step 08 - keep calm

239 39 6
                                    

— ...I dlatego potrzebuję od pana zgody — zakończył tłumaczenie. Pan Johnson pokiwał głową ze zrozumieniem.

Tego dnia Scott miał w planach tylko jedną rzecz - odnaleźć Chelsea'go Winsleta - i był niemal pewien, że w tym momencie jego życie od tego własnie zależało. Niestety, wbrew pozorom, nie było to zbyt proste - w środy nie mieli angielskiego, a tylko na tej lekcji mieli okazję się spotkać. Próbował szukać go w szkole, ale mając tylko dziesięć minut na zwiedzenie pięciu pięter poddał się już po drugiej przerwie, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego kondycję fizyczną i ilość godzin, które tej nocy udało mu się poświęcić na sen...

I właśnie dlatego zwrócił się do swojego ukochanego nauczyciela literatury. Żeby dostać w sekretariacie spersonalizowany plan ucznia musiał mieć zgodę od nauczyciela, a kto byłby lepszy niż człowiek, który sprawił, że szukasz tego konkretnego ucznia?

— Rozumiem — powiedział spokojnym głosem. Nie był nawet po czterdziestce, ale już zaczął siwieć, co dodawało mu sporo powagi. Mimo, że Scott był prawie pewien, że jego prośba zostanie rozpatrzona pozytywnie, ten mały detal sprawiał, że zaczynał obawiać się powodzenia misji. — Dobrze, poczekaj chwilę, poszukam jakieś kartki.

Odetchnął z ulgą, kiedy nauczyciel wyruszył w podróż poprzez otchłań swojego biurka. Po kilku trzaśnięciach szufladami Scotta dobiegło głośne westchnięcie, które nie rzucało w tej chwili najlepszych rokowań na jego — już nie do końca świetlaną — przyszłość,

— Jest jakaś szansa, że masz własną kartkę? — spytał Johnson zza biurka. Scott pokręcił głową.

— Jestem dziś dość niewyposażony.

— Ech... — westchnął nauczyciel. — Dobrze, zadzwonię do sekretariatu i powiem im, żeby dali ci plan Chelsea'ego. A teraz wracaj na lekcje, zaraz zadzwoni dzwonek.

I faktycznie, Johnson miał rację. Dzwonek zadzwonił kilka sekund po tym jak Scott wyszedł z jego sali... No cóż, najwyżej spóźniłby się na historię. Byle tylko nie trafić na nadgorliwego nauczyciela pytającego o przepustki...

— ...Więc jestem absolutnie przekonany, że pan Johnson miał do pani zadzwonić.

Sekretarka nawet nie podniosła na niego wzroku.

— Nie zrobił tego, więc możesz już wrócić na lekcje.

Scott westchnął i ruszył w stronę drzwi. Zanim wyszedł znowu obrócił się w stronę swojej jedynej nadziei, uśmiechnął się w najbardziej przekonujący sposób, w jaki mógł i po raz ostatni spróbował zadziałać na sekretarkę swoim urokiem.

— Czy na pewno nie mogłaby pani zadzwonić do niego i spytać o zgodę? Naprawdę potrzebuję tego jeszcze dziś.

Sekretarka westchnęła, odgarniając z twarzy pukiel włosów i sięgnęła po leżącą niedaleko słuchawkę telefonu starego typu.

— Robię to tylko dla świętego spokoju — mruknęła pod nosem, wybierając numer sali Johnsona. — Halo, Frank? Jest tu jakiś uczeń, podobno od ciebie. Tak, przyszedł po czyjś plan... Okej, dzięki, do usłyszenia. — Dźwięk drukarki był niczym miód na uszy Scotta. — Masz. A teraz wracaj na lekcje.

— Ratuje mi pani życie — powiedział z wielkim przekonaniem. — Dziękuję pani bardzo. Naprawdę. Bardzo.

— Wracaj na lekcje.

Po następnej lekcji Scott wyruszył pod salę z fizyki, gdzie powinien znajdować się Chelsea. Teraz obydwoje mieli mieć przerwę obiadową, co miał zamiar wykorzystać do własnych, niegodziwych celów. Udało mu się znaleźć tam zanim nauczyciel wypuścił swoich podopiecznych, co pomogło mu przybrać pozę dyktatora. Ledwie parę sekund później otwarły się przed nim drzwi. Chelsea i Katherine, nierozłączni niczym bliźnięta syjamskie, minęli go, nawet nie zwracając na niego uwagi. Gdyby nie jego żelazny chwyt, wysiłki paru ostatnich godzin poszłyby na marne.

the official guide on how to become a gay personOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz