Pomimo pierwszego dnia września londyńska pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Niecodzienna nawet jak na Londyn plucha powodowała, że osoby, które zapomniały o parasolu, wyglądały gorzej niż ściekowe szczury. Nie znaczy to, że porównuję Londyn do kanalizacji, tylko nie da się zaprzeczyć, że podczas ulewy to miasto trochę ją przypomina.
Oparłem głowę o zimną szybę dwupiętrowego, jaskrawo czerwonego autobusu, a moje włosy o tej samej barwie bezwładnie opadły mi na policzki. Cieszę się, że wracam do Hogwartu. To jedyne miejsce na Ziemi, w którym czuje się naprawdę dobrze. Tam, w odróżnieniu do domu mam wielu przyjaciół, cały czas coś się dzieje, można używać magii i robić wiele innych rzeczy, które w moim domu są zakazane. Moja matka nigdy nie była wielką miłośniczką magii i po skończeniu szkoły chciała jak najszybciej zapomnieć o swoich nadnaturalnych zdolnościach. Mój ojciec uwielbiał świat czarodziejów i wszystko, co z nim związane. Poznał moją matkę w Hogwarcie, zakochali się w sobie, pobrali się, następnie urodziłem się ja, potem mój brat i wydawało się, że wszystko układa się wspaniale, lecz parę lat temu coś się popsuło... Nasi rodzice zaczęli coraz częściej się kłócić, aż w końcu się rozwiedli, a my zamieszkaliśmy z matką.
Do pewnego czasu ja i mój brat utrzymywaliśmy dość dobry kontakt z naszym ojcem. Spotykaliśmy się, jeździliśmy do niego, co drugi weekend i wszyscy razem staraliśmy się udawać, że wszystko jest po staremu i nic się nie zmieniło, ale niestety wszystko kiedyś przemija. Pewnego dnia dostaliśmy wiadomość z ministerstwa, że nasz ojciec i jeszcze paru innych czarodziejów zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Po mniej więcej tygodniu wiedzieliśmy już, że nie żyją. Wszyscy zginęli podczas walki z śmierciożercami, których mieli pojmać. We wszystko zamieszany był ówczesny minister, który zaraz po całym tym zdarzeniu został zesłany do Azkabanu. Ostatnią wiadomością, którą zdążyłem przeczytać zanim moja matka zaczęła notorycznie przechwycać listy ze Świata Czarodziejów i niszczyć je, aby przypadkiem nikt z sąsiadów nie zauważył dziwnych sów i innych takich jak to sama mówiła anomalii, była ta mówiąca o tym, że nowym ministrem magii został Jeremy McKinnon. Później już miałem nigdy nie przeczytać w moim domu własnej poczty. Jedyne, co mi pozostało to przechwytywanie od czasu do czasu jakiejś czarodziejskiej gazety, ale to zdarzało się naprawdę rzadko.
Całe moje dzieciństwo zanim poszedłem do Hogwartu było smutne i samotne. Nie miałem znajomych, bo mugolskie dzieci nie rozumiały tego, że jestem trochę inny. Wokół mnie zawsze działy się dziwne rzeczy, przez co wszystkie dzieci z okolicy zaczęły mnie unikać. Jedne się ze mnie śmiały, a inne się mnie bały. Byłem wyrzutkiem.
Autobus gwałtownie skręcił w lewo, a ja mocniej przywarłem do szyby. Naprawdę nienawidzę komunikacji miejskiej i nienawidzę mojego brata, który jako jedyny w całym dwupiętrowcu nie przechylił się w jedną ze stron świata tylko siedział wyprostowany jakby nigdy nic. Mikey, bo tak nazywała się ta niezwykle denerwująca istota, posiadał jasne blond włosy po naszej matce oraz zielonkawobrązowe oczy, które według naszej rodziny są podobne do moich, ale według mnie bardzo się od siebie różnią. Młodszy i oczywiście o wiele mniej przystojny z Way'ów w tym roku zaczynał edukacje w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Już teraz widzę, że ten osobnik ma raczej marne szanse trafić do jakiegoś porządnego domu jak na przykład Gryffindor i widzę go bardziej, jako ucznia Slytherinu, ale matka zabroniła mi go straszyć. Cóż... Gdziekolwiek by nie trafił wiem, że będę mieć przechlapane. To dziecko jest gorsze niż kubek zimnej kawy, a dla mnie kubek zimnej kawy równa się katastrofa.
Na szczęście zacząłem zauważać, że zbliżamy się do dworca King's Cross.
- Mikey zaraz będziemy na miejscu. Chwytaj swoje bagaże! - Powiedziałem tonem godnym starszego brata i sam zabrałem się za uporządkowywanie swoich pakunków. Mugole patrzyli na nas nieprzychylnym wzrokiem, kiedy to Mikey próbował podnieść wielki staromodny kufer, a ja siłowałem się z klatką, w której znajdował się mój kot Bob. Jego futro mieniło się wszystkimi kolorami tęczy za sprawą jednego prostego zaklęcia, które rzuciłem na niego tego lata. Wiem, że różowo fioletowo niebieski kot w najbardziej mugolskim z mugolskich autobusów na Ziemi nie był dobrym pomysłem, ale w odróżnieniu do mojej rodziny nie dbałem o 'dobrą reputacje'. Wszędzie zachowywałem się tak samo i niczego nie ukrywałem. Byłem po prostu sobą. Według mojej matki i Mikey'ego byłem nieznośny.
CZYTASZ
EMOSOWY HOGWART // frerard // fransykes // kellic // jalex // ryden
Fanfiction💫~Dwadzieścia lat po ostatecznym unicestwieniu Lorda Voldemorta przez Harry'ego Pottera, śmierciożercy rosnął w siłę i planują wskrzesić swego Czarnego Pana. W tym czasie w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie młodzi czarodzieje powoli zaczyna...