step 12 - be careful

201 31 2
                                    

Termin oddawania pracy semestralnej zbliżał się wielkimi krokami.

Scott Whitmore mógł szczęśliwie powiedzieć, że ten problem go nie dotyczył, bardziej doskwierały mu inne przedmioty, ale jego wrodzona odpowiedzialność nie pozwalała mu zapomnieć o pewnym wrzodzie na dupie, któremu zostały tylko dwa tygodnie na napisanie wypracowania od zera. Tym wrzodem był, jak łatwo się domyślić, Chelsea Winslet.

Przerwę obiadową obaj mieli na piątej lekcji, ale mimo wielkich starań Scottowi nie udało się złapać młodego satanisty (co z drugiej strony miało swoje plusy, bo na stołówce serwowali bardzo dobrą pizzę). Z tego powodu musiał czekać aż skończy lekcje, co było dość niewygodne - zgodnie z planem lekcji Chelsea'go, uzyskanym za cenę krwi i potu, w poniedziałki delikwent wracał do domu dwie godziny później niż Scott...

...ale były to dwie godziny geometrii. I chociaż geometria na poziomie liceum nie sprowadzała się już do rysowania w zeszycie trójkątów czy innych kwadratów, to Chelsea sam stwierdził, ledwie dzień wcześniej, że w obecnym stanie nie nadaje się do tego przedmiotu. I w tym Scott dostrzegł swoją szansę.

Skierował się więc do skrzydła przedmiotów ścisłych z nadzieją zdegenerowania swojego kolegi.

— Scott!

I chyba dawno nie był tak szczęśliwy jak w momencie, w którym usłyszał głos Katherine Hitchcock. Odwrócił się w porę by zobaczyć jak ta przedziera się przez tłum ludzi i, ignorując nieprzychylne spojrzenia, rusza w jego kierunku.

— Katherine! — Uśmiechnął się na jej widok. — Wiesz może, gdzie jest Chelsea?

— Zdaje się, że został na moment u profesor Hudson. Chyba chce go na mecz. Ale on jest za leniwy na mecze. — Potrząsnęła głową. — Ale teraz to i tak nieważne. Jeśli tak bardzo go potrzebujesz, to zaraz do niego napiszę i do nas dołączy. Tymczasem, zajmijmy się prawdziwymi problemami - to znaczy moimi. Mam do ciebie ważną sprawę.

— Zamieniam się w słuch — odparł.

Katherine chwyciła go pod rękę i dziarskim krokiem ruszyli - ku zdumieniu Scotta - w stronę damskiej toalety. Dziewczyna otworzyła przed nim drzwi łazienki, kiwając zapraszająco głową.

— Jesteś pewna? — pokręcił głową z dezaprobatą, na co ona wzruszyła tylko ramionami i siłą wciągnęła go do środka. Ledwie zdążył zasłonić twarz ręką, by zachować chociaż pozory dobrego wychowania.

Naprawdę niepokojąco zaczęło się robić kiedy zamknęła ich w jednej kabinie i usiadła na przymknięte desce klozetowej.

— Adam mówił ci coś o mnie?

Scott wydął policzki, przypominając sobie ostatnie rozmowy z Adamem. Prawdę mówiąc, od soboty bardzo ciężko było się z nim skontaktować, więc nie było ich zbyt wiele.

— Nie bardzo... Znaczy, zależy w jakim sensie — stwierdził.

Niemal widział jak oczy Katherine rozbłyskują jasnym płomieniem.

— Czyli coś mówił!

Scott westchnął głęboko.

— Spytany "o co chodzi z tą dziewczyną" stwierdził, że nic, zarumienił się i wymamrotał coś co brzmiało jak "Chelsea mnie zabije". Albo "Chelsea lubi kije". Ciężko powiedzieć.

Katherine zmarszczyła brwi patrząc na niego nierozumiejącym spojrzeniem. Scottowi od razu przypomniał się Chelsea - nietrudno było znaleźć różnice w ich rozwoju intelektualnym. Whitmore podejrzewał, że już nawet żyrafa szybciej załapałaby, co się dzieje.

the official guide on how to become a gay personOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz