Yuuri wturlał do daczy walizkę i rozejrzał się po wnętrzu. Na domek składał się jeden, nawet spory pokój i przylegająca łazienka. Wnętrze udawało tradycyjną chłopską chatę jak sprzed kilkudziesięciu, a może i stu lat. Boazerię pomalowano w kwieciste wzory, podobnie ozdobiono także meble przykryte dodatkowo ręcznie dzierganymi kocami i serwetami. Na szafkach kurzyły się armie bibelotów, w tym oczywiście liczne matrioszki, udekorowane tak szczegółowo, że bardziej pasowałoby do jakieś galerii. Ściany zapełniono szczelnie obrazami przedstawiające wiejskie landszafty i kolaże z zasuszonych bylin. Drewnianą podłogę przykrywała skóra z niedźwiedzia, a Japończyk nie miał wątpliwości co do jej autentyczności.
Całość pomieszczenia raziła takim przepychem kolorów, że Yuuri poczuł, jak kręci mu się w głowie, a oczy będą potrzebować dobrej chwili, by przyzwyczaić się do tęczy barwnych wzorów.
- Jak przytulnie - zachwycił się Wiktor, stając obok narzeczonego z resztą ich ekwipunku. Makkachin podbiegł do niedźwiedziego futra i zaczął z zainteresowaniem obwąchiwać jego łeb.
- Rosyjsko - westchnął w końcu Yuuri, odnajdując jako taką równowagę w wszechświecie. Nie mógł powstrzymać się jednak od uśmiechu. - Choć w sumie mówiłeś tyle o wakacjach w rosyjskim stylu, że mogłem się tego spodziewać. Serio ludzie kupują takie chatki?
- Serio, serio - rzucił mężczyzna, otwierając upstrzoną magnesami lodówkę, by schować ich prowiant składający się w niepokojąco dużym stopniu z alkoholu. - Ostatnio z kim bym nie rozmawiał, to chwali się swoją daczą za miastem. Mody tak mają, że co kilkadziesiąt lat wraca. W czasie ZSRR był na takie domki największy szał i w sumie jestem pewny, że jeśli zedrzeć farbę, ściany okażą czerwone jak święto pierwszego maja... Jak myślisz, kochanie, może też sobie zafundujemy taką samotnię na wolne dni? Ta firma, która nas tutaj zaprosiła, coś mówiła o solidnej zniżce.
- Sugerujesz, że miewamy wolne dni? - zaśmiał się Japończyk, próbując przełożyć górę poduszek tak, by móc jakoś usiąść w potężnym fotelu.
- No hej, udało się w końcu w ten weekend! Trzy dni, tylko my dwoje, Makkachin i domek nad Ładogą!
Yuuri uśmiechnął się, siadając wreszcie w wygodnej pozycji. Taaak... W nawale treningów, reklam, zobowiązań towarzyskich, Ice Shows i innych zjadaczy czasu ledwo znajdywali moment, by wyjść na dłuższy spacer z Makkachinem, Nawet niedawny wyjazd do domu rodzinnego skupiał się głównie na stresie związanym z przygotowaniem tamtejszego Hasetsu on Ice. Dopiero teraz, w czerwcu, znaleźli chwilę, by wreszcie zrobić sobie wakacje. Wiktor uparł się, że narzeczony powinien zobaczyć trochę inne oblicze Rosji, a Yuuri nie chciał jechać nigdzie daleko. I tak przyjęli ofertę pośredników domków letniskowych, by w zamian za małą reklamę na social media spędzić weekend w prawdziwej rosyjskiej daczy nad brzegiem wielkiego jeziora Ładoga, położonego tuż za Petersburgiem.
Wiktor mówił coś dalej, ale Yuuri zmęczony wczesną pobudką słyszał tylko co drugie słowo, czując jak miękki fotel wypełniony poduszkami pomału go wchłania... Zdjął okulary i nieprzytomnie obserwował niewyraźne, kolorowe plamy, w jakie zamienił się pokój. Naprawdę dużo było wśród nich czerwieni...
Dźwięk otwieranych drzwi zbudził go z drzemki. Po chwili poczuł na dłoni szorstki język Makkachina.
- Aj, przepraszam, nie wiedziałem, że one tak trzeszczą - rzucił przepraszająco Wiktor. - Bardzo chce ci się spać?
- Nie, nie, po prostu odpłynąłem - przeprosił Yuuri, wkładając znów okulary. Staroświecki stojący zegar wskazywał, że minęło niecałe pół godziny. - Gdzie byłeś?
- Ach, zwiad taktyczny robiłem. Wiesz, że dosłownie za domkiem mamy już jezioro? Co jednak ważniejsze... Jeśli się już obudziłeś...
Wiktor uklęknął przed Japończykiem na dwa kolana, opierając łokcie na jego udach. W dłoniach trzymał pokaźny bukiet intensywnie czerwonych maków, które podstawił ukochanemu przed nos.
- Lepiej żebyś był wyspany, moja miłość, bo ja mam dość konkretne plany względem naszych wakacji. Zamierzam całe nasze trzy dni i dwie noce poświęcić tylko i wyłącznie tobie, żebyśmy przez następne miesiące intensywnych treningów, bezsensownych spotkań ze sponsorami i całej reszcie obowiązków odpowiedzialnych, dorosłych ludzi, gdy nie będziemy mieli czasu na nic innego niż sen, nie żałowali, że przynajmniej teraz się nie wybawiliśmy. Dlatego porywam cię, mój najmilszy, na tajemną schadzkę kochanków, niczym Tristan swą Izoldę, obiecując przeżycia tak magiczne, że będziemy je jeszcze wspominać, jak staniemy się już głuchymi starcami – oświadczył, siląc się na pełną powagę. Yuuri założyłby się, że Rosjanin zastanawiał się nad przemową od kilku tygodni.
- Tajemną schadzkę, którą zrelacjonujemy na Instagramie? - parsknął rozbawiony Japończyk, kolorem twarzy upodabniając się do bukietu. - I kwiaty? Naprawdę?
- Naprawdę! - Niezrażony kpinami Wiktor kontynuował. - Każdy lubi dostawać kwiaty. I każdy lubi maki. Serio, sto przypadków na sto, niezależnie od płci, wieku, narodowości i tolerancji na gluten. Jeśli nie, to znak, że ma się do czynienia z kosmitą. Nawet Roskosmos uznaje tę metodę za naukową!
- A gdybym był kosmitą, to co? - podłapał Yuuri, biorąc w swoje dłonie ręce ukochanego ciągle trzymające bukiet. - Wciąż chciałbyś mnie porwać i robić ze mną podejrzane rzeczy, które doprowadzą mnie do straty słuchu?
- Tak! Twoje kosmiczne pochodzenie wiele by w sumie tłumaczyło. Na przykład ten nieziemsko seksowny wzrok, którym teraz patrzysz na mnie z góry... - Wiktor przełknął ślinę i westchnął. - To nienormalne, ludzie tak nie potrafią. Dlatego jesteś taki wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju. Wspanialszy od wszystkich. Najidealniejszy. Eros z planety Kochankowo. Porywający niewinnych łyżwiarzy, by zrobić z nich swoich niewolników.
- Och, Wiktor... - Japończyk wybuchnął szczerym śmiechem, zagłuszającym dalsze wyznania ukochanego. - Czy ty zamierzasz ciągnąć ten romantyzm cały czas?
- Tak. A przynajmniej dopóki nie dojdziesz do wniosku, że czas na inny rodzaj... Wyznań miłosnych.
- Jesteś głupi - zachichotał Yuuri. Chwycił bukiet, odsunął go i zostawił na czubku głowy narzeczonego całusa.
Zadowolony ze swoich zalotów Wiktor usiadł wygodniej u nóg kochanka i ułożył głowę na jego udach. Z przymkniętymi oczami wzdychał co kilka chwil, dając głaskać się po włosach, dopóki zazdrosny Makkachin nie podjął walki o wolną rękę japońskiego pańcia.
Wakacje właśnie się zaczęły.
***
Ha, popatrz Dziabara zdążyłam przed północą :D
Także ten, to moje podejście do siedmiodniowego challengu z kolorami tęczy. Oczywiście Dar musi być Dar, więc zamiast robić po prostu jakie one-shoty musiałam z tego zrobić mini-serię. Niektórych rzeczy się nie przeskoczy.
Jeśli chcecie wiedzieć jak potoczą się małe wakacje gołąbeczków na łonie natury, to followujcie, komentujcie, wpłacajcie na Patronite... Nie, wait, jeszcze go nie założyłam... Gdzie ja to... Zapraszam po prostu do czytania i pokornie czekam na wszystkie uwagi ^^
![](https://img.wattpad.com/cover/98487922-288-k120224.jpg)
CZYTASZ
Notatki z miasta białych nocy
Fiksi PenggemarKrótkie one-shoty z życia naszych ulubionych narzeczonych z Petersburga.