𝕥𝕣𝕖𝕔𝕖

1.2K 85 7
                                    

Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Jego wzrok był ciepły, inny od tego, który zapamiętałam. Widząc ich wszystkich, chciałam rzucić się na każdego i zamknąć ich w szczelnym uścisku. Pragnęłam im wybaczyć i żyć jakby nic się nie wydarzyło, a to wszystko było tylko snem.

— Potrzebuje czasu. — Słysze jak mój głos drży. Wszyscy patrzą się na mnie i kiwają głowami. Rozumieją mnie. Puszczam dłoń przyjaciółki i wychodzę z Rollera. Potrzebuje czasu, by móc to wszystko zaszufladkować, poukładać sobie w głowie to, czego pragnę, a co chcę naprawdę pozostawić. Mijam park, słysząc za sobą czyjeś kroki odwracam się.

— Nina, mówiłam, że potrzebuję czasu. — Mówię, widząc postać dziewczyny. Szatynka nie zważając na moje słowa, podchodzi bliżej mnie. Zamyka mnie w szczelnym uścisku, a ja mimo wszystko obejmuję ją ramionami. Słysze jej ciche łkanie.

— Przepraszam cię, przepraszam, Luna. — Szepcze cicho dziewczyna, a ja głaszczę jej plecy. Czuję, jak zapora w moim sercu pęka. Palące łzy spływają po mojej twarzy. — Byłam taka głupia.

— Nina, nie obwiniaj się. — Szepczę, odsuwając się od niej. Wycieram jej łzy i wysilam się na lekki uśmiech. - To nie jest twoja wina.

— To moja wina. — Mówi dziewczyna i patrzy na mnie. — Gdybym dała ci tylko dojść do słowa. — Dodaje, a ja cicho westchnęłam.

— To by nic nie zmieniło, Nina. — Mówię i siadam na pobliskiej ławce. Szatynka robi to samo co ja. Czuję, jak szybko biją nasze serca. Wiem, że rany szybko się nie zabliźnią, ale trzeba robić wszystko by choć trochę ulżyć sobie w cierpieniu. — Gaston, to twój chłopak. Zawsze wzięłabyś jego stronę.

— Ale, nie zniszczyłabym naszej przyjaźni. — Mówi, przerywając mi. Kładzie swoją dłoń na mojej. — Miałam wiele szans, by odnowić to, co straciłam. Wtedy, w szpitalu, kiedy stanęłaś w progu mojej, sali myślałam, że to tylko jakiś zabawny sen. — Powiedziała, lekko się uśmiechając. — Potem przypomniałam sobie, dlaczego tam się znalazłaś. — Dodaje mniej entuzjastycznie.

— To nie twoja wina. — Mówię Simonetti, próbując odrzucić od niej złe myśli. — To ja to zrobiłam.

— To nasze niewidzialne dłonie trzymały wtedy żyletkę. — Mówi załamana i chowa twarz w dłoniach. Z niepewnością przysuwam się bliżej Argentynki i przytulam ją. Dziewczyna wtula się we mnie, a ja uważam to już za pewien sukces.
Trzeba, zaufać ludziom
Trzeba, zaufać ludziom
Trzeba, zaufać ludziom.

— Wiara w dobre jutro jest najważniejsza. — Odparłam, delikatnie się uśmiechając. — Kiedyś pewna mądra dziewczyna mi coś powiedziała. — Dodałam z uśmiechem, który odwzajemniła. — Miłość jest zdradliwa, lecz przyjaźń jest niczym róża. Przetrwa nawet największe mrozy.

— Pamiętasz to jeszcze? — Zaśmiała się, a na przytaknęłam. — Nawet ja o tym zapomniałam. Luna, czy my możemy zacząć od nowa?

Uśmiechnęłam się w jej stronę, przytakując. Widziałam, jak w jej oczach pojawiają się te magiczne iskierki, które zapamiętałam. Czuję, że dzięki niej wszystko będzie prostsze.

— Jak się czujesz? — Zapytałam dziewczyny, chcąc wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku. Po naszej ostatniej rozmowie wylądowała w szpitalu.

— Cóż, bywało lepiej. — Odparła szatynka. — Rodzice, szukają jakiejś terapii za granicą. W tej chwili leczenie dostępne jest jedynie w Brazylii.

— Wyjedziesz? — Zapytałam a Simonetti westchnęła przytakując.

— Jeśli będę musiała. — Mówi dziewczyna, a ja ją tylko przytulam. Powrót do przeszłości staje się coraz szybszy, a ja nie chcę, by coś stało się zbyt szybko. Czasami, zbyt często podejmujemy pochopne decyzje.

Miesiąc później

Czarna limuzyna podjechała pod rezydencję. Wraz z Ámbar wsiadłam do pojazdu, witając się z Tino.

— O której kończysz? — Zapytałyśmy, równocześnie patrząc na siebie. Po chwili w samochodzie można było usłyszeć nasz śmiech.

— Mów pierwsza. — Odezwał się Ámbar, poprawiając makijaż.

— Około piętnastej. — Mówię i kładę plecak na swoje kolana. Odsuwam zamek i szukam swojego telefonu. Mam nadzieję, że zabrałam go z mojego pokoju. — A ty?

— Również. — Odpowiada i chowa lusterko do torby. — Po szkole pojedziemy do Rollera? Chciałabym trochę pojeździć.

— Oczywiście. — Odparłam i wyjęłam z plecaka smartfona. — Może dołączy do nas Nina.

— Byłoby wspaniale. — Odparła niebieskooka i uśmiechnęła się. Wiedziałam, że Smith cieszy się powrotem do dawnych czasów. Chwil, gdzie cała nasza paczka przebywała w Rollerze do późnych godzin, nie pozwalając Tamarze zamknąć wrotkowiska. Ja cieszyłam się wraz z nią. Powrócić do chwil, gdzie wszyscy byliśmy szczęśliwi. Gdzie ja byłam szczęśliwa.

— Cieszę się, że postanowiłaś dać im drugą szansę. — Powiedziała niebieskooka, gdy wysiadłyśmy z pojazdu. — Odżyłaś dzięki temu. — Dodała, gdy skierowałyśmy się do wnętrza szkoły.

— Zrozumiałam, że każdy ma prawdo do drugiej szansy. — Szepnęłam, patrząc w stronę kuzynki. — Każdy z nas ma coś na sumieniu. Nikt nie jest czarno biały. W każdym z nas są różne odcienie szarości.

— Mądrze powiedzie. — Odparła Smith, gdy przekroczyłyśmy próg szkoły. Z daleka ujrzałam grupę znajomych, którzy radośnie rozmawiali. Uśmiechali się do siebie, a przeszłość zostawili za plecami. Kiedy nas zauważyli, spojrzeli na nas z uśmiechem.

A my? My kierujemy się w ich stronę, by po chwili zatopić się rozmowach z nimi. Zacząć na nowo budować to, co zniszczyliśmy.

Zaczęliśmy na nowo budować nasze zaufanie.

destroyed me || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz