04

14 2 0
                                    


- Nie! Błagam! - Krzyczała przerażona kobieta, otoczona zgrają oprychów. Kobieta dobrze wiedziała, że albo będzie musiała im się oddać, albo zginie. Jednak cały czas dzielnie walczyła aby się oswobodzić.

- Nie wierć się, kobietko. Obiecuję, że będziesz się dobrze czuła. - Oblizał się jeden z oprychów,chcąc rozedrzeć delikatną suknię kobiety. Kobieta szamotała się już coraz słabiej, wycieńczona walką. Że też muszę teraz siedzieć w tej dziurze, pomyślał herszt bandy, opierając się o ścianę pobliskiego budynku. Człowiek ten, niewątpliwie był mądrzejszy od swojej bandy. I z pewnością bogatszy. Ubrany był w charakterystyczny dla Zjednoczonych Hrabstw Zachodu spodnie z trwałego, błękitnego materiału, nosił pas z dużą metalową klamrą. Pod długim skórzanym płaszczem miał flanelową koszulę a na głowie nosił kapelusz z szerokim rondem, który zakrywał krótkie, śnieżnobiałe włosy.

- Xavier! - Ryknął jeden z oprychów.

- Nie przyłączysz się do zabawy?!

- Jakoś nie mam ochoty. - Mruknął patrząc na swoich głupkowatych poddanych. Psiakrew, powiedział sobie w duchu, reszta teraz ucztuje a ja muszę siedzieć w terenie... Dobrze, że moja zmiana kończy się niedługo.


Nagle Xavier zamarł w bezkresnym przerażeniu. Usłyszał syk. Syk jakby setek rozwścieczonych węży gnało w ich stronę. Zanim stwierdził że czas uciekać, jakieś dwa metry od miejsca gdzie stał, coś dużego z impetem łupnęło o ubitą ziemię. Całe zgromadzenie zamarło w trwodze i zdziwieniu.

- No no no... Kogóż ja widzę? - Dał się słyszeć głos z tumanów kurzu i pyłu. - Toż to szlachetny Xavier! Nadworny alchemik naszego wspólnego przyjaciela, a także od czterech lat Dowódca Podziemia Południowych Prowincji Królestwa Hakamonu! To dla mnie zaszczyt! - Zasyczał głos.

- Co jest do diabła? - Wstał jeden z odważniejszych bandziorów. A może jeden z głupszych. Zrobił krok w stronę głosu i zamarł w bezruchu. W jego brzuchu sterczały trzy strzały. Oprych zwalił się z łoskotem na ziemię i znieruchomiał.

- Nie pamiętam żebym komukolwiek pozwolił się ruszyć. - Zanucił spokojnie. Tumany kurzu opadły powoli a z nich wyszła postać. Xavier dobrze wiedział co się kroi. Widząc, że Niiv zajęty jest grupą miejscowych rozbójników,zaczął powoli przesuwać w stronę wyjścia z alejki. Snakehead jakby od niechcenia machnął ręką i 3 noże, wydobyte nie wiadomo kiedy poszybowały w stronę herszta, przybijając jego dłoń i obie nogi do ściany. Xavier zawył z bólu ale nie odważył się już na żaden, choćby najmniejszy ruch.

- Jak się nazywasz, młoda damo? -Zapytał Niiv.
- Milen... panie. - Powiedziała nieśmiało niewiasta.

- Podejdź do mnie, Milen, nie bój się. Chcę pomóc. - Wyciągnął rękę Niiv. Milen podniosła się i chwiejnym krokiem podeszła do Snakeheada.

- Jesteś cała?

- Tak, zdążyłeś w samą porę,panie.

- Mów mi Niiv, proszę. A teraz uciekaj do domu.
- Dziękuję Niivie. - Powiedziała Milen i pobiegła w stronę głównego rynku. Niiv odprowadził ją wzrokiem po czym odwrócił się do bandy. Kiedy uświadomił sobie w pełni, co oni chcieli zrobić tej kobiecie, zadygotał z wściekłości. Wyciągnął rękę i zdjął z głowy kaptur. Czarna aura jego włosów wypełniła alejkę, powietrze nagle zgęstniało.

- Zobaczymy ile wytrzymacie,rekordzista doznał obłędu po 45 sekundach. - Zasyczał Snakehead. Jego włosy miały bardzo dziwne właściwości. Magiczna czarna aura którą generują, sprawia, że wystawiony na jej działanie umysł zwykłego śmiertelnika doznaje halucynacji, a wreszcie samej psychozy. Obrazy, które wtedy widzi człowiek są po prostu zbyt potworne. Oprychy wybałuszyły oczy, zaczęli nieludzko krzyczeć. Niiv doskonale wiedział co teraz dzieje się w ich pustych łbach.Bandziorom krew zaczęła cieknąć z nosów i z oczu a po kilku chwilach, jeden za drugim, padali na ziemię w całkowitym bezruchu.
- Tych chyba mamy już z głowy. - Zwrócił się w stronę Xaviera. Xavier, otoczony wieloma magicznymi barierami ochronnymi,nie odczuwał tak wielkiego strachu wywołanego aurą. Natomiast widok oczu Niiva napawał go prawdziwym przerażeniem.
- Witaj,Wężu. Jednak mnie znalazłeś. - Powiedział łamiącym się głosem.
- Głupiec jesteś, Xavier, jeśli myślisz, że nie dopadnę was wszystkich. Jesteś tylko płotką i dziwisz się, że cię odnalazłem? Przeobraziłem przekleństwo, które mi daliście,w piękny dar... I opanowałem go do perfekcji. Teraz to się obróci przeciwko wam. - Warknął wściekły i podekscytowany Niiv.
-Może i opanowałeś klątwę, ale nawet z jej pomocą nie wydobędziesz ze mnie nic. Te zaklęcia rzucił sam... - Nie skończył powiedzieć, ponieważ pięść Snakehead'a ugodziła go w twarz z taką siłą, że Xavier stracił przytomność.
- Nigdy nie wypowiadaj jego imienia w mojej obecności, ścierwojadzie. - Syknął,będąc już na granicy wytrzymałości. Nie mogę z nim jeszcze skończyć, chcę żeby sobie pocierpiał ile się da, stwierdził Niiv. Wyszarpał noże z ciała Xaviera, który pod wpływem bólu obudził się i zaczął jęczeć. Snakehead uderzył go otwartą dłonią w twarz, nakazując się zamknąć.
- Co by z tobą zrobić, przyjacielu? Nie wiem od czego zacząć zabawę. - Przyjrzał mu się uważnie Niiv. Xavier zerknął na niego z nieukrywaną pogardą.
- Chcesz mnie torturami zmusić domówienia? Chyba kpisz! - Wychrypiał.
- Zawrzyj gębę. - Uderzył go jeszcze raz. Spojrzał Xavierowi w oczy i wyobraził sobie, że wchodzi w jego umysł. Nagle wszystko wokół nich się jakby zatrzymało a oczy Xaviera stawały się coraz większe. Po paru chwilach Niiv stał w pokoju o idealnie czarnej podłodze i suficie oraz idealnie białych ścianach. Każda z czterech ścian kwadratowego pokoiku miała jedne drzwi. Każde te drzwi były zamknięte solidną pieczęcią. Niiv rozejrzał się i wyciągnął dłoń, chwytając jakby powietrze. W jego ręce zmaterializowała się lina, zawieszona u sufitu. Zaczął się wspinać po niej i kiedy był na wysokości około trzech metrów nad ziemią, spojrzał na ścianę i zasyczał coś niezrozumiałego. W ścianie pojawił się otwór, przez który można było spokojnie się przecisnąć.Kiedy Niiv dostał się na drugą stronę, jego oczom ukazała się komnata z nieskończoną ilością kufrów o wielu kolorach i wielu różnych zdobieniach. A więc tak wygląda jego sfera wspomnień,podziwiał Niiv. W umyśle każdego człowieka są cztery sfery.Sfera wspomnień, gdzie można znaleźć wszystkie chwile osoby,Sfera marzeń, gdzie mieszczą się marzenia, te spełnione i niespełnione. Pozostałe dwie sfery to sfera życia, w której można zobaczyć wszystkie przyziemne potrzeby ludzkie i sfera snów, która podobna jest do sfery wspomnień, tyle że składuje się w niej wszystkie sny, które kiedykolwiek przyśniły się danej osobie.Każda osoba posiada inaczej zbudowane sfery. Niektórzy za sferę wspomnień mają olbrzymie puszcze, a każda roślinka to osobne wspomnienie, niektórzy mają olbrzymie sawanny pełne dzikich zwierząt, gdzie każde zwierzę jest wspomnieniem. Dla każdej osoby jest to indywidualny przypadek. Snakehead wiedział, czego szuka.Skupił się na osobie, której szukał. Kiedy zamrugał oczami,komnata zmieniła się w długi korytarz, wzdłuż ścian którego były ustawione skrzynie. Było ich dużo mniej niż wcześniej,bowiem zawierały wspomnienia tylko te, które były związane z osobą, o której pomyślał Niiv. Po przejrzeniu wszystkich skrzyń zamknął oczy żeby dobrze zapamiętać wszystko co zobaczył.Widział go wyraźnie. Ciemna skóra, oczy w kolorze jadeitu. Włosy sięgające ziemi o kolorze dojrzałej truskawki. Tak, to na pewno on. Mistrz Rondar. Najpotężniejszy czarnoksiężnik, jakiego nosiła ziemia. Ten człowiek nie był dobry. Ani zły. On nie mieścił się w żadną miarę, jaką można określić zwykłego śmiertelnika. Niiv poczuł jak jakaś potężna siła ciągnie go w tył. Dał się jej ponieść i w następnej chwili stał przed Xavierem w bocznej alejce w Fallel.
- Dowiedziałem się więcej, niż przypuszczałem. Dzięki Xavier.



 Jego przysięga dopełniła się na tym osobniku, kiedy własnoręcznie wypruł mu flaki i rozrzucił po całej alejce.

SnakeheadWhere stories live. Discover now