Rozdział 7

447 38 8
                                    

Marinette

Leniwie uniosłam powieki i zamrugałam kilka razy. Rozejrzałam się po pokoju, a przed oczami stanęło mi wczorajsze spotkanie z kawiarni. Uśmiechnęłam się szeroko i schowałam głowę w poduszkę, śmiejąc przy tym jak idiotka. Nadal nie potrafiłam uwierzyć w to co się stało. Pierwszy raz w życiu usłyszałam taki komplement.

W końcu usiadłam i pogłaskałam Tikki, która nadal smacznie spała. Chwyciłam komórkę, leżącą na stoliku nocnym. Zdziwił mnie fakt, że Chloé od wczoraj nie dawała znaku życia. Było to bardziej niż dziwne, ale nie przyjęłam się tym zbytnio.

Tak na dobrą sprawę zostało mi jeszcze pół godziny do budzika, jednak mimo to wstałam i zeszłam na dół, aby zrobić śniadanie sobie oraz rodzicom. Tego dnia wypadała ich rocznica ślubu, więc tym bardziej chciałam umilić im dzień.

Z efektu mojej pracy byłam bardzo zadowolona. Zarówno test smaku jak i wyglądu przebiegł wyśmienicie. Rodzicom zostawiłam kartkę z życzeniami przyklejoną do drzwi lodówki, a gotowy posiłek, który był stosem naleśników, nakryłam folią aluminiową, żeby zbytnio nie wystygł.

Kiedy w końcu nadeszła godzina, o której codziennie podjeżdżała po mnie Chloé, odsunęłam firankę na ganku i wyjrzałam na zewnątrz. Nie było nawet śladu po białej limuzynie z twarzą blondynki na przyciemnianej szybie. Zerknęłam nerwowo na ekran telefonu, aby upewnić się co do godziny. Przygryzłam wargę i niespokojnie przestępowałam z nogi na nogę. W końcu napisałam do dziewczyny krótkiego esemesa "gdzie jesteś?", na którego nie otrzymałam odpowiedzi. W głowie miałam dość czarne scenariusze, bo obawiałam się, że mogło się jej coś stać. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu otrzymałam od Chloé wiadomość. Po chwili jednak wezbrał się we mnie gniew. Dlaczego do cholery nie mogła napisać wcześniej tego głupiego "nie przyjadę". Westchnęłam przeciągle i wyszłam z domu, owijając się szczelnie miękkim szalikiem.

Szłam dość szybko i nie miałam nawet okazji, żeby rozejrzeć się dookoła. Myślami nadal wracałam do wczorajszego dnia.

Przed bramą szkoły znalazłam się równo z dzwonkiem, więc zaczęłam biec. Przy drzwiach cała zdyszana prawie zderzyłam się z nauczycielem od fizyki. Wypowiedziałam ciche przepraszam i wchodząc do klasy kątem oka zauważyłam jak kiwa głową. Po drodze do swojej ławki złapałam jeszcze uśmiech Adriena i poczułam ciepło na policzkach. Po chwili zorientowałam się, że Chloé jest nie obecna. Fakt , że zdarzało się jej to już nie raz, ale zawsze najpierw mnie o tym informowała. Sytuacja z każdą sekundą wydawała się dziwniejsza.

- Co tak długo? - wyszeptała mi do ucha Alya, gdy usiadłam na krześle obok niej.

Wzruszyłam tylko ramionami i streściłam jej wszystko na marginesie zeszytu, żeby nauczyciel nic nie zauważył. Moja przyjaciółka prychnęła cicho i spojrzała na mnie wzrokiem, który znaczył "czym tu się znowu przejmujesz?". Ja po raz kolejny wzruszyłam ramionami, po czym starałam się skupić się na lekcji, która okropnie mi się dłużyła i spędziłam ją w dziewięćdziesięciu procentach na patrzeniu w okno i udawaniu, że robię notatki. Pozostałe dziesięć wyczekiwałam dzwonka, aby dowiedzieć się czegoś o Chloe. Mimo tego jaka była, martwiłam się o nią, bo jeszcze nigdy nie odwaliła takiego numeru.

Idąc korytarzem i przyciskając książki do piersi nie zwracałam uwagi na ludzi wokół. Nawet na Alyę, która bezustannie paplała. Patrzyłam na widok za oknem. Słońce, które wcześniej pięknie świeciło, pokryte było warstwą ciemnych chmur.

Gdy doszłam do swojej szafki nawet nie zauważyłam, że moja przyjaciółka gdzieś zniknęła. Westchnęłam głęboko i otworzyłam drzwiczki, które po chwili zatrzaśnięto mi przed nosem i prawie pozbawiono mnie przy tym trzech palców. Uniosłam wzrok. Wszyscy zgromadzeni wokół wpatrzeni byli we mnie oraz kogoś obok.

Na zawsze | AdrienetteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz