Rozdział IV: Jedna z Nich
Noc. Przez opustoszałe miasteczko, przechodziła odziana w zlewająca się z ciemnością postać. Jedynym elementem wyróżniającym zakapturzoną osobę były oczy. Tęczówki przypominające otwartą ton oceanu. Przechodzącą w różne odcienie błękitu i granatu. Jednakże, najbardziej przeważał kolor szafirowy, który swą czystą barwą był zwieńczeniem innych. Jej oczy skrywały w sobie zarówno coś niebezpiecznego jak i przygnębiający smutek, melancholie. Czuła się zagubiona. Nigdy jeszcze się tak nie czuła, poza jednym razem. Serce odruchowo zaczęło szybciej, bić, a oddech przyśpieszył. Oczami wyobrażenia ujrzała swojego wybranka. Swoimi palcami, gładziła powietrze. Tęsknota subtelnie osiadała na dnie jej duszy, aby powoli z efektownym skutkiem rozerwać ją na strzępy.
- Wybacz, że nie dotrzymałam słowa. - wyrzekła niemal dosłyszalnym szeptem w pustą przestrzeń. Boję się Twojej reakcji, gdy dowiesz się co aktualnie robię. Ale nie miałam wyboru.- wyłkała.
~•~•~•~•~
Średniej wielkości pomieszczenie. Przeważającą barwą panującą w pokoju była w jednym z ciemniejszych odcieni zieleni, malachitu. Pomimo rozmiaru miejsce wydawało się przestrzenne. Co może było spowodowane nikłą ilością umeblowania. Jedynie mały, okrągły stoliczek. Mający kolor hebanowy z niewielkimi wstawkami srebrnymi. Przy wyrzeźbionych na krawędziach blatu i nogach meblu, różnorakich węży. Na nim, leżała spora sterta papierów, ułożona idealnie jedną na drugiej, raportów. Obok kwitków stał kubek z zaparzoną czarną i aromatyczną kawą. W całym pokoju było czuć kuszący zapach prawdziwej ambrozji. Z lewej strony stał obity czarną skórą fotel. Wygodny i stylowy mebel, a na nim siedział on. Ułożony w komfortowej pozycji, ciało bezwładnie leżało na siedzeniu. W prawej ręce trzymał jeden z raportów. Czytając go, zmrużył niebezpiecznie oczy. Nie świadczyło to dobrze dla popleczników Czarnego Pana. Magia czarodzieja, wirowała niespokojnie wokół niego. Ciemniejąc z każdym przeczytanych słowem.
- Dlaczego pracuje z głupcami! - wykrzyczał zdenerwowany, że nawet nie zwrócił uwagi, iż z języka ojczystego przeszedł na wężomowę. Mroczna energia podsycona emocjami, szarżowała oszalała, dając upust jego gniewowi. Szaleńczo miotała się we wszystkie strony, krążąc powoli wokół czarnoksiężnika. Sama moc siała zamęt i destrukcję. Każda przeszkoda zamieniła się w proch. Rzucił papiery na stolik. Sięgnął drżącą od gniewu rękę po kubek wypełniony czystą rozkoszą smaku. Ciecz chybotała się z jednej ściany kubka o drugą, omal się nie wylewając. Niestety ktoś otworzył drzwi i gorący napój wylał się na czarną szatę. Przebrało to miarkę akceptacji niekompetencji sług. Oczy gwałtownie rozszerzyły się w poszukiwaniu winnego całej katastrofy. Znalazł, spojrzał na niego lodowato.
- Czego!? - warknął, strasząc poplecznika.
P ppanie, jedna ze śmierciożerczyń chce się z Tobą spotkać. - wyrzekł jeden z mniej doświadczonych śmierciożerców.
- Kto?! - gniewnie warknął na posłańca. Gdyby wzrok mógłby zabijać niczym bazyliszka, to już wspomniana wcześniej osoba, leżała by martwa.
- Ja, Lordzie zgiń przepadnij i mi nadal służ. - wyrzekła roześmiana postać w ciemnej szacie z założonym kapturem na głowie. Spod niej wystawały rozradowane szafirowe oczy i pojedyncze pasmo blond włosów opadających na ramie.
- Wejdź. Mam nadzieje, że to coś istotnego. - wyszeptał z zainteresowaniem, patrząc na dziewczynę. Mój Drogi, ty zasłużyłeś na nagrodę. - rzekł, jego oczy błysły rozczarowaniem i niezadowoleniem. Crucio. - wyszeptał, po czym skrzywił się zdegustowany postawą żołnierza, który zaczął się tarzać z bólu i drzeć na całe gardło. Rozejrzała się dookoła, po czym zupełnie przez przypadek z całej siły nadeptała na palce tarzającego się po Cruciatusie. Z jego ust wydobył się wyraz brzmiący zupełnie jak: szmata.
CZYTASZ
Między Dobrem,a Złem
AcakZa równo Biali jak i Czarni Magowie nic nie wnieśli do jego życia. Lord Ciemności, Voldemort ciągle czyha na jego życie, przekonany o prawdzie przepowiedni. Natomiast Dumbledore trzyma go w złotej klatce nie pozwalając na żaden chociaż najmniejszy i...