Rozdział 6

448 42 5
                                    

Marinette

Szłam powoli chodnikiem, kierując się w stronę kawiarni przy Luwrze. Słońce, raz po raz, subtelnie wyglądało zza chmur, ale powiew chłodnego wiatru sprawił, że szczelniej owinęłam się szalikiem. Zacisnęłam dłoń na teczce, którą niosłam pod pachą i przyspieszyłam kroku w obawie, że mogę się spóźnić.

Gdy byłam przed drzwiami prowadzącymi do kawiarni "Café&Pâte" wzięłam głęboki wdech i położyłam rękę na klamce. Rozległ się charakterystyczny głos dzwoneczka, przez co pojedyncze osoby skierowały na mnie swój wzrok.

Kawiarnia nie była zbyt duża, ale, wbrew pozorom, potrafiła pomieścić całkiem sporą liczbę ludzi. Panował tam styl vintage, co mi osobiście przypadło do gustu, odkąd weszłam tam po raz pierwszy. Położyłam teczkę na stoliku, zdjęłam płaszcz i szalik, po czym przewiesiłam je na oparciu krzesła. Wygrzebałam z kieszeni komórkę, aby sprawdzić godzinę.

13.21.

Miałam jeszcze prawie prawie pół godziny do przyjścia Adriena. Jak co tydzień mieliśmy spotkać się u mnie w domu, lecz tym razem postanowiliśmy udać się gdzieś indziej. Wyczekiwałam tego spotkania, bo prawie ze sobą nie rozmawialiśmy od zeszłego tygodnia.  Dlatego tym bardziej ucieszyłam się, gdy wczoraj zadzwonił z taką propozycją. 

Odłożyłam telefon na blat stołu ekranem do dołu i odruchowo włożyłam kosmyk włosów za ucho. Zaczęłam się trochę denerwować, bo przecież to była jakby randka. A ja nigdy nie znałam się na tych rzeczach. No może z małymi wyjątkami, kiedy robiłam za swatkę lub psychologa w związku Chloé i Sebastiana.

Westchnęłam przeciągle. Nie miałam kontaktu z Sebastianem od dna ich zerwania. Powoli zaczynałam się o niego martwić.

Pokręciłam energicznie głową, aby odgonić myśli o Sebastianie i tym, że między mną a Adrienem mogłoby coś być. Przecież to miało być zwykłe przyjacielskie spotkanie. Jak co tydzień.

Po chwili podeszła do mnie kelnerka. Wydała mi się znajoma. Wyraziste rysy... Długie, rude włosy... I te niebieskie okulary...

- Co podać? - powiedziała wyćwiczonym przyjaznym tonem.

Bingo! Sabrina Raincomprix. Wiedziałam, że skądś ją znam.

- Poproszę karmelowe latte macchiato.

- Polecam również dzisiejszy specjał, czyli szarlotkę z cukrem cynamonowym. - przestąpiła z nogi na nogę.

- To poproszę.

Szybko wszystko zapisała, obróciła się na pięcie, przez co jej drugie włosy zafalowały, i zniknęła za ladą zrobioną z jasnego drewna.

Wbiłam wzrok w telefon i zaczęłam myśleć o Adrienie. O jego zielonych oczach i dołeczku w lewym policzku, który ujawnia się tylko, gdy się uśmiecha.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos dzwoneczka przy drzwiach, który sprawił, że aż podskoczyłam. Znów pokręciłam głową, a następnie spojrzałam na sprawcę mojego "prawie" zawału.

Przyszedł.

Adrien

Rozglądałem się po kawiarni lekko zdenerwowany w poszukiwaniu wolnego stolika. Byłem pół godziny przed umówionym czasem spotkania, ale, przez emocje jakie towarzyszyły mi od rana, nie potrafiłem usiedzieć w domu. Na domiar złego musiałem wymknąć się oknem, bo ojciec był w mieszkaniu. Od zeszłego tygodnia zachowywał się co najmniej dziwnie. Nawet jak na niego. Przez pierwsze trzy dni sprawdzał mnie co pół godziny, a przez resztę tygodnia wszędzie chodził ze mną Clarck. Nawet do sklepu nie mogłem wyjść sam. Nawet jeśli znajdował się minutę drogi od domu. Do tego wszystkiego mama gdzieś zniknęła. Uznałem, że pewnie pojechała na jakąś wycieczkę lub coś w tym stylu. Często to robiła.

Na zawsze | AdrienetteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz