05

18 1 0
                                    


Kiedy Niiv wszedł do cechu złodziei,nikt nie patrzył na jego postać zbroczoną krwią. Wszyscy, bladzi na twarzach, szukali sposobu na szybką ewakuację z izby. Normalnienie zdziwiłoby go to, gdyby nie fakt, że przecież złodzieje wiedzieli doskonale, że Snakehead nie przyszedł po nich. Wzruszył ramionami, stwierdzając, że nie będzie tym sobie teraz zajmować głowy i poszedł na górę do pokoju Tamy. Od progu powitała go ta dziwaczna aura magiczna i bystry, lecz spokojny wzrok dowódcy cechu.

- Musiałeś aż tak narozrabiać? -zapytał Tama.
- No cóż, zdarza mi się stracić kontrolę nad sobą.

- Do tego stopnia, że cały cech złodziejski nie może na ciebie patrzeć, a Szary leży w silnej gorączce po tym, co zobaczył? - Niiv uniósł brwi. Nawet przez myśl mu nie przeszło sprawdzić, czy nie jest śledzony.
- Aż tak mi nie ufasz, że posłałeś za mną szpiega?

- Nie, nie, to nie tak. On sam poszedł za tobą. Nie wiem po co. Mam nadzieję, że nam to powie jak wyzdrowieje. - mruknął Tama. To, co opowiedział mu przed utratą przytomności jego druh, utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że stojący przed nim Przeklęty jest najniebezpieczniejszym a zarazem najlepiej rozwiniętym osobnikiem, jakiego dotąd spotkał. Podniósł wzork i napotkał pytające spojrzenie Snakeheada.
- O co chodzi?
- Coś ci chodzi po głowie, Tama.

- No chodzi, chodzi. Niedługo moja kadencja tutaj się kończy. Właściwie już nic nie trzyma mnie w tym mieście. Problem w tym, że nie mam następnego celu, nie wiem,gdzie teraz miałbym się udać.

Niiv spojrzał na zachmurzone oblicze Tamy. Przychodziła mu do głowy pewna myśl.

- Właściwie mnie też nic tu nie trzyma. Eh, żebyś miał pojęcie, jakie to nudne, podróżować samemu... - westchnął Snakehead. Tama zmarszczył czoło.

- Czy to jakaś forma propozycji?

- Nie dajesz się zwieść prostym gierkom. Tak, to jest propozycja. Chodź ze mną, fajnie byłoby mieć kompana.

- Wiesz, że będę zawadzać. Nie potrafię walczyć, nie potrafię odkryć swoich zdolności.

- Daj spokój, Tama, przecież mogę Ci pokazać jak to się ro...
- Zapieczętowali mnie. - Przerwał mu Tama. Oczy Niiva zwęziły się w pionowe szparki.

- Coś ty powiedział? Kto?

- Kapłani Meanhira. Pozwolili mi na pobyt w Fallel tylko pod warunkiem zapieczętowania mojej klątwy. Musiałem się zgodzić, o powody nie pytaj, sprawy prywatne. W każdym razie pieczęć nie izoluje wszystkiego jak należy. Zapewne czujesz tę aurę. Niestety, poza nią nie wydostanę z siebie nic. -Spuścił wzrok, był pewien, że teraz Niiv nie będzie chciał goze sobą zabrać. Zamiast tego usłyszał za sobą dźwięk. Dźwięk,o którym słyszał z opowieści Szarego. Dźwięk, który przypominał syk setek węży.

- A więc poszukamy pieczętującego i zdejmiemy z ciebie to gówno. - zasyczał Niiv. Nienawidził ludzi za Pieczęcie. Były to specjalne magiczne blokady, nakładane na ludzi dotkniętych klątwami, nieuleczalnymi chorobami lub kalectwem.Wierzono, że zaklęcia te powodowały, że te wszystkie złe rzeczy,nie przedostawały się dalej. Ale Niiv widział ich efekty uboczne.Po latach deformowały się twarze, skóra przybierała kolor zgnilizny, aż wreszcie odpadała. Kości łamały się pod wpływem lekkiego ruchu. Polubił Tamę i nie chciał pozwolić, żeby działanie zaklęcia pieczętującego zrobiło chłopakowi krzywdy. Chwycił Tamę za rękę i pociągnął do wyjścia.Przepruli przez cech niby przeciąg i wypadli na dwór. Tama wskazał palcem kierunek i Niiv z błyskiem w oku popędził w tamtą stronę.Po kilku minutach biegu dotarli do dzielnicy handlowej Fallel. Katedra mieściła się tuż obok domostw najbogatszych kupców i biznesmenów.

Ciągnie swój do swego,prychnął w myślach Niiv. Ruszyli spokojnym krokiem w stronę katedry...
Wyostrzone zmysły Niiva, wyłapały spory pocisk,lecący prosto w jego głowę od prawej strony. Pociągnął w dół za sobą Tamę. Lecąca z imponującą prędkością, gliniana doniczka minęła ich głowy o kilka centymetrów, trafiając Bogu ducha winnego pucybuta, który siedział kilka metrów dalej.

- Co to miało być, ja się pytam?! -Warknął Tama. Wstając, patrzyli w stronę, skąd zabójcza doniczka nadleciała. Kilka metrów dalej, pod jednym z domów, stał wyraźnie rozbawiony młody szlachcian. Z okna na pierwszym piętrze wyglądała młoda dziewczyna. Miała długie blond włosy sięgające do pasa oraz brązowe oczy, które aktualnie rzucały wokół siebie iskrami gniewu. Uwagę przybyszy przyciągnęła dziwna blizna na jej prawej brwi. Niiv miał wrażenie, że gdzieś tą twarz widział.

- Co cię tak bawi, Niiv? - pytał zaciekawiony Tama. Na twarzy Niiva było widać szczere rozbawienie.

- Znam ja tę niewiastę.

Niiv w skrócie opowiedział Tamie spotkanie z Milen w bocznej alejce.
- Teraz to i ja rozumiem. Aż dziwne, że sobie nie poradziła wtedy sama. Widziałeś z jakim impetem leciała ta doniczka.


 - Bycie niedoszłą ofiarą gwałtu, a wyrzucanie z domu niewiernego kochanka to spora różnica, nie sądzisz? - zaśmiał się Niiv. Zbliżyli się ostrożnie, by zrozumieć cokolwiek z krzyków Milen i szlachcica.
- A pójdziesz mi stąd wreszcie, draniu! - wrzasnęła Milen.
- Dlaczego wierzysz jakimś plotkarom z bazaru a nie mi? - odkrzyknął młodzieniec. Milen zniknęła w głębi pokoju. Szlachcian spojrzał na Snakeheada i Tamę.
- Widzicie, szlachetni panowie, jak to jest z kobietami. Spojrzysz człowieku na inną, a ta w tym zdradę widzi od razu. - żachnął się młodzian. Tama skrył uśmiech dłonią, a Niiv zachował kamienny spokój.
- Młody, jako mężczyzna, który już swoje widział i swoje słyszał, zadam ci pytanie. Czy wiesz może, czym zajmuje się rodzina tej damy?
-Jej ojciec jest podobno łowczym, a matka ....
- Łowczym,powiadasz? - Niivowi coraz ciężej było ukryć rozbawienie.Nadchodzące przedstawienie warte było obejrzenia.
- A więc możliwe jest, by miała ona pod ręką, na przykład, nabitą kuszę?- spojrzał znacząco na szlachcica. Młodzieniec otworzył szeroko oczy. Niiv i Tama byli na granicy wytrzymałości.
- Dobrze ci radzę, wiej póki ona jej szuka.
- Ale...
- Uciekaj! -wrzasnął Niiv, patrząc z udawanym przerażeniem na okno. Szlachcian myśląc, że Milen wróciła z bronią gotową do strzału, krzyknął i ze strachem popędził w dół alejki, na co obaj, Niiv i Tama, ryknęli głośnym śmiechem.
- Ooo, cicho,cicho. Zaraz nam nie będzie do śmiechu! - powiedział przez łzy Niiv. Stanęli przed oknem, czekając aż pojawi się Milen. Dało się słyszeć nieprzyzwoite jak na damę epitety kierowane zapewne w stronę młodzika.
- Ja mu zaraz pokażę, świerzbiło go w seminarium to głupią znalazł, ja mu za chwilę.... - Urwała w pół zdania, patrząc przez okno na alejkę. Niiv był ostatnią osobą,którą spodziewała się ujrzeć Milen.
- Witaj.
Pobladła. Znów zniknęła, by po chwili otworzyć im drzwi. Na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
- Witajcie.
Niiv podszedł do niej, zamarkował pocałunek na dłoni.
- Jakoś wcześniej nie było okazji. Nazywam się Niiv. To mój przyjaciel, Tama.
Tam apowtórzył gest Niiva i przysłuchiwał się dalszej rozmowie Niiva i Milen. Coś nagle tknęło Tamę. Czy on właśnie nazwał mnie przyjacielem? Ta myśl napawała go radością. Zawsze chciał mieć kogoś, kto będzie uważał go za przyjaciela i nie będzie się z tym krył. Uśmiechnął się do siebie i poszedł za Niivem do domu Milen. Dobrze, że nie odmówiłem mu wspólnej wędrówki, zapowiada się ciekawie. I wszyscy razem weszli do środka.  

SnakeheadWhere stories live. Discover now