Rozdział 15.

337 49 8
                                    

Hank stał przy oknie ze zmarszczonymi brwiami. Przyglądał się komuś zaciekle, chowając się za firanką.


- Ona nie odchodzi – wyszeptał.

- Czy to jakiś żart? – mruknął pod nosem Charles, jednocześnie strasznie męcząc się z suchym tostem, którego przygotowała mu Maximoff.

- Może wpuszczę ją i jak mnie zobaczy, to sobie pójdzie. – Dziewczyna wstała z fotela i niepewnie spojrzała na przyjaciół. Xavier tylko wzruszył ramionami, krusząc w dłoniach kromkę, a Hank machnął ręką i odszedł od okna, po czym rzekł:

- Wszystko jedno. Tylko żeby w końcu przestała drzeć tego ryjca.

- Ona jest obłąkana – wymamrotał Charles. – Dobrze wie, że ostatnio nie czuję się za dobrze, a ta krzyczy mi pod oknem – dodał przecierając czoło nadgarstkiem. – Nie za dobrze się czuję... też mi coś – zaśmiał się smutno sam do siebie i odłożył talerz na bok.

Dziewczyna zlustrowała ich wzorkiem i wyszła zamykając drzwi za sobą. Zeszła szybko po schodach i doskoczyła do klamki, od razu ją naciskając. Chciała jak najszybciej zakończyć ten cyrk.

- Co Ty tu robisz? – zapytała Moira, kiedy zobaczyła, kto otworzył jej drzwi.

- Ty jesteś nienormalna? Drzesz się tu od godziny – warknęła Maximoff na niechcianą towarzyszkę.

- Muszę z nim porozmawiać. – MacTaggert orzekła doniośle, po czym wepchnęła się na siłę do środka, już kierując się w stronę pomieszczenia, gdy nagle została złapana za rękę i pociągnięta mocno do tyłu. W oczach Maximoff doskonale było widać zdenerwowanie.

- On nie będzie z Tobą rozmawiać.

- Nie. Dotykaj. Mnie – wycedziła przez zęby brunetka i wyszarpała gwałtownie dłoń z mocnego uścisku towarzyszki.

- Czy Ty nie rozumiesz, że on nie jest w stanie słuchać Twojego narzekania?

- Coś nie daje mi spokoju i muszę to wyjaśnić, i zrobię to. Czy Ci się to podoba, czy nie. Charles jest mi to winny. Nie wiem, co się dokładnie stało i nie potrzebuję tego wiedzieć, ale kiedy dojdzie do siebie, mam zamiar go uszczęśliwiać i nic Ci do tego. A rozmowa ze mną dobrze mu zrobi – powiedziała szybko i pobiegła na górę, nim do blondynki w ogóle dotarły jej słowa.

- O Chryste – wyszeptała do siebie przerażona Maximoff i po chwili osłupienia pobiegła za nią.

Natomiast Moira już wparowała do pokoju i ujrzała opartego o ramę łóżka Charlesa oraz Hanka, który siedział naprzeciwko niego. Rozkładał karty, żeby tylko w jakikolwiek sposób zająć umysł przyjaciela. Teraz cała czwórka patrzyła na siebie. Przenosili wzrok z jednej osoby na drugą w niezręcznej ciszy, którą prędko przerwała MacTaggert, siadając obok Charlesa. Ten spojrzał na nią smutno i wlepił wzrok w karty.

- Charles, musisz mi coś powiedzieć.

- Mhm? – wymamrotał niechętnie, skupiając się na swojej talii. Moira wzięła głęboki oddech, a Hank i Maximoff spojrzeli na siebie.

- Pamiętasz, kiedy rysowałeś coś w szkole na dworze i ja do Ciebie podeszłam, a Ty wtedy powiedziałeś, że nie możesz iść ze mną do Cynthii, bo masz kogoś, tak? – Spojrzała na niego wzrokiem pełnym nadziei i kiedy tamten nie odpowiadał, kontynuowała swoją wypowiedź. – Tak więc kiedy zasnąłeś... wtedy, kiedy pomogłam Ci wejść do domu, kiedy płakałeś, pamiętasz? Ja sprawdziłam ten rysunek. Myślę, że miałam prawo, bo powiedziałeś, że to ja, więc sprawdziłam go. Ten zeszyt. A tam... nie było mnie – dodała już ciszej. Jakby to, co mówiła, było dla niej potwornie bolesne. Trywialne dla wszystkich innych, ale dla niej najzwyczajniej w świecie nieprzyjemne.

Maximoff westchnęła tylko i przyłożyła dłoń do czoła, a Hank nie spuszczał wzroku z pary siedzącej przed nim.

- Tak? A co tam było? – zapytał Charles delikatnie, wbijając sobie paznokcie w opuszki palców.

- Erik. – Moira zmarszczyła brwi. Nie do końca rozumiała, czemu Charles o to pytał.

- Och. – Wyprostował się. Ani razu nie odciągnął wzroku od kart. – On po prostu ma... taką twarz, że... – urwał nagle. Chciał się wytłumaczyć, jednocześnie okłamując sam siebie. Miał dosyć okazywania ciągłej słabości, ale jeszcze nie potrafił tego opanować.

- Chyba wystarczy – powiedział Hank poważnym głosem, wstając z łóżka. – Moira, chodź.

- Charles, co się tutaj dzieje?

Niebieskooki zaczął lekko drżeć i skulony opadł prawym bokiem na łóżko, mocniej wtulając się w swoje kolana. Nie był w stanie nic odpowiedzieć, nie chciał nic odpowiedzieć. Rozpaczliwie czekał, aż ramiona Erika obejmą go od tyłu, tak jak to zawsze robiły. Ale to się nie działo. Chciał jego dłoni w swoich włosach, jego pocałunków na swoich policzkach, jego ust na swoich ustach i jego słów w swojej głowie. Jego uspokajającego oddechu, który sprawiał, że czuł się tak, jakby miał wszystko. To było niewyobrażalne, jak bardzo go kochał. Najmniejszy jego gest wzbudzał w nim nieposkromione uczucia, ale to samo działo się, kiedy tych gestów nie było. Odizolował się myślami od otoczenia. Nie interesowało go to, co teraz się dzieje, czy Moira coś od niego chce i czy dalej tam stoi, czy też jest już w drodze do domu. Wtulał się mocniej w kołdrę i moczył ją pojedynczymi łzami. Chciał zasnąć i nigdy już nie wybudzić się z tego snu. Pierwszy raz od dawna chciał spać. Zdawał sobie sprawę, że to może być jedyna okazja, żeby znowu go mieć przy sobie. Mimo, że to złudne, pragnął tego. Potrzebował tego snu. I w końcu go dostał. Ale nie zdawał sobie sprawy, że skończy się on o wiele szybciej, niż się zaczął, a po przebudzeniu znowu zastanie puste łóżko i dwie pary smutnych oczu wlepionych w niego z politowaniem.

Pasja MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz