08

18 0 0
                                    


Minął już niemal tydzień odkąd zostali pojmani i uwięzieni w górskiej jaskini. Przez cały tydzień wartownik, który miał u pasa kępę włosów Niiva nie wychodził z jaskini. Nawet za potrzebą. Załatwiał się do lochu by uprzykrzyć życie więźniom. Niiv, Tama i Milen zmuszeni byli wcisnąć się obok starego mędrca. Niiv miał w głowie pewną myśl, której nie wypowiadał na głos. Toczył wewnętrzną walkę ale wreszcie postanowił, że się tym podzieli z mędrcem.
- Staruszku, czy możliwe, by twoje imię brzmiało... - Zawahał się.
- Jak?
-Czy możliwe, żebyś nazywał się Daniel? - powiedział szybko ze łzami w oczach. Mędrzec zamyślił się głęboko, a po chwili na jego twarzy widać było ulgę.
- A więc znowu się spotykamy, chłopcze... Niesamowite. Myślałem, że po tylu latach.... -urwał.
A więc to faktycznie on, Niiv się nie mylił. Spotkał swojego opiekuna. W takim miejscu i po takim czasie. Cieszył się jak już dawno nie cieszył. Osoba, która przeżyła ten sam dramat. Ktoś, kto rozumiał Niiva lepiej niż ktokolwiek inny na świecie. Obok niego, jak za dawnych czasów, jak gdyby nigdy nic złego się nie stało. Mieli sobie tyle do opowiedzenia, jednak siedzieli w milczeniu. Chcieli sobie tyle przekazać, jednak wystarczała im teraz ta błoga cisza.
Kiedy Długowłosy przechodził obok celi, do jego nosa dotarła woń moczu. Skrzywił się i zaczął wrzeszczeć na wartownika.
-Żeby ci tak pies odgryzł tego dzyndzla! Ile razy ci tłumaczyłem, żebyś lał na zewnątrz, baranie ty jeden?!
Kopnął strażnika w tyłek i pogonił na zewnątrz. Tama widząc całe zajście szturchnął Niiva, a ten pokiwał głową. Zbliżał się czas ucieczki.
- Jesteś pewien że podważymy tą kratę? - zapytał Tama.
- Zwykłe zawiasy, nie powinno być problemu. Ale ręce to będą nam się goić bardzo długo. - skrzywił się Niiv. Dotykanie tego konkretnego minerału przez Przeklętego to tak, jakby łapać za rozgrzany do białości stalowy pręt... Pomnożony przez tysiąc. Ale nie było innego wyjścia. Kiedy na zewnątrz wyszedł wartownik i włosy wypuściły swoją aurę, dało się słychać krzyki jego i jego towarzyszy pełne strachu. Reszta bandy pobiegła sprawdzić co się dzieje. I właśnie wtedy Niiv i Tama dopadli do krat i zaczęli je wyważać. Skóra na ich dłoniach przybrała kolor węgla i śmierdziała spalenizną. Ale przezwyciężali ten potworny ból. Po chwilowych zmaganiach, krata ustąpiła. Upadła z trzaskiem na ziemię i więźniowie mogli się wydostać. Milen podtrzymywała Daniela kierując się za Snakeheadem do wyjścia. Tama sięgnął po ich ekwipunek podając oręż Niiva, i zabierając dwa krótkie miecze dla siebie i dla Milen. Snakehead odwrócił się do swoich towarzyszy.
- Zostawiacie mi tych idiotów, wasze zadanie to bronić Daniela. Ci goście nie wystarczą nawet na rozgrzewkę. -syknął.


Będąc blisko wyjścia widzieli rzucających się ze strachu bandziorów. Niiv szybko ich zliczył i zauważył że jednego brakuje. Tak, Roxa tam nie było. Snakehead wyskoczył z dużą prędkością na oprychów i zaczął szlachotwać ich ciała swoimi nożami. Po kilku chwilach dotarli do wyjścia Tama a za nim powoli Milen i Daniel. Będąc przez długi czas w ciemnej jaskini, jego oczy nie były gotowe na taką ilość światła, potrzebował chwili aby cokolwiek dojrzeć. Gdy już mógł swobodnie patrzeć, rozejrzał się dookoła ciesząc się widokiem pięknej natury, wciągnął świeże powietrze do ust i uśmiechnął się. Niiv i Tama wychwycili szum strzały zbyt późno. Daniel drgnął,nieco zaskoczony. Z Jego brzucha sterczał grot. Zachwiał się i runął na trawę ciągnąc za sobą Milen. Niiv przerażony doskoczył w dwóch susach do swojego opiekuna i chwycił drżącą ręką jego dłoń.
- Niivie, mam ci tyle do powiedzenia... Taki niefortunny obrót spraw...
- Nie przemęczaj się, Danielu, musisz oszczędzać siły. - głos mu się łamał, jego wężowe oczy obficie łzawiły. Jedna z dwóch bliskich mu osób umierała muna rękach i nie mógł nic na to poradzić. Czuł wściekłość pomieszaną z rozpaczą i bezsilnością, nie wiedział co począć. W jego uszach szumiało, nie słyszał co dzieje się wokół niego. Mógł jedynie patrzeć na to jak Daniel po raz ostatni zamyka oczy. Rox dostrzegłszy okazję zaczął uciekać. Tama i Milen próbowali zwrócić uwagę Niiva krzykami, jednak na próżno. Teraz istniał tylko on i ten starzec.

- Niiv, do jasnej cholery! On ucieka!- wrzasnął mu prosto do ucha Tama.
- Niech ucieka. Najpierw musimy pochować tego człowieka.
Lecz nagle ciało Daniela zaświeciło błękitnym światłem i zaczęło powoli znikać. Niiv widząc to, załamał się do końca i począł rzewnie płakać. Milen przytuliła go próbując dodać mu otuchy. Tama stał obok nich i nie wierzył własnym oczom. Ten bezwzględny morderca, twór, o którym krążą legendy i miano nieugiętego, klęczy teraz i płacze. Miałem rację, pomyślał, nawet potwory mają swoje uczucia. Milen spojrzała pytająco na Tamę.
- To było jakieś stare błogosławieństwo.
- Forma Świętego. - wykrztusił z siebie Snakehead. Popatrzyli oboje na niego.
- Każdy mag, który za życia był dobrym człowiekiem i nikogo nie skrzywdził lub kogoś uratował otrzymuje Formę Świętego... Tej nocy będzie można zaobserwować nową gwiazdę... Gwiazdę Daniela. - zaszlochał.


Rox biegnąc cały czas przed siebie od dłuższego czasu, wreszcie się zatrzymał i spojrzał za plecy. Nie było pościgu. Dlaczego nie było pościgu. Czyżby zajęli się ratowaniem tego starego dziada? Przecież od takiej rany umarł praktycznie od razu. Niemożliwe. Właściwie mało go to obchodziło. Coś ich zatrzymało, więc mógł już swobodnie wrócić do kwatery głównej. Skierował się w stronę lasu. Znał te okolice jak własną kieszeń, nie było mowy o tym, by mógł się zgubić. Po kilku minutach marszu był zmęczony, więc stwierdził, że odpocznie pod którymś drzewem. Oparł się o pień potężnej sosny i usiadł. Nagle usłyszał chrapanie. Spojrzał w stronę, skąd ten dźwięk się zdawał dochodzić i ujrzał Thorna. Szturchnął go.
- Czego? - wychrypiał Thorn. Przetarł oczy, beknął i zobaczył patrzącego na niego Roxa.
- Co ty tu robisz, Thorn?
- Śpię, nie widać? A co ty tu robisz?
- Dopadliśmy Węża, niestety zdołał nawiać i ubił moich towarzyszy. Tylko ja zbiegłem. Thorn pobladł.
- I od razu przyszedłeś tutaj?
- Tak, a co?
Thorn poderwał się blady jak kreda. Popatrzył na Roxa jak na szaleńca. Obrócił się i zaczął uciekać ile sił w nogach.
- Najpierw zabiją ciebie a potem dopadną mnie, ty cholerny idioto! - rzucił tylko przez ramię.

Kiedy Niiv się otrząsnął, w jego głowie był tylko obraz upadającego Daniela i twarz Roxa.
-Tama, zmień postać i szukaj tego gnoja. Zapłaci mi za to. - Tama skinął głową i wzbił się w powietrze z donośnym gwizdem. Niiv popatrzył na Milen. Coś było z nią nie w porządku, miała mętny wzrok.
- Dobrze się czujesz?
- Nie, mam wrażenie, że ... -nie dokończyła. Wytrzeszczyła oczy i z jej gardła zaczął się wydzierać przedziwny charkot. Niiv zmarszczył brwi i dopadł do Milen próbując ją uspokoić. Nagle ona się podniosła i powiedziała głosem Daniela:
- Niivie, ta kobieta też ma dar. Wskaż jej drogę Szermierza. Drogę, która zrodziła się podczas starcia dwóch Przeklętych. Ta droga ukierunkuje jej dalsze życie i losy was wszystkich. Wiele przed wami, synu. Będę zawsze przy tobie, gdy w potrzebie będziesz poszukiwać drogowskazu. - i upadła. Z jej dłoni wytoczyło się jajko. Niiv podniósł je i dokładnie obejrzał. Było ciepłe, miało kolor złota. Milen zamrugała oczami i usiadła.
- Ostrożnie, właśnie zmarły przemówił przez ciebie. - Spojrzał na nią Niiv. Milen nie bardzo wiedziała, co się właśnie stało. Wyjaśnienie Niiva było dla niej niejasne ale musiało na razie wystarczyć, ponieważ Niiv zafascynowany oglądał jajo. Odwrócił się z szemranym uśmieszkiem do Milen.
-Zrobimy z Tamy mamuśkę.

SnakeheadWhere stories live. Discover now