step 06 - watch out

269 36 10
                                    

Choć trochę bardziej wyspany niż zazwyczaj, Scott nie wyglądał ani nie zachowywał się nawet odrobinę bardziej przytomnie. Zmianę, jaka nastąpiła, odczuwał tylko on - w końcu był w stanie myśleć na tyle rozsądnie, na ile robi to szesnastolatek naćpany kofeiną (jak można się domyślić, taka osoba nie należy do najbardziej ogarniętych, ale Scott doceniał tę poprawę). Problem był jednak taki, że wciąż poruszał się i wysławiał jak powstały z martwych, tylko teraz miał tego pełną świadomość.

Choć trochę bardziej spóźniona niż zwykle, Katherine nie miała w zwyczaju wynurzać się z nory bez krzykliwej pomadki i idealnie nałożonego eyelinera - głównie ze względu na to drugie spędzała w łazience pół godziny naprzemiennie zmazując i nakładając warstwę tuszu kiedy wykończenie okazywało się niewystarczająco symetryczne. Co prawda i tak nigdy nikt nie zwracał uwagi na to czy kąt nachylenia kreski na prawym i lewym oku w jakikolwiek sposób się różni. Chociaż nie - ona zwracała na to uwagę. I tutaj przejawiał się cały jej pedantyzm, którego była całkiem świadoma.

Rozczochrany tak samo jak zwykle, ni mniej, ni bardziej, Chelsea czekał na nią przed szkolną bramą. Siedział na ceglanym murku, z plecakiem przerzuconym przez jedno ramię. Minę miał nietęgą, może dlatego ludzie decydowali się omijać go szerokim łukiem. Wpatrywał się spode łba w jakiś bliżej nieokreślony punkt ponad billoardem po przeciwległej stronie ulicy.

— Przestań, Chels, bo ci tak zostanie— mruknęła, na wszelki wypadek utrzymując bezpieczną odległość jednego metra i mierząc go krzywym spojrzeniem.

Niemrawo, jak to Chelsea, przekręcił głowę, przenosząc nierozumiejący wzrok na Kath.

— Hę?

Westchnęła.

— Oj, nieważne — pokręciła głową, łapiąc go za ramię i podciągnęła do góry, następnie ruszyli do wejścia. — Jesteśmy już spóźnieni?

— Jeszcze chwila — odparł.

Niektórzy uczniowie krzątali się po korytarzu, a jeszcze inni ustawiali już pod salami, co zwiastowało nadciągający dzwonek.

— Byłam pewna, że jestem spóźniona. Musiałam się dzisiaj wyjątkowo szybko wyrobić.

— Albo ktoś musiał ci przezornie przestawić godzinę w telefonie.

Oboje ruszyli wzdłuż rzędu szafek, chcąc dostać się do sali od matematyki.

— Nie miałam pojęcia, że taki z ciebie cichociemny.

Rzucił jej pełne politowania spojrzenie.

— Błagam cię, kiedy twoje hasło w telefonie to '1234' to zmiana godziny przestaje być—

Aż odrzuciło mu głowę do tyłu, kiedy zderzył się z czymś zdecydowanie zbyt twardym, żeby wziąć to za śpieszącego się na lekcję ucznia. Gdyby nie szczęk metalu, który rozszedł się echem po szkolnym korytarzu, pomyślałby, że właśnie wlazł w ścianę.

Ale, o ile dobrze kalkulował, w tym miejscu nigdy nie było żadnej ściany.

Wyprostował się, ewidentnie skołowany, chwytając za nasadę nosa, po której rozeszła się fala bólu. Oczy miał wielkie jak pięciocentówki.

— O Boże, wszystko w porządku? Bo wyglądasz, jakbyś wciąż żył, ale może być inaczej.

Znał ten głos. Ale w tym momencie jego zdezorientowany mózg nie był w stanie przetworzyć informacji, skupiony na tym, żeby utrzymać swojego właściciela na dwóch nogach.

Podniósł wzrok, krzyżując spojrzenie ze Scottem Whitmorem.

— Nie 'Boże' tylko 'Chelsea'. I tak, czuję się żywy. Dostatecznie żywy. Nawet dużo żywszy niż jakieś pięć minut temu. Chyba poprawiłeś i krążenie. I stymulowałeś mózg do łączności z pozostałymi organami — stwierdził, wciąż trochę osłupiały, delikatnie dotykając dłonią nosa. Bolało.

the official guide on how to become a gay personOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz