𝕔𝕒𝕥𝕠𝕣𝕔𝕖

1.1K 85 21
                                    

— I wtedy Matteo wpadł do basenu. — Powiedziała roześmiana Jazmin, opowiadając mi jedną z wielu ich przygód.

— Naprawdę? — Zapytała Ámbar i zaśmiała się.

— Gdybyś widziała jego minę. — Odparła rudowłosa, a na jej twarzy gościł ogromny uśmiech. — Gdyby nie Pedro, Gaston już dawno byłby martwy.

— Cały Perida. — Odparła blondynka i spojrzała na mnie. — Hej, Luna czemu tak cicho siedzisz?

— Myślę. — Szepczę i posyłam dziewczynie delikatny uśmiech. — Nad tym wszystkim, co się zmieniło. Nie pomyślałam nawet, że jeszcze kiedyś będziemy siedziały tutaj razem. Jak przyjaciółki.

— Też o tym nie myślałam. — Mówi rudowłosa. Chwyta moją dłoń i uśmiecha się. — Proszę, zapomnijmy o przeszłości. Zacznijmy, tworzysz lepszą przyszłość.

— Cześć dziewczyny! — Słyszę głos Niny i odwracam się w stronę, skąd dochodził głos Simonetti. Uśmiecha się do mnie i wraz z Matteo i Gastonem podchodzi bliżej. Szatynka przytula mnie, po czym wita się z pozostałymi.

— Cześ Luna. — Mówi brązowooki. Patrzę na niego i staram się uśmiechnąć. Niestety nie wychodzi mi to.

— Cześć Matteo. — Szepczę i odwracam głowę w stronę przyjaciółek. Czuję, jak chłopak dosiada się obok mnie. Patrzę na Ninę, która wraz z Gastonem siedzą naprzeciw mnie. Z tego, co mi powiedziała, zerwała z nim. Mówiła, że nie potrafiła być z osobą, która pozbawiła ją przyjaźni. To wszystko wydaje się być tak nie realne. Myślałam, że już nigdy nie spotkamy się w takim gronie ponownie. Cóż, życie lubi zaskakiwać.

Kilka minut później dosiadła się do nas reszta naszych przyjaciół. Czuję się jak kiedyś, ale jakieś nieprzyjemne uczucie, ciążyło mi na sercu. Starałam się o tym nie myśleć, ale nie potrafiłam.

Spojrzałam na wyjścia, gdzie pojawił się Simon. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu. Chłopak ruszył w moją stronę i przysiadł się do nas. Musnął mój policzek, tak samo witając się z Ámbar.

— Nie powiedziałeś całej prawdy. — Odzywa się Gaston patrząc na mnie, jednocześnie przenosząc swój wzrok na Meksykanina. — Dlaczego?

— Gaston. — Syczy przez zęby Alvarez. Odwracam się w jego stronę. Patrzę na niego, ale w jego oczach widać złość.

— Chcecie wiedzieć całą prawdę? — Zapytał chłopak. Odpowiedziała mu głucha cisza. — Wiecie tylko połowę tego, co zdarzyło się na prawdę. Wiecie, w jaki sposób nagranie trafiło do internetu? Nie? To Simon. — Odparł, obrzucając szatyna podejrzeniami. Odsuwam się od niego i wstaję od stołu. Patrzę na niego.

— Co? — Słyszę swój szept. Czuję w nim ból, który miesza się z niedowierzaniem. Czuję, jak pierwsze łzy wydostają się na powierzchnię. Czuję, jak się rozpadam; jak popadam w otchłań, patrząc w jego ciemne oczy. Puste oczy. — Simon, proszę, powiedz, że on kłamie. — Mówię, czując, jak ból przeszywa każdą komórę mojego ciała. Pragnę by Gaston kłamał. Nie mogę zrozumieć, że Simon mógł być tym, kto otworzył wrota piekła. Nie chciałam przyznać mu racji. Nie chciałam stracić Simona. Wzbraniałam się przed słowami Gastona, mając nadzieję, że kłamie. Przecież on musi kłamać, prawda? Czuję, jak ciepłe ramiona Matteo obejmują mnie. Nie pozwala mi upaść, choć czuję, że zaraz to zrobię. Niczym kostki domina.

— Kiedy Nina wróciła do domu, on podszedł do mnie. — Kontynuuje Perida, a ja czując, jak robię się coraz słabsza, wtulam się bardziej w szatyna, mając nadzieję, że mnie uratuje. — Byłem pijany, co ułatwiło mu cały plan. Założył się ze mną, a ja będąc głupi przyjąłem zakład. — Odparł, a w jego głosie wyczułam zawiedzenie. Usłyszałam w nim tyle żalu i bólu, jak nigdy wcześniej. I własnie wtedy zrozumiałam, że piekło nie pochłonęło tylko mnie. Gaston również był jego ofiarą, płonąc na stosie kłamstw i wyrzutów sumienia wraz ze mną. 

— Luna, nie wierz mu. — Mówi Simon i podchodzi bliże mnie. Matteo odsuwa nas od brązowookiego. Wtula jeszcze bardziej w siebie, a ja po prostu patrzę przed siebie. Patrzę na chłopaka, którego znam od dziecka i którego przez te wszystkie lata uważałam za przyjaciela. Bo przecież musiał nim być, prawda? Nie mógł mnie okłamywać i grać przez ten cały czas. Znałam go. Wydawało mi się, że go znam. Był jednym z najlepszych osób, jakie spotkałam w swoim życiu. — Przecież mnie znasz.

— To dlatego wyjechałeś na drugi dzień. — Mówię, układając w swojej głowie wszystkie zdarzenia. Każdy szczegół zaczął układać się w logiczną całość. Jego czułe słówka, pocieszanie. Chęć bycia przy mnie. — Nie było żadnego stypendium, prawda? — Chłopak przytakuję. Wyrywam się z objęć Matteo i podchodzę bliżej, jak mi się wydawało, przyjaciela.

— Wszystkie twoje słowa, gesty. — Szepczę, patrząc na niego. Czuję, jak łzy spływają po moim policzku. Czuję się, jak idiotka bo mu wierzyłam. Ufałam mu ponad wszystko, a on to wykorzystał. Wiedział, że go kochałam. Kochałam niczym brata, a on zranił mnie, jak największy wróg. — To były wyrzuty sumienia, prawda? Chciałeś je zagłuszyć? — Pytam się, wiedząc, jaka będzie odpowiedź. Czuję się, jakbym straciła cząstkę siebie. Przełykam gorzkie łzy, ścieram je z policzków. — Dlaczego? Dlaczego Simon, to wszystko zniszczyłeś?! — Krzyczę, bijącego w klatę piersiową. Boli mnie serce. Boli mnie całe ciało, wiedząc że on to wszystko zaplanował. On umieścił tą przeklętą kamerę, on założył się z pijanym Gastonem. Kolejny raz zawiodłam się na kimś, kto miał być moim oparciem.
Rana na sercu.
Rana na sercu.
Rana na sercu.

— Z zazdrości. — Mówi, gdy patrzę na niego. — Zakochałem się w tobie, Luna. Jednak ty wolałaś jego. — Mówiąc, wskazując na Włocha stojącego za mną. — Nie potrafiłem sprawić, byś pokochała mnie. Zniszczyłem twój związek, by być z tobą, ale wtedy zrozumiałem, że nigdy mnie nie pokochasz. I nawet jeśli zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, ty nadal będziesz zakochana w Matteo.

— Zniszczyłeś mnie, Simon. — Szepczę. Widzę, jak po policzkach Ámbar spływają łzy. Pokochała go. Pokochała potwora skrywającego się w ciele osoby, którą obie kochałyśmy. Zniszczył nas obie. Krok po kroku doprowadził do naszego upadku prosto w ramiona samego diabła. Kręcę głową, by to wszystko od siebie odsunąć. — Zniszczyłeś. 

Wybiegam z Rollera. Czuje, jak ponownie rozpadam się na kawałki. Osoba, która była zawsze obok mnie i wspierała — zdradziła mnie. Stała się gorsza od wroga. Nie czuję się, jakbym go znała. Widzę w nim obcą osobę, nie szatyna, który zawsze był obok. Ocieram łzy, biegnąc przed siebie.

— Luna! — Słyszę krzyk Matteo. Ignoruję go, wchodząc na pasy. Ponawia krzyk, ale jego głos jest zrozpaczony. Patrzę na niego po czym przed siebie, a rozpędzona ciężarówka jedzie prosto w moją stronę. Paraliżuje mnie strach. Ogromny strach, który nie daje zrobić mi żadnego ruchu. Zamykam oczy. Słyszę głuchy huk i krzyk szatyna. Przerażający krzyk, który niczym echo odbija się w mojej głowie. Czuję ogromny ból rozlewający się po moim ciele. Upadam w ramiona, które kiedyś były moją ucieczką. Ostatnimi siłami otwieram oczy i patrzę w brązowe tęczówki Matteo. Widzę jego łzy.

— Kocham Cię. — Szepczę i zapada ciemność.

destroyed me || lutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz