— Co ty tu robisz? — Usłyszałam jego zimny głos. Puste, brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie, jak w obcego człowieka, jakbym niegdyś nie była dla niego najważniejsza. Czułam jak jego wzrok, pali mnie żywcem. Jak umieram pod jego wpływem.
— Przechodziłam tędy. — Odparłam, patrząc głęboko w jego oczy. Nie wiedziałam, co w nich widzę. One...one nie przypominały mi już, jego oczu. Były dla mnie puste i tak przeraźliwie obce. Uczucia, które kłębiły się w nich, były zbyt mocno ze sobą wymieszane, a może to ja, nie potrafiłam już z nich nic wyczytać? — Nie zabronisz, mi tutaj przechodzić. — Dodałam pewna siebie. Pewna swoich słów. Wiedziałam, że nie może mnie złamać. Że nie mogę mu się poddać. Patrząc na niego, nie widziałam już tego samego chłopaka, w którym się zakochałam.
--Dlaczego się tak zachowujesz? -- Zapytał, podchodząc bliżej mnie. -- Dlaczego stałaś się kimś zupełnie innym? Gdzie podziałaś się tamta ty, Luna? Gdzie znikła, dziewczyna którą kocha... kochałem?
— Lepszym pytaniem byłoby, gdzie podział się chłopak, który obiecał mi, że nigdy mnie nie zostawi. — Odparłam, patrząc na niego z żalem. — Nigdy się nie zmieniłam, Matteo. — Dodałam, odchodząc od niego. Czując jego bliskość, powoli zaczynałam tracić zdrowy rozsądek. — To wy się zmieniliście. Staliście się zimni, łatwowierni. Zapomnieliście o naszej przyjaźni, a ty o miłości, która nas łączyła. Pamiętasz, chociaż jak długo o nią walczyliśmy?
— Niczego nie zapomniałem. — Powiedział i spojrzał na mnie. — Nie zapomniałem twojej zdrady, Luna. Zniszczyłaś nie tylko mnie, ale i Ninę. Pomyślałaś wtedy o niej, gdy zabawiałaś się z jej chłopakiem?!
— Wiele razy mówiłam Ci, jak było naprawdę. — Szepnęłam, patrząc na niego z bólem w oczach. Błagam na wszystkich bogów i boginie tego świata, oddajcie mi tamto życie. Oddajcie mi mojego Matteo. — Mówiłam ci, że to on zaciągnął mnie do łóżka. Zawsze byłam ci wierna. Nigdy przez głowę nie przeszła mi myśl, aby zabić uczucie, które było między nami. Nigdy nie zdradziłabym osoby, którą kocham. Nie zdradziłabym swojej przyjaciółki.
— Nie wierzę ci Luna. — Powiedział, a jego głos, był tak strasznie zimny. Kolejna rana na sercu. Czułam, jak powoli pękam na dźwięk jego głosu. — To twoja wina. Wszystko, co zrobiłaś, było tylko i wyłącznie twoją winą. Gaston, jest niewinny — był pijany, a ty to wykorzystałaś. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał.
— Nawet nie wiesz, jak ranisz mnie swoimi słowami. — Szepnęłam przez łzy. — Wiem, że uważasz mnie za puszczalską sukę, ale nie wiesz, że pomimo bólu, który mi zadajesz, wciąż cię kocham. Wiem, muszę być szalona, uzależniona od twoich czułych słówek, które jeszcze nie dawno słyszałam z twoich ust. Żyję przeszłością, bo tylko wtedy mogłam być w pełni szczęśliwa. Tylko wtedy naprawdę ci na mnie zależało. — Powiedziałam i obróciłam się. Westchnęłam i ruszyłam do przodu, pozostawiając go samego. Wiele razy mnie złamał, zniszczył. Powodował, że łzy spływały po moim policzkach. Wiele wspomnień, powodowało w moim sercu ból, który był nie do zniesienia. Wspominałam drogę, która stała się naszym torem przeszkód. Własnym Hadesem, bez upragnionego raju.
R E T R O S P E K C J A
Słuchałam melodii, wydobywającej się z gitary Simona. Był skupiony na próbie, która Roller Band odbywał w każdą sobotę. Uśmiechnęłam się w jego stronę, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się. Odstawił gitarę, przerywając próbę.
— Zaraz wracam. — Powiedział w stronę Nico i Pedro, którzy zdziwieni byli zachowaniem Meksykanina. Podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń. Razem wyszliśmy z Jam&Roller. — Powiedz mi, co się dzieje. — Odparł, gdy wraz z szatynem usieliśmy na ławce, przed kolorowym budynkiem. — Znów pokłóciłaś się z Matteo?
— To nie jest jego wina. — Odparłam i podkurczyłam nogi. Objęłam je ramionami, patrząc na mijających nas ludzi. — To jego ojciec ciągle stwarza nam jakieś problemy. Nie podoba mu się to, że jego syn spotyka się z córką kucharki i gościa od spraw personelu. — Szepnęłam, czując pod powiekami łzy. Alvarez przytulił mnie do swojego boku. Wtuliłam się w niego, pozwalając łzą swobodnie opadać na jego koszulkę. — Wiem, że Matteo mnie kocha, tak samo, jak ja kocham go. Wiem, że mu na mnie zależy.
— To gdzie on teraz jest? — Zapytał i spojrzał na mnie. — Gdzie jest, gdy przez niego wylewasz łzy?
— Musi być przy ojcu. — Szepnęłam, patrząc przed siebie. — Wprowadza go do firmy. W końcu to po nim ją przejmie.
— Obowiązki, obowiązkami. — Odparł szatyn. — Gdyby mu na prawdę na tobie zależało, byłby tutaj.
K O N I E C R E T R O S P E K C J I
Wpadłam do rezydencji niczym huragan. Czułam się okropnie po naszej rozmowie. O ile w ogóle można, nazwać to rozmową. Krótka wymiana zdań, która kosztowała mnie o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. Wbiegłam na pierwsze piętro domu, prosto do mojego pokoju. Zamknęłam się w nim, chcąc poukładać wszystkie swoje myśli. Usłyszałam, jak Ámbar mnie woła. Później, jak próbowała wejść do mojego pokoju. Nie pozwoliłam jej na to. Zamknęłam go na klucz. Oparłam się o drzwi, ciężko oddychając.
W mojej głowie nadal tkwiło milion wspomnień, które nas dotyczyły. Z każdą kolejną chwilą pojawiało się ich coraz więcej. Zawładnęły moim sercem i duszą. Powodowały łzy, które przeplatały się z uśmiechem. Podeszłam do regału i z samej góry zdjęłam zakurzony album. Album ze zdjęciami. Naszymi zdjęciami. Minęło sześć miesięcy, odkąd ostatni raz coś tutaj wklejałam. Pół roku, które zmieniło wszystko i wszystkich. Otworzyłam go na pierwszej stronie, gdzie wklejone było zdjęcie całej naszej paczki. Grupki przyjaciół, których nic nie miało rozdzielić. Dookoła fotografii znajdowały się nasze popisy. Przewróciłam kartkę na kolejną stronę, siadając na dywanie. Byliśmy tutaj razem. Podczas naszej pierwszej randki. Pamiętam, jak bardzo się stresowałam, ale i jak bardzo szczęśliwa byłam. Uśmiechnęłam się na wspomnienia i odłożyłam album na jego stare miejsce.
Może to czas, by nauczyć się mówić "żegnaj"?
CZYTASZ
destroyed me || lutteo
FanficPiekło zostało otwarte. Świat został opanowany przez demony w ludzkiej skórze. Wybijały wszystkich, którzy choć w drobnym stopniu, przypominały anioły. Każdy został skazany na swoje własne piekło, swoją własną pokutę. Ból rozchodził się po ciałach...