step 02 - don't be late & stay awake

421 51 8
                                    

Scott Whitmore już od dłuższego czasu nie sypiał w godzinach nocnych. Mniej więcej miesiąc wcześniej jego zegar biologiczny oszalał - po powrocie ze szkoły padał na twarz, a gdy nadchodziła północ nagle zaczynał działać na najwyższych obrotach. Być może poznał dzięki temu paru miłych europejczyków, którzy zwiedzali internet w godzinach pracy, ale tak naprawdę było to cholernie niepraktyczne.

A świetnym przykładem był dzień dzisiejszy.

Ponieważ o korepetycjach, których miał tego dnia udzielać, przypomniał sobie dobrze po trzeciej, to był zmuszony do podjęcia decyzji, która zdecydowanie należała do tych "na czasie" - wstąpił do Starbucksa, by utrzymać się przy życiu. Budynek kawiarni był jakieś pięć minut od biblioteki, więc spóźnienie i tak nie robiłoby nikomu różnicy - Chelsea nie wyglądał mu na najbardziej punktualną osobę. Chwilę później trafił do biblioteki z trzema dużymi kubkami kawy, stosem książek i prędkością niczym Speedy Gonzales... Tylko po to, żeby przekonać się, że jego towarzysza broni nie było jeszcze na miejscu.

Stan faktyczny zaakceptował, w gruncie rzeczy sam się spóźnił, natomiast same zajęcia miały formę raczej działalności charytatywnej więc stawką godzinową nie musiał się szczególnie martwić.

Nie do końca potrafił to wyjaśnić, ale kofeina nie działa na niego tak jak powinna. Już po pierwszej kawie jakoś trudniej było ustać mu na nogach. Po drugiej zasypiał dosłownie wszędzie. Dopiero trzeci kubek wykazywał zdolności pobudzające. Ta zasada była z nim od pierwszej zaserwowanej sobie kawy i trwała z nim po dziś dzień... Znaczy się, trwałaby.

Był zmęczony, to się z trzecią turą nie wyrobił.




Tego roku początek kwietnia okazał się wyjątkowo upierdliwy - Chelsea, Katherine i Arthur nigdy nie byli fanami lata, które w tym roku nadciągnęło wyjątkowo szybko, objawiając się w (aż) dwudziestostopniowym upale i pełnym słońcu. A przesiadywanie w pełnym słońcu w czarnych ubraniach bynajmniej im nie służyło i utrudniało drogę prowadzącą ku byciu wzorowymi satanistami. Kiedy inni wychodzili na dziedziniec aby się pouczyć, pograć w piłkę czy po prostu spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu oni przesiadywali w sali od muzyki, podłączali telefony do głośników i otwierali okna. I nigdy nikt się do nich nie pofatygował.

Ale przyszedł moment, w którym zaczęli pamiętać o zamykaniu sal lekcyjnych na czas przerw.

— Dziesiątego maja Metallica gra w Baltimore, dwunastego w Filadelfii, czternastego New Jersey, siedemnastego gdzieś w Nowym Jorku, i tak dalej, a w Los Angeles dopiero pod sam koniec czerwca — mruknął Arthur, odkładając telefon na ziemię i przeturlał się na tą część dziedzińca, która pokryta była kostką brukową. Lądując na plecach, wyciągnął rękę przed siebie, odgradzając twarz od światła.— Nadszedł dzień sądu ostatecznego dla punków, metali i rockmanów.

— I dla satanistów — dodała Katherine, żując głośno gumę i wystukując coś w iPhonie czarnym, dwucentymetrowym paznokciem, co rusz potrząsając burzą kasztanowych loków. Kiedyś była ładna - nie żeby teraz wyglądała jak paszczur - ale jeszcze w gimnazjum postrzegana była jako prawdziwa piękność. Potem doszły ćwieki, podarte ubrania, eyeliner i ciemny tusz oraz czerwone jak krew pomadki. I chociaż wciąż było widać, że pod powłoką rockmanki kryje się naprawdę ładna dziewczyna, to czasy jej świetności minęły.

— Przestań się ruszać— odparł tylko Chelsea, starając się trafić pędzlem w kolejnego z jej pazurów. Był w tym naprawdę dobry i gdyby jakimś cudem jego zdolności w zakresie ścisłym poszły nie w tę stronę co trzeba, to zawsze mógłby zatrudnić się jako manikiurzystka.

the official guide on how to become a gay personOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz