Rozdział 2.

35 2 0
                                    

Moje oczy podwoiły się o większe rozmiary, gdyz zobaczyłam  mustanga, który próbował uwolnić swoja nogę z pod  potężnych kamienii. Był on  prawdopodobnie bułany , ale maść nie była ważna.
Wyglądał on na ogół tak.

Spojrzałam na niego pełna smutku i żalu, spokojnie postawiłam nogę przed siebie, by zbliżyć się do niego, ale z kolejnym krokiem, koń szarpał nogą robiąc sobie więcej krzywdy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spojrzałam na niego pełna smutku i żalu, spokojnie postawiłam nogę przed siebie, by zbliżyć się do niego, ale z kolejnym krokiem, koń szarpał nogą robiąc sobie więcej krzywdy.
Wyciągnęłam komórkę, aby na szybkości znaleść numer Alana.

Po chwili go znalazłam i telefon był juz przy moim uchu.
-Halo?-   odezwał się głos po drugiej stronie.
-Alan, musimy się jak najszybciej spotkać, bo musisz mi pomoc-  Mówiłam spokojnie, ale byłam jednak spanikowana.
- Scarlet! Ja przepraszam, nie chciałem na Ciebie  krzyczeć, po prostu się o Ciebie martwie- Powiedział cicho, a w głosie można było usłyszeć, ze sie się obwinia.
- Alan, nie czas na to, przyjdź szybko nad skarpę, która zawaliła się po ostatnim deszczu- Odpowiedziałam szybko.
- Stało się Coś Scarlet?!- Wysapał zdenerwowany, bo juz w głosie było słychać, że biegł.
- Dowiesz się na miejscu- Powiedziałam obojetnie i rozłączyłam się chowając telefon do kieszeni.

Nie chciałam obecności Alana, po tym jak na mnie krzyknął, ale sama sobie z tym koniem nie poradzę, a jeśli będę chciała sama, to ten koń zrobi sobie większą krzywdę, gdyż będzie się bał bardziej i jego noga będzie zraniona bardziej.

Po 5 min czekania, po kamieniach zbiegł Alan i od razu odnalazł mnie wzrokiem i przytulił.
Przepraszam- Szepnął, całując moje czoło.
- Jest juz okej Alan, ale musisz mi pomoc- Wskazałam na konia stojącego i patrzącego na wszystkie strony, który był wyraźnie wystraszony.
- Uhh.. Ale jak do niego podejść?
Szepnęłam do siebie.
- Spokojnie mała- Odpowiedział Alan i ściągnął z swojej szyji bandaż, który zapewne zabrał na wszelki wypadek.

Podchodził do konia patrząc na niego bez przerwy, a ja obserwowałam jak on to robi. Koń wyraźnie szarpał nogą, ale Alan uspokajał go głosem, co działało bo koń tak strasznie się nie szarpał. Szybkim ruchem Alan podniósł drewno i podważył kamień,gdzie była noga mustanga, a ten zerwał się w tył i podkulił ją.
- Spokojnie Mały- Mówił Alan.
- Chce Ci pomoc- powiedział ponownie, tym razem spokojniej.

Kon wyraźnie zrozumiał, bo stał spokojnie pozwalając Alanowi się zbliżyć. Chłopak przykucnął lekko i zaplótł bandaz na nodze ogiera, po czym wstał i wyciągnął ręce w geście obrony.  Ogier zarżał po czym kiwnął głową do Alana i ruszył dość szybko w las.. I było słychać tylko  oddalający się odgłos galopu.

A ja? Mogłam tylko zazdrościc Alanowi umiejętności.
------_--------------_-------_------------------_------

Huhu! Ale się porobiło! 😊 No więc poznaliście konika i umiejętnośc Alana. Więc no, ja uważam to za sukces. 😚
Także niedługo kolejny rozdział, bo przez ten Lipiec nie miałam tej weny, a nie chciałam pisać na siłę.

Zostaw Coś po sobie, jeśli Ci się podoba!
Bo to bardzo motywuje do pracy!
   
Do kolejnego Kaczuszki xxx

Dziki Galop.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz