Rozdział VII: Spotkania, wywiady i obietnice.
Przyzwyczaił się do otaczającej go bieli, ale nie do informacji, którą mu przekazał. Podczas jednej z rozmów Darkness wspomniał, że ma dość zbywania przybranej rodziny chłopaka i ku jego niezadowoleniu musi się z nimi zobaczyć. Oczywiście nie o było bez przekleństw, błagań i przysiąg Harry'ego. Pomimo wypowiedzenia tego wszystkiego w każdej możliwej kombinacji, lekarz był nie ugięty w swoim postanowieniu. Przez co ich relacja została wystawiona na próbę i zaczęły się ciche dni, które przyczyniły się do pogorszenia stanu spowodowanym nie przyjmowaniem stałych posiłków i podawanie kroplówek mających na celu uzupełnienie niedoborów. Zazwyczaj po podaniu ich pacjentowi, zwalniał się z pracy i musiał się upić. Lecz pewnego dnia podczas tego kryzysu:
Zobaczył go takiego przerażonego. Jego rozbiegany wzrok pragnął znaleźć jakąś osobę, którą zapewniła by mu choć na chwilę ukojenie. Nie mógł bezradnie patrzeć w te płonące we łzach oczy. Podszedł powoli do niego.
- Dam Ci coś na uspokojenie, dobrze? - wyszeptał, gdy znalazł w obrębie jego wzroku.
- Nie. - cichy jęk wydobył się z jego ust. Usiadł koło niego. Avadooki przez chwilę wachał się, po czym do niego przylgnął. Nie zostawiaj mnie. - wyszeptał, zachrypniętym od wylanych łez głosem.
- Jestem zawsze do dyspozycji. - wyrzekł cicho, przejeżdżając po jego policzku, ocierając go z łez.
- Wiem, ale dlaczego? - cicho zapytał. Wiedział, że ten czas nadejdzie. Lecz nie była dogodna na chwilę obecną, bał się reakcji chłopaka, gdy usłyszy całą prawdę.
- Jeszcze nie czas. - wyrzekł, upajając się jego obecnością. Pytający wzrok maga, nie dawał mu spokoju. Nie jesteś jeszcze na siłach,bałbym się,że mogło by ci się pogorszyć. - dodał, czochrając jego włosy.
- Czy ta kobieta, z którą rozmawiałeś upewniła Cię w tym przekonaniu? - zapytał się. Skrzywił się nieznacznie, wiedząc, że jego prywatne sprawy go interesują.
- Można tak powiedzieć. Ale nie nazwałbym to rozmową, a nieporozumieniem. - wyrzekł, choć w innym przypadku użyłby innego słowa na nazwanie ich relacji.
- Ufam Tobie, jeśli będziesz uważasz, że ta wiedza zagraża mojemu zdrowiu. - wyszeptał patrząc prosto w jego oczy. To nie mów mi. - szepnął niemo, wpijając się w jego usta. Wpuścił go ulegle, jednakże nie spodziewał się, że młodzieniec, aż tak dobrze całuje. Cichy jęk rozkoszy wydarł się z jego ust, był zbyt rozproszony obecnością drugiego języka w podniebieniu, aby zaradzić prymitywnym odczuwaniu emocji. Po kilku sekundach fizycznej przyjemności oderwali się od siebie. Spojrzeli na siebie,obydwoje zdając sobie sprawę, że ta namiętność nic nie znaczy. Przynajmniej dla Pottera, bo Darkness był świadomy niebezpiecznej relacji, gdy go poznał był już w nim po uszy zadurzony. Lecz po chwili stłumił uczucia i wreszcie przerwał trwającą nieznośna ciszę:
Twoi krewni zbyt długo czekali,aby zobaczyć co z Tobą. Nawet jeśli bym chciał spełnić twoje pragnienie,nie mógłbym zbyt długo to przeciągaliśmy. - wyszeptał niezbyt zadowolonym przytłumionym głosem.
- Wiem, ale nie jestem gotów. - wyrzekł w pustą przestrzeń.
- Z takim podejściem nie będziesz nigdy! W jakimkolwiek stanie byś nie był oni i tak by się o Ciebie martwili należysz do ich rodziny, prawda? Nie zostawiacie przecież swoich tak łatwo. - wyrzekł złotooki.
Ten dzień właśnie nadszedł, obawiał się, że wszystkie jego sekrety ujrzą światło dzienne. Znając życie zakon jak zwykle się wmiesza w to co nie ma z buciorami, w jego życie prywatne. Rozumiał Syriusza i Remusa. Przecież pierwszy z nich jest jego chrzestnym czyli najbliższą rodziną poza wujostwem, o których nawet szkoda wspominać. Z wilkołakiem miał natomiast dobry kontakt i zawsze ten był dla niego oparciem, był mu winien wyjaśnienia tak samo jak animagowi. Natomiast reszta mogłaby sobie darować. Co to stare dewotki, które nie mają co robić tylko słuchać co się stało Chłopcu, Który Za Cholerę Nie Ma Spokoju. Może wymyślą jakieś wręcz absurdalne teorie rodem z jakiś przestarzałych i wręcz zidiociałym filmów insynuując mu,że urodzi kosmitę albo z jakiejś kreskówki. Może, że jest spokrewniony z kucykami MLP. Nie wiedział czy on czy raczej zakon by tego spotkania nie przeżył cało. W takich dniach jak ten żałował, że został wybrańcem i został podłączony pod jak to mugole nazywają, program ochrony świadków. W jego przypadku był ten zakon. Choć nie wszyscy zakonnicy byli, aż tak wkurzający. Różowowłosa, rozchichotana Nimfadora, córka Andromedy Tonks, dawniej Black. Czarownica półkrwi o niezwykłym talencie, metamorfomagii - umiejętności polegającej na zmianie dowolnych cech wyglądu. Do tego początkująca pani auror. Lubił ją za to kim była, nie kryła się że swoim zdaniem. Po prostu szczera, aż do bólu. Czasami widział, jak dyrektor nie wytrzymał z dosyć ostrym temperamentem Tonks. Zazwyczaj była potulna, ale jak ktoś stanął jej na odcisk to ugryźć nie zawaha. Miał odrobinę nadzieję, że spotka tą czarodziejkę. Jeszcze przez jakiś czas rozmyślał o tym. Jednak jego rozmyślenia przerwał stuk postawionej szklanki wody na stoliku. Podniósł leniwie wzrok, patrząc na szklankę i obecne przy nich leki. Złotooki skinął na przywitanie. Dodając:
CZYTASZ
Między Dobrem,a Złem
CasualeZa równo Biali jak i Czarni Magowie nic nie wnieśli do jego życia. Lord Ciemności, Voldemort ciągle czyha na jego życie, przekonany o prawdzie przepowiedni. Natomiast Dumbledore trzyma go w złotej klatce nie pozwalając na żaden chociaż najmniejszy i...