𝕔𝕚𝕟𝕔𝕠

1.3K 93 11
                                    

Ciepłe promienie, jesiennego słońca muskały moją skórę. Czułam ich przyjemny dotyk na twarzy, ramionach. Na całym swoim ciele. Było mi błogo. Wspaniale i miło. Jakbym na chwilę wyrwała się z piekła i zaznała odrobiny raju. Odcięta od problemów, wreszcie potrafiłam rozwinąć swoje skrzydła i zacząć wreszcie latać. Tak, jak marzyłam zawsze. Być wśród chmur i żyć, jakbym miała umrzeć na kolejny dzień. Żyć, tak jak chcę, bez względu na wszystko dookoła. A przede wszystkim zostawić piekło za sobą. Zamknęłam książkę, kiedy skończyłam rozdział. Spojrzałam w niebo i z delikatnym uśmiechem, odłożyłam ją na bok. Wstałam z huśtawki. Nakryłam się bardziej kocem i owinięta nim, ruszyłam przed siebie. Kwiaty otaczały mnie dookoła, a ich piękno sprawiło, że zaczęłam wspominać. Podążałam ścieżką wspomnień.  
Drogą, pełną wspomnień.
Drogą pełną wspomnień.
Drogą pełną wspomnień.

Naszych wspomnień

Dotknęłam dłonią delikatnego krzaku róży. Ostatnie płatki opadały na ziemię. Zostały same kolce bez cienia delikatności. Porównuje je do mojej miłości. Do uczucia, którym go darzę i jak mi się wydawało on mnie. Bo wierzyłam, że ta miłość była inna, wyjątkowa. Stałam się dla niego głupią romantyczką, która śniła na jawie przez cały czas. Gdzie podziała się ta delikatność? Gdzie podziała się nasza miłość? Dlaczego, po czymś tak pięknym, pozostały same kolce, raniące mnie każdego dnia?

Spojrzałam za siebie. Wiatr rozwiewał moje włosy, a oczami wspomnień, wracałam do chwil, gdy byłam szczęśliwa. Patrzyłam wstecz, by nadal żyć w świecie, kiedy on stał przy moim boku. Gdy w każdej chwili mogłam wtulić się w jego ciało i jakby wszystkie smutki odchodziły ode mnie. Wracam do chwil sprzed pół roku, kiedy on wyznawał mi miłość. Widziałam w jego oczach te cudowne iskierki i wtedy wiedziałam że chcę być przyczyną ich powstawania. Chciałam być zawsze przy nim.
Tylko przy nim.
Tylko przy nim.
Tylko przy nim.

Łza spłynęła po moim policzku, wspominając tamtą imprezę i noc. Noc, która rozbiła w pył wszystko co nas łączyło. Jakby nasze uczucia były ze szkła i upadając na ziemię, po prostu się rozbiły. Tamten wieczór, zniszczył wszystkie więzi łączące mnie z przyjaciółmi. Z moją drugą rodziną, która była w moim sercu. Zniszczył mnie. Spowodowały w moim sercu czarną dziurę. Tragiczną pustkę, której nic nie jest w stanie zająć. 

Skierowałam się w stronę wejścia do rezydencji. Stanęłam na pierwszym schodzie i pięłam się w górę. Pokonywałam kolejne stopnie, by po chwili dotrzeć do obszernych, białych drzwi. Pchnęłam je i weszłam do holu. Odłożyłam koc na oparcie kanapy w salonie, a sama skierowałam się do pokoju blondynki. Wchodząc po schodach zauważyłam Amandę krzątającą się po parterze budynku. Będąc na piętrze podeszłam do drzwi kuzynki i zapukałam w nie kilka razy. Kiedy usłyszałam odpowiedz, weszłam do środka.

— Cześć Lu. — Powiedziała i uśmiechnęła się w moim kierunki. Spróbowałam odwzajemnić uśmiech Ambar i może to mi się udało. Gest zadowolenia blondynki, powiększył się jeszcze bardziej. Siedziała na łóżku z laptopem na kolanach. Miała włosy związane w kucyk, z którego uciekło kilka pasm włosów. Ubrana była w zwykłe dresy i bluzę, którą dostałą od Simona kiedy wrócił. W żaden sposób nie przypomniała tej perfekcyjnej Ambar Smith, z którą, jeszcze do nie dawna miałam do czynienia. Można by rzecz, że była jej przeciwieństwem.

— Hej, Am. — Szepnęłam i usiadłam obok dziewczyny. Wpatrywałam się w ekran komputera, a jedna łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłam, wciąż patrząc na zdjęcie naszych przyjaciół.

— Coś się stało? — Zapytała i zamknęła laptop. Odłożyła go na bok i spojrzała na mnie.

— Wiesz już gdzie wyjeżdżamy? — Zapytałam, a ona uśmiechnęła się kolejny raz i podała mi bilet lotniczy. Zabrałam jej go z rąk i spojrzałam na miasto, gdzie będę starała się zapomnieć. Uśmiechnęłam się widząc nazwę miasta. Miła niespodzianka, która wlała nadzieję w moje serce.

— Lecimy do Mediolanu? — Zapytałam z niedowierzaniem, wpatrując się w postać kuzynki. Przytaknęła głową, a ja wpadłam w jej ramiona. Otoczyła mnie ramionami i przyciągnęła bliżej siebie. W takich chwila dziękowałam losowi, że postawił ją na mojej drodze. Cieszyłam się, że znalazłam oparcie w kimś, komu naprawdę mogę zaufać. Przy niebieskookiej mogę zapomnieć o wszystkich problemach. I to strasznie dziwne, że znalazłam pocieszenie w ramionach osoby, która mnie nienawidziła. 

— Niedługo mamy przerwę świąteczną. — Powiedziała, gdy odsunęłam się od niej. — Postanowiłyśmy, że wylecimy do Mediolanu na małe zakupy. Włoskie sklepy są pełne niesamowitych perełek. 

— Pamiętam, gdy byliśmy tam pierwszy raz. — Szepnęłam i uśmiechnęłam się wspominając tamten wyjazd. — Było zabawnie.

— Miałyśmy to tym więcej nie rozmawiać. — Powiedziała blondynka, zaczynając się śmiać.

— To nie moja wina, że ta śmieciarka tam zaparkowała. — Odparłam wspominając moment w którym Smith przez swoją nie uwagę wpadła na wrotkach do środka pojazdu. — To było uroczę, kiedy Simon pospieszył ci na pomoc.

— Wiesz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi? — Zapytała a ja przytaknęłam głową nie do końca wierząc dziewczynie. — Zbieraj się. Idziemy do Rollera.

Roller.
Tor wrotkarski.
Miejsce spotkań przyjaciół.
Naszych spotkań.
Miejsce pełne wspomnień.
Dobrych i złych.

Spojrzałam na blondynkę, która poprawiała włosy ponownie związując je w koński ogon. Przerzuciła przez ramię torbę i spojrzała na mnie.

— Wiem, że to może za szybko tam iść, ale...

— Nie, nie jest za szybko. — odparłam. — Może to właśnie tan czas? — Spytałam niepewnie. Dziewczyna przytaknęła. — Poczekasz na mnie przy wyjściu?

— Jasne. — Odparła i wraz z dziewczyną wyszłyśmy z pokoju. Skierowałam się w stronę moich czterech ścian. Pchnęłam drewniane drzwi i rozejrzałam się po pokoju.

Wrotki, już dawno nie miałam ich na sobie. Nie jeździłam. Odrzuciłam je, tak samo jak życie, odrzuciło mnie. Zrzuciłam na nie wszystkie moje problemy. Obarczałam je winą za wszystko. Powtarzałam sobie, że gdyby nie one, nie znalazłabym Jam&Roller wśród uliczek i ulic argentyńskiej stolicy. Z drugiej strony to dzięki nim odnalazłam miłość i przyjaźń. Poznałam ludzi, którzy w świecie pełnym fałszywości mieli w sobie dobro, którego próżno było wtedy szukać. Zbyt późno poznałam ich prawdziwe oblicze. Zrozumiałam, że byli zbyt łatwowierni wierząc w plotkę. Nigdy nie myślałam, że moja historia w Buenos Aires potoczy się w taki sposób.

Podeszłam do szafy. Otwierając ją, myślałam co będzie potem i co było wcześniej. Patrząc na kolorowe wrotki poczułam chęć wolności, a one taką mi darowały. Pozwalały mi być odważną, bez strachu pokonywać przeszkody. Żyć marzeniami. Chwyciłam je w swoją dłoń i zabrałam plecak z łóżka. Zbiegłam po schodach na dół i podeszłam do kuzynki. Wyszłyśmy z domu, kierując się w stronę Rollera.

Mam nadzieję, że postępuję zgodnie ze swoim przeznaczeniem

destroyed me || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz