{4}

20 2 0
                                    

That's how it goes so take it like a grown-up
Life's not a fairytale, it's time to own up

Od tamtego dnia do czwartku poprzedzającego koncert wymienili między sobą wiele smsów. Ponieważ zespół Nii nagrywał nowy cover, a Calum jako członek Hi or Hey record musiał być obok tego wszystkiego, nie obyło się bez wielu uśmiechów, komplementów ze strony Hooda oraz rumieńców Lovelis. Kilka razy szatyn przyniósł jej ulubioną kawę, co oczywiście skomentowali jego przyjaciele. Oh, tak, Ashton – jako najlepszy przyjaciel kiwi chłopca – wiedział, co jest na rzeczy i szczególnie bardzo lubił w tych momentach zwracać uwagę na szczegóły. Nie raz, nie dwa zarzucał brązowokiemu, że ten nigdy nie szedł tak wcześnie do kawiarni po napój dla niego, a jeśli nawet wstał wcześniej, zapominał o innych.

Z kolei Rena wiedziała wszystko od siostry i dzieliła się nowinkami z Moretą. Reszta przyjaciół, w tym trzech chłopców z 5sos, widziało wszystko na żywo, żadne tłumaczenia nie zmieniłyby ich zdań w tej kwestji – Calum i Nia zdecydowanie nie widzieli poza sobą świata.

W piątek po południu, gdy nagrania były już skończone, a wszyscy szykowali się do opuszczenia studia, kiwi chłopiec poprosił czarnowłosą o krótką rozmowę. Po ustaleniu godziny, o której miał po nią przyjachać, nie mogli odpuścić sobie niewinnego całusa, którego na nieszczęście Hooda nie przegapił również Ashton. Świeży dwudziestotrzylatek stał w progu pomieszczenia, nie wierząc własnym oczom.

— Nalum kiss — zaczął piszczeć, kiedy Calum oplutł ramionami talię dziewczyny i podniósł tak, by znów była na jego wysokości — ludzie szybko, całują się — piszczał dalej Irwin.

Zanim zdążyli się od siebie oderwać, oba zespoły stały już w progu. Rena, Miranda, Casey i Michael dołączyli do pisków złotowlosego, klaszcząc przy tym oniemiałej parze. Natomiast Luke po wymianie spojrzeń z Iainem zaczął się śmiać. Może przegrał właśnie pięćdziesiąt dolców, ale mina Caluma po przyłapaniu w takiej sytuacji warta była poświęceń.

— To może pójdziemy wcześniej — zarumieniona Nia pociągnęła chłopaka za rękę.

Opuścili studio, zmieniając plany. Od razu pojechali do mieszkania Lovelis, żeby mogła się przygotować do ich pierwszej prawdziwej randki. Po mniej-więcej czterdziestu minutach byli u Caluma, który jedynie zmienił t-shirt na koszulę, żeby bardziej wczuć się w sytuację, choć i bez tego trząsł się z podekscytowania. W żadnym mieszkaniu nie zastali o dziwo żywej duszy, co oznaczało, iż reszta także znalazła zajęcie na piątkowy wieczór. W końcu pojechali zobaczyć na żywo zespół i usłyszeć jedne z najpiękniejszych – według wielkieg-fana-i-romantyka Casey'ego - piosenek o miłości.

Kolejka nie była jeszcze zbyt długa, ale spędzili w niej przynajmniej dwadześcia minut, nim ochroniarze wpuścili ich do środka. Stojąc między tymi wszystkimi ludźmi, wydawali się być równie zwyczajni, co oni. Nie wychylali się, cicho rozmawiali, próbując nie zdwarać niczyjej uwagi, jednak kim byliby paparazzi, gdyby przegapili okazję na kolejny artykuł w plotkarskiej melinie, mający nie wnieść w życie czytelników nic prócz – jak w większości przypadków – kłamstwa.

Byli przy samych drzwiach, kiedy trzech mężczyzn z aparatami podbiegło, oślepiając ich błyskającymi fleszami. Calum odruchowo, zasłonił dziewczynę, mrużąc ze zdenerwowania oczy. Wziął głęboki oddech, nie chcąc krzyczeć czy zachować się skandalicznie, prowokowanie dziennikarzy nie było jego ulubionym zajęciem. Grzecznie spróbował poprosić ich o trochę prywatności, ale czy kogokolwiek zdziwiło, że nie posłuchali? Nie widząc innego wyjścia, zrezygnowany chciał odpuścić. Od wejścia dzieliły ich jeszcze dwie osoby, jednak stojąca dookoła ochrona zdecydowała się wreczcie zrezygnować.

— Słyszałeś, co mówili? — spytała ciemnowłosa, wciągając głośno powietrze nosem. — Nie czuję się najlepiej.

— Nie przejmuj się nimi — Hood wysilił się na lekki uśmiech, ściskając jej dłoń — niektórzy bywają jeszcze gorsi, to część drogi, którą wybraliśmy — westchnął, spoglądając w jej oczy.

— Sypiacie ze sobą? Kiedy koniec z muzyką? — przedrzeźniała ich Nia, wrzucając ręcew powietrze.

— Hej, spokojniej — zaśmiał się, po czym objął ją w pasie i przyciągnął do siebie — chyba nie będziemy na nich tracić całego wieczoru? — spytał, unosząc do góry brew, na co przyznałamu rację.

Wchodząc do klubu, udali się od razu pod ścianę. Ponieważ liczyli się z około dwugodzinnym czekaniem, usiedli, a Calum przerzucił ramię przez jej barki. Delikatnie poprawiła się, by być nieco bliżej, nieprzerywając rozmowy. Hood rozglądał się po bardzo dużym pomieszczeniu, spoglądał na pojedynczych fanów zespołu, którzy piszczeli, skakali, a nawet płakali, nie wierząc, iż niedługo naprawdę usłyszą i zobaczą swoich idoli. Znajdując się w środku tych emocji, próbował zrozumieć, że na ich koncertach jest tak samo. Że dla tych wszystkich – w większości nastoletnich – dziewczyn – może nawet chłopaków – jest kimś więcej niż chłopcem z gitarą. Oni widzieli w nim idola, przyjaciela, wsparcie. Wbrew pozorom czuł ten ciężar, ale, póki nie mierzył się z poważnymi problemami, było okej.

— Cześć dziewczyny — uśmiechnęła się Nia i pomachała do grupki przyglądających się im nastolatek. Wszystkie zapiszczały, odmachując. — Pożerały nas wzrokiem — wyjaśniła, widząc zdezorientowaną minę basisty i zaśmiała się.

— Załatwiłaś nam sesję zdjęciową na najbliższe półgodziny — zaśmiał się Calum, widząc podchodzące nastolatki, jednak nie miał nic przeciwko.

like lovers do Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz