03

39 3 0
                                    


- Mistrzu, szybko! Znaleźliśmy niemowlę! - zakrzyknął jeden z uczniów maga Charusa. Charus, człowiek o rozległej wiedzy magicznej, liczący sobie już 437 lat, z zatroskanym obliczem podszedł do swego ucznia, by przyjrzeć się dziecku.

- Mistrzu Charusie, ono chyba umiera, spójrz na jego odcień skóry. - Mówił uczeń.

- Danielu, przyjrzyj się uważniej. To są objawy klątwy. - Powiedział poważnie Charus.

Daniel, bo tak temu uczniowi było na imię, wyciągnął ręce nad głowę malca i wyszeptał zaklęcie. Po kilku chwilach jego twarz przybrała kolor kredy a ręce zaczęły mu się trząść.

- Teraz i ty to poczułeś, prawda?

- Jak można robić takie rzeczy takim niewinnym maluchom?! - Zatrząsł się Daniel.

- Nie czas teraz na złości, musimy go ogrzać i nakarmić. - Rzekł stanowczo Charus. - Nie wiemy jakie ma imię, więc ja mu je nadam. A nazywać się będzie Niiv.

Gdy Niiv dotarł do Fallel, rozgwieżdżone jak dotąd niebo przykryła warstwa chmur, z których miarowo zaczął padać deszcz. Ludzie zaczęli się chować do swoich domostw, lub pobliskich tawern. Skóra wróciła do normy, powiedział w myślach Niiv, więc chyba mogę już iść między ludzi.

Nieopodal stała zwyczajna jadłodajnia, wewnątrz paliły się jeszcze światła i słychać było głosy biesiadników. Snakehead poprawił kaptur tak by zasłaniał mu oczy a twarz pozostawała w cieniu, nie chciał się obnosić ze swoją tożsamością. Stanął przed drzwiami karczmy, wziął wdech i pchnął drzwi. Wewnątrz panowało ożywienie, w kominku wesoło trzaskał ogień. Nikt nie zwrócił uwagi na nowo przybyłego, każdy z kimś rozmawiał, tu i ówdzie słychać było salwy śmiechu. Niiv podszedł do lady, za którą stał właściciel gospody.

- Spory ruch macie jak na tą porę. - Zaczął Niiv.

- A no mamy. - Odrzekł wesoło.

- Święto jakie?

- A no ludziska zamążpójście mojej córki świętują. - Powiedział z dumą właściciel.

- A czy byłoby problemem znalezienie noclegu strudzonemu wędrowcy i jakaś uboga kolacja, co by problemu nie robić? - Zapytał Niiv.

- Są wolne pokoje na drugim piętrze, możecie się w jednym zakwaterować, dzisiejsza noc darmo, panie! - Zawołał właściciel po czym krzyknął do żony by nalała nieco jej zupy z jarzyn i dała dwa podpłomyki. Niiv uśmiechnął się, widząc, że na tym świecie są jeszcze ludzie, którzy potrafią być radośni, okrutne czasy zabiły szczęście w niejednym człowieku.

Po zjedzeniu pysznego dania, Niiv skłonił się właścicielowi i jego żonie, dziękując w ten sposób za gościnę, wyjął z sakwy 30 srebrnych monet i, pomimo protestów właściciela, położył je na ladzie.

- Uznajcie to za prezent dla pary młodej. - uśmiechnął się Niiv widząc jak rodzice panny młodej z wdzięcznością przyjmują ten jakże hojny prezent i udał się do swojego pokoju. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, złożył ręce i wykonując gest, jakby chciał objąć coś wokół siebie wyszeptał : Morna laime mer sina coa. Cały pokój wypełniła dziwaczna aura, która przyległa do wszystkich ścian. Niiv widząc, że zaklęcie działa, spokojnie zdjął kaptur. Z jego włosów powinna się unosić czarna aura, jednak dzięki owemu zaklęciu momentalnie zostawała rozproszona. Snakehead zamknął oczy i wyczulił wszystkie swoje zmysły. Nasłuchwiał przez chwilę, po czym otworzył oczy, pokiwał głową i położył się na łóżko.

Obudził się wczesnym rankiem. Dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny, po wczorajszych chmurach nie było ani śladu. Idealny dzień by złożyć mu wizytę, pomyślał Niiv. Założył łuk na plecy, uprzednio sprawdzając cięciwę, Poprawił na sobie pas z nożami, sprawdził czy wszystkie są naostrzone jak trzeba i czy łatwo wychodzą z kieszeni. Nałożył kaptur i gdy stanął w drzwiach, szybko obrócił się i szepnął : Telya kuru. Zaklęcie ochronne przestało działać. Snakehead zszedł po schodach, podziękował karczmarzowi i wyszedł. Główny trakt był bardzo zatłoczony, Niiv nie lubił takich miejsc. Wszedł w pierwszą boczną alejkę, przystanął i zamknął oczy. Wsłuchiwał się. Słyszał najlżejszy oddech mieszkańców w promieniu stu metrów od siebie. Nagle usłyszał. To imię, tak, to z pewnością on. Wyszedł pewnie z powrotem na główny trakt i nie zważając już na ludzi wokół pomaszerował w głąb miasta. Stanął przed ogromnym budynkiem różniącym się nieco od pozostałych. Był wyższy o jedno piętro i nie miał spadzistego dachu jak reszta domów. Szyld nad wejściem głosił ,, Manufaktura Zabijaków ''. Była to tutejsza gildia złodziei. Wynajmowało się ich by szpiegowali, kradli, lub czasem nawet zabijali. Wszystko potrafili zrobić po cichu, tak, by władze się o tym nie dowiedziały. Niiv wszedł do środka. W środku siedziało mnóstwo typów, których zwykli ludzie raczej omijali szerokim łukiem. Niektórzy z mieczami, inni z maczetami, jeszcze inni z magicznymi księgami u pasa. Niiv wiedział kogo szuka. Drobny, rude włosy, około 25 lat, oczy w kolorze rubinu. Tak, do niego za pewne należał ten głos. Rozejrzał się po holu, ale nie dostrzegł nikogo takiego. Zaczął wspinać się na schodach, kiedy nagle ktoś chwycił go za ramię.

- Gdzie wam tak śpieszno, panie? - Zarechotał właściciel ręki. Niiv powstrzymując narastający gniew, odwrócił się.

- Szukam kogoś, kto ma dla mnie cenne informacje. - Wykrzywił usta w grymas który miał być uśmiechem.

- Wszyscy mamy jakieś informacje, oczywiście za odpowiednią sumę. - Powiedział złodziej patrząc łapczywie na sakiewkę Snakehead'a.

- Jeśli życie ci miłe, nawet o tym nie myśl. - Zasyczał. Złodziej spojrzał zdziwiony pod kaptur i zamarł bez ruchu. Widział rozjarzone, zielone oczy, zobaczył nerwowo wysuwający się, wężowy język. Wiedział z kim ma do czynienia.

- Pozwól mi więc panie, że pomogę ci szukać tego kogoś. - Zadrżał złodziej. - Jak się nazywa?

- Tego nie wiem, wiem za to jak wygląda. Rude włosy, dość młody, charakterystyczne...

- Zielone oczy? - Domyślił się złodziejaszek.

- Dokładnie tak. - Odpowiedział zadowolony Niiv. Młokos przemyślał słowa Snakehead'a i dał mu znak żeby szedł za nim.

- Zaprowadzę.

Dotarli do pokoju numer 44. Niiv wparował do środka. Pierwsza rzecz jaką odczuł to silna obecność czarnej magii. Spojrzał na młodzika, który siedział przy stole i coś notował na kartce papieru. Tak, on też za pewne doznał jakiejś klątwy. Młokos obrócił się i spojrzał na gościa.

- Wiem po co jesteś, wiem kim jesteś. Szary zostaw nas. - Powiedział rudzielec.

- Jesteś pewien? To przecież jest... - urwał w pół zdania patrząc w zimne, zielone oczy. - Jasne, już idę. - I wyszedł. Niiv spojrzał z ciekawością na chłopaczka. Coś w jego oczach, tak, jego oczy. One miały coś wspólnego z tą czarną magią.

- Tak Niivie, ja też przechodziłem przez to co ty. Niestety nie mam tak dużej mocy jaką bym chciał mieć. I pomogę ci jak tylko mogę, bylebyś ich wszystkich dopadł. Też chcę mieć swoją zemstę Wężu. Mów mi Tama. - Przedstawił się chłopak. Snakehead był bardzo zaciekawiony tym człowiekiem, myślał, że tylko jemu udało się przeżyć. Ciekaw był ile jeszcze ludzi jest z podobnymi... problemami.

- No więc gdzie go znajdę? - Zapytał Niiv. Tama podał mu kartkę i wskazał ręką w stronę głównego placu miasta Fallel. Tyle mu wystarczyło, skoro reszta informacji jest na kartce.

- Pamiętaj tylko, że jego umysł z pewnością jest chroniony, musisz obejść wpierw wszystkie zaklęcia zanim zaczniesz... przesłuchanie. - Uśmiechnął się Tama. Niiv wiedział co należy zrobić, gra była warta świeczki.

- Szykuj się Xavier. Idę po ciebie. - Zasyczał Niiv, jego oczy rozbłysły. Jest już coraz bliżej, ta myśl napawała go podnieceniem. Już niedługo stanie twarzą w twarz z kimś, kto miał kontakt z NIM. Od bardzo dawna nikogo takiego nie spotkał. Miał zamiar cieszyć się każdą chwilą jego bólu. Spod kaptura zaczęły wydawać się wypełzać setki węży. Niiv obrócił się do Tamy, i widząc podobny błysk w jego oku, uśmiechnął się ukazując wężowe kły.

- Idź Niiv, zrób to. - I Niiv dosłownie wypełzł niczym wściekły wąż z pokoju o numerze 44.




Hej, mam nadzieję, że ta część spodoba się tak jak dwie wcześniejsze. :) 
Zastanawiacie się kim jest Xavier? I o co chodzi z klątwami? Jeśli zostaniecie ze mną, wkrótce się wszystkiego dowiecie. ^^ 

SnakeheadWhere stories live. Discover now