06

18 1 0
                                    


- Nie tak, Niivie. Musisz trzymać łuk w ten sposób. - pouczał mistrz Charus, jednocześnie pokazując prawidłową postawę. Niiv zmarszczył czoło i spróbował jeszcze raz. Strzała, którą posłał z łuku, trafiła w sam środek tarczy. Mistrz i Daniel pogratulowali chłopcu celnego strzału oklaskami. Młody Niiv uśmiechnął się, widząc, że jego mistrz wyraża aprobatę.
- Będzie z ciebie świetny łucznik, mój synu.


- Wszystko gra?
Niiv zamrugał oczami. Byli w domu Milen. Wnętrze było bardzo proste. Solidny dębowy stół w środku pomieszczenia z mocnymi krzesłami wokół niego. Koło pieca krzątał się kucharz, wysoki brunet z błękitnymi oczami, przygotowując strawę.Tama i Milen przyglądali się badawczo twarzy Niiva.

- Czego się tak gapicie? Ducha zobaczyliście? - uniósł brwi pytająco.
-Miałeś wyjątkowo nieobecny wyraz twarzy, a rozmawiamy tu o poważnych rzeczach. - mruknął Tama.
- Dobrze, już dobrze. To jeszcze raz, co ustaliliście?
- Ty nam to powiedz. Gdzie chcesz się teraz udać?

Niiv zmarszczył czoło. Właściwie nie wiedział, gdzie teraz powinien zmierzać. Dalej na Zachód były już tylko Nieskończone Stepy, czyli olbrzymie pustkowie, które ciągnęło się nikt nie wie dokąd. Nikt jeszcze nie zdołał ich przemierzyć.Istniała jednak legenda, jakoby w samym sercu olbrzymiego stepu znajdował się marmurowy pałac. Pałac ten miał być domem bóstwa,które było patronem podróżnych. Wielu śmiałków próbowało odkryć ten pałac, ale Stepy są domostwem wielu niebezpiecznych stworzeń. Nikt żywy nie wyszedł z tego miejsca.

- Myślę, żeby iść na północ. - zastanowił się głośno.

Na północ od Fallel znajduje się pas wysokich gór, których szczyty sięgają wysoko ponad chmury. Jednakże nie czyni ich to niezamieszkanymi. W górach tych mieści się wiele miast, głównie krasnoludzkich. Snakehead miał w jednym z nich dobrego przyjaciela,może warto byłoby odświeżyć starą znajomość. Tama potarł dłonią podbródek, trawiąc słowa towarzysza. Północ wydawał im się nie takim złym pomysłem.

- Dlaczego akurat północ? Czemu nie piękne południe lub równie piękny wschód?
- Ze wschodu przybyłem, po co mam tam wracać? A na południu oprócz wiosek rybackich nie ma chyba nic wartego uwagi.
- Kiedy chcesz wyruszyć?
- Najpierw musimy pozałatwiać wszystkie sprawy tutaj. Włącznie z Pieczęcią.

Tama nachmurzył się. Na chwile zapomniał o swoim problemie. Ale zaczęła go zastanawiać inna kwestia.

- Masz tu coś jeszcze do zrobienia?
- Tak. Muszę odwiedzić górskiego bandytę, który wszedł mi w drogę. Złożyłem obietnicę.

Kolejną głupią obietnicę. Zabrzmiało w głowie Niiva. Brak kontroli nad emocjami zaczynał go powoli irytować. Mógł tych bandytów postraszyć. Mógł ich zwyczajnie zignorować. Ale nie, on musiał ich zmasakrować. Musiał ich zabić. Niestety przez klątwę nie był w pełni sobą. Tama jakby wyczuwał, że Snakehead bije się z myślami, ale nic nie powiedział. Milen słuchała wymiany zdań z dużym zainteresowaniem. Wreszcie postanowiła:

- Wyruszam z wami.

Niiv popatrzył na nią jak na wariatkę.

- Ale... że jak to, z nami?
- Normalnie, z wami.
- Po co?
- Bo... -zawahała się. Spuściła wzrok. Nie chciała powiedzieć, że po prostu czuje się zobowiązana dotrzymać towarzystwa swojemu wybawicielowi. To było zbyt banalne. Podano obiad: wyborny rosół,a na drugie danie zaserwowano indyka z warzywami. Obiad uratował ją od niezręcznej sytuacji.



Kiedy już się posilili, Niiv postanowił przejść do sedna sprawy.

-Musimy znaleźć jakiegoś kapłana Meanhira. On nam będzie niezbędny do zdjęcia Pieczęci. Jak tylko zaklęcie przestanie działać, cała moc twojej klątwy uderzy na zewnątrz potężnym impulsem. Tak dużym, że może zniszczyć pół miasta. Trzeba będzie znaleźć jakieś odludzie, mam nawet pewien pomysł.Następna potrzebna będzie krew innego Przeklętego, swego rodzaju filtr. - urwał, patrząc na Tamę, czy nadąża. Ten zachęcił go do dalszych wyjaśnień skinieniem głowy. - Wystarczy nam kropla.Moja krew powinna się do tego nadać. Ostatnia rzecz, to twoja wola życia.

Tama drgnął. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Zaczęły targać nim wątpliwości.

- Nie mówię,że jestem jakimś pesymistą i chcę umrzeć. Ale nie wiem czy moja wola życia jest wystarczająco silna.
- Przeżyłeś klątwę i pieczętowanie. Jeśli nie masz myśli samobójczych, powinno się udać.

Tama nie należał do osób, które łatwo się poddają. Nigdy nie myślał o odebraniu sobie życia. Mimo to nadal nie był pewny, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem Niiva. Jednak opowiadał on o tym z takim zdecydowaniem w głosie i z taką determinacją w oczach, że nie dało się nie uwierzyć w powodzenie operacji.

- Milen, mieszkasz tutaj. Wiesz może, gdzie znajdziemy jakiegoś kapłana? - zapytał Tama.

Milen skrzywiła się, ale kiwnęła głową.

- Zaprowadzisz nas do niego?
- Z chęcią. Ale nie odpowiadam za to, co może się stać kiedy go zobaczę.

Niiv uniósł brwi pytająco, Tama również nie wiedział, o co dokładnie chodzi. Milen popatrzyła na nich i wyrzuciła z siebie:

- Ten szlachcic, którego pogoniłam dzisiaj na waszych oczach... On jest kapłanem. A przynajmniej już powinien nim być, z tego co mi mówił. Ale w zamian oczekuję od was jednej rzeczy.
- Mianowicie?
- Pozwolicie mi pójść zwami.

Niiv i Tama popatrzyli po sobie. Tama wzruszył ramionami, to nie jest jego wyprawa. Nie on decydował o tym, kto może, a kto nie może iść. Niiv westchnął ciężko.

-Jeśli Cię to uszczęśliwi to możesz. Ale nie masz pojęcia na co się piszesz...

Milen wyszczerzyła zęby. Ta odpowiedź ją usatysfakcjonowała. Wstała od stołu, pozbierała naczynia i odniosła je do kuchni. Po powrocie zastała ich już czekających na nią.

Kiedy dotarli pod kryjówkę kapłana-szlachcica,twarz Milen przybrała czerwony odcień.
Niiv spostrzegł to kątem oka.

- Pamiętaj, potrzebujemy go żywego.
- Co za szkoda,doprawdy. - westchnęła. Wzięła dwa głębokie oddechy, próbując opanować gniew.

Snakehead zapukał do drzwi. Otwarła jakaś roześmiana kobieta. Popatrzyła na przybyszów lekko nieobecnym wzrokiem i rozchichotana powiedziała coś szybko do osoby wewnątrz izby. Po chwili wyłonił się znany im już osobnik. Czuć od niego było alkohol. Popatrzył na zgromadzenie. Kiedy ujrzał Milen,zdawało się, że w jednym momencie alkohol opuścił jego ciało.

- Słu...Słucham? - zająknął się.
- Szukamy pewnego młodzieńca, proszę waszmości. - zaczął Niiv.
- W tym domu mieszkam tylko ja.
- W takim razie zapewne szukamy ciebie! -Klasnął w dłonie Tama.
- Przedstawię się najpierw. Nazywam się Niiv al'Charid, to moi przyjaciele, jegomość Tama oraz znana ci już, Milen z Fallel. Twoja zaś godność....?
- Sharon...
-A więc, Sharon! Nie będziemy owijali w bawełnę. Wiemy, że jesteś kapłanem Meanhira. A obecny tu Tama, został dotknięty paskudnym zaklęciem, znanym jako Pieczęć. Chcemy, abyś je zdjął.

Twarz Sharona przybrała kolor kredy.

- N...n...nie mogę, muszę mieć zgodę...

Zanim ktokolwiek się zorientował, olbrzymi nóż lśnił pod brodą Sharona. Wszyscy zamarli, oczekując rozwoju wydarzeń. Oczy Niiva jaśniały złowrogo.

- Chcesz pozwolenia? Właśnie je otrzymujesz. Ode mnie. - zasyczał.

Kolana pod Sharonem się ugięły, wiedział, że nie ma wyjścia. Albo spełni prośbę, albo pożegna się z życiem. Był on z natury tchórzem, więc od razu wybrał opcję pierwszą. Ręka Snakeheada oddaliła się wraz z nożem, a jego oczy wróciły do normalności.Sharon pobiegł po potrzebną aparaturę, czyli specjalną rytualną tunikę i proch do pisania run. Powiedział drżącym głosem, że jest gotowy. Niiv skinął głową i wszyscy poszli na małą polanę za miastem Fallel. Gdy dotarli na miejsce, Sharona ogarnął jeszcze większy strach.

- P...p...panie, a...a...ale tu nie d...daleko j...jest siedziba W...w...wodza.
- A i owszem, ale nie będzie nam przeszkadzał.

Sharon, modląc się w myślach do wszystkich znanych sobie bóstw, wdział rytualną tunikę i zaczął kreślić prochem runy na płaskiej skale. Kazał stanąć Tamie pośrodku znaków i przygotować się na zdjęcie klątwy.

-Możliwe, że będzie boleć... bardzo. - ostrzegł Sharon. Tama zacisnął pięści i skinął głową na znak, że zrozumiał i przyjął do wiadomości. Sharon skupił się, wokół niego czuć było silną aurę magiczną. Otworzył oczy i szybko wypowiedział długie i skomplikowane zaklęcie. Proch wokół Tamy stanął w niebieskim ogniu, a sam Tama zaczął przeraźliwie wrzeszczeć. W tym czasie na jego klatce pojawiła się olbrzymia pieczęć w kształcie...
Sokół... Kto by pomyślał.Przeszło Niivowi przez myśl. Sokół był uważany za symbol mądrości i wyjątkowego oczytania. Po kilku chwilach pieczęć rozpadła się, uwalniając Tamę. Płomienie zgasły.

- Teraz moja kolej. A ty precz stąd, jeśli chcesz przeżyć. Ty, Milen, ty stań za mną. I patrz na przedstawienie, bo czegoś takiego, prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczysz. - zasyczał Niiv.

Zdjął kaptur, wybuchła wokół niego ciemna energia.Tama pod wpływem tego impulsu powstał, patrząc z przerażeniem na swych towarzyszy.

- Uciekajcie... coś złego dzieje się zemną....
- Wiem o tym. - rzekł smutno Niiv. - Teraz będziemy musieli walczyć.
- Proszę, Niiv... To coś... Ono was zabije. - wystękał Tama po czym zaczął się przeobrażać. Jego ręce pokryły się pięknymi szarymi piórami, jego twarz wydłużyła się, tworząc olbrzymi, złoty dziób. Po chwili w miejscu,gdzie kilka sekund temu był Tama, stał teraz olbrzymi, przepiękny sokół. Niiv przyjął postać olbrzymiego węża. Kobra kontra sokół. Ciekawe. Pomyślał.

Pierwszy zaatakował Niiv. Z szybkością błyskawicy zwinął ciało i wyskoczył w stronę Tamy. Tama zawył głośno i zrobił unik. Szybki. Sokół wzbił się wysoko i zanurkował, chcąc trafić węża dziobem, ale ten odtoczył się na bok. Snakehead zasyczał wściekle i chwycił ogonem łapę Tamy, ciągnąc go w dół. Sokół grzmotnął z impetem o ziemię. Wstał zamroczony, otrzepał się i znów wzbił się w powietrze. Jest w stanie latać po takim ataku? Nieźle! Sokół szykował się do kolejnego nalotu, kiedy...

Niiv zobaczył zawahanie i doskoczył do Tamy, owijając się wokół niego. Spadli obaj na ziemię z impetem, lecz Niiv cały czas mocno ściskał Tamę.Patrzył mu w oczy i z ulgą odetchnął, widząc jego dawny, bystry wzrok. Puścił go i wrócił do ludzkiej formy.

- Udało się.Spróbuj przybrać ludzką formę. - rzekł

Sokół powoli zaczął się kurczyć a po chwili ich oczom ukazał się Tama. Podniósł się cały poobijany.

- Aleś mnie poturbował. Po co to było potrzebne?
- Walczyłeś z klątwą o kontrolę. Gdybym nic nie zrobił, zabiłbyś nas.

Tama zachwiał się i wsparł na ramieniu Snakeheada.

- Muszę odpocząć...
- Poczekaj,zostało nam jeszcze jedno... - Niiv odsunął rękaw i nagryzł rękę. Ukazała się jego krew, czerwona, ku zdziwieniu Tamy.

Jedna kropla uniosła się w powietrze przybierając złoty kolor. Tama położył się wykończony i niemal od razu zasnął. Niiv wpatrywał się w kroplę przez kilka chwil. Po kilku sekundach kropla spadła na ziemię. Niiv usiadł ciężko obok Tamy. Popatrzył na Milen.

- No i co? Ma jakieś moce? - zapytała.
-Wygląda na to, że mamy w szeregach Alchemika. - uśmiechnął się Niiv.

Po czym stracił przytomność.

SnakeheadWhere stories live. Discover now