stanie wykrzywić ludzka twarz. Po sali rozszedł się odgłos zaciekawienia

(tłum zrobił „uuuuuu") 

  — Jeden raz więcej, niż między wami. — Adam uśmiechnął się triumfalnie.
  — Adasiu, może nie publicznie... — zamruczał Julek, patrząc na czerwoną jak maki Ukrainy twarz Kamila.
     Norwid pozbierał się po obeldze i odzyskał pewność siebie:
     — To prawda, między mną a tu obecną Panną Elizą nigdy do niczego nie doszło, ale teraz, droga publiczności, wiemy, że Pan Mickiewicz nie może tego samego powiedzieć. — Wskazał prosto na Juliusza — Przepraszam, "Panią" Elizą.
  — Oj chłopcy, nie kłóćcie się. — Juliusz wiedział, że czeka ich srogie lanie, jak zaraz tego nie odkręcą. Prawdziwa Eliza ich zabije, jak się dowie, a dowie się na pewno, jak nie z ust gości, to z ust manipulanta Cypriana. — Norwidzie, mój drogi, nie zaczynaj tego tematu, bo w przeciwnym razie będę musiała opowiedzieć o twoich romansach. A Adam to prawdziwy żartowniś, od rana miał dobry humor, wszak cieszył się na spotkanie z tak wytrawnymi ludźmi.
  — Może kolejne pytanie? — zaproponował Adam, by załagodzić rosnące napięcie.
     Norwid miał już zadać następne pytanie, by pogrążyć wieszczów, gdy nagle pośród zebranych rozległ się krzyk. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dochodził.
  — Przepraszam, ale czcionka wbiła mi się w stopę... Ajaj, moja córka znowu wrzuciła literki do butów... Ojoj... — Gutenberg krzywił się i jawnie cierpiał.
     Gdy wzrok tłumu wrócił na scenę Juliusza i Adama już tam nie było. A wraz z nimi zniknął Norwid.

Przygody Julka i AdasiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz