(niepoprawione, podobnie jak wszystkie późniejsze rozdziały!)
Spojrzenia Ciphera i Gleefula skrzyżowały się. Chłopak skryty za niskim murkiem odgradzającym teren niedużej kafejki od ulicy zachwiał się i upadł z klęczek na ziemię, tym samym opuszczając swoją kryjówkę. Jasne oczy nastolatka były wilgotne i zaczerwienione, a twarz rumiana od płaczu. Bill zmierzył go wzrokiem i zaczął niespiesznie podchodzić w jego kierunku. Na widok rozwścieczonego demona Gideon stanął na równe nogi tak szybko, jak potrafił. Ścisnął mocniej pięść, w której ukrywał sporej wielkości, bardzo ostry kawałek szkła znaleziony naprędce gdzieś na ulicy. Krawędzie odłamka przebiły skórę Gleefula w wielu miejscach, tworząc nieduże, płytkie ranki. Ciepła krew powoli zaczęła zalewać dłoń chłopaka, wywołując u niego delikatne mdłości. Jego ręce i nogi drżały, serce waliło o klatkę piersiową, słyszał szumienie w uszach.
Nie mógł się poddać. Musiał pomścić swojego ukochanego Dippera.
Ten potwór, zabójca jego miłości, zasługiwał na śmierć, a on mógł tego dokonać. Mógł go zabić. W końcu miał przewagę nad demonem. Dzięki zaklęciom ochronnym Cipher nie miał możliwości prześwietlenia Gideonowego umysłu. Bill na pewno nie spodziewał się ataku ze strony Gleefula, dzięki czemu chłopak był w stanie działać z zaskoczenia. Tylko on potrafił go unieszkodliwić, a przynajmniej tak myślał. Wierzył w to, że dzięki bólowi po stracie ukochanej osoby będzie w stanie dokonać rzeczy niemożliwych. Wydawało mu się, że zabicie demona to prosta sprawa. W końcu to nie miało być jego pierwsze morderstwo. Jego dłonie już od dawna były skąpane w morzu krwi.
Zanim Gideon zdążył się zawahać, ruszył przed siebie z krzykiem na ustach. Uniósł fragment rozbitego przedmiotu i wycelował go w klatkę Ciphera. Demon tylko uśmiechnął się z kpiną. Wystawił przed siebie dłoń, a czas zahamował. Gideon poczuł się, jakby nałożono na niego jakiś rodzaj blokady. Mięśnie chłopaka zwolniły, aż w końcu praktycznie przestały się poruszać.
Zobaczył parę centymetrów przed sobą szeroki, szaleńczy uśmiech Billa. Demon parokrotnie powolnie mrugnął, a następnie szybko puścił nastolatkowi oczko. Z podwójną prędkością przyłożył palec wskazujący do trzymanego przez Gideona szkiełka. Teatralnie pomachał ręką, chuchając na opuszkę ubrudzoną drobną kropelką złotej krwi, zachichotał i wykonał przed twarzą Gleefula gest, jakby chciał uderzyć go w jeden z policzków. Włosy Gideona poruszyły się jak na silnym wietrze. Ułamek później nastolatek został wyrzucony w powietrze.
Szkiełko wyleciało z jego dłoni, a on sam przeleciał dobre dziesięć metrów, uderzając pośladkami o twardą ziemię. Syknął z bólu. Jego chęć zemsty została przyduszona panicznym strachem. Delikatnie utykając na jedną z nóg, wstał i zerwał się do ucieczki. Przebiegł już całkiem niezłą odległość. Wciąż wierzył, iż uda mu się uciec. Zażenowany poczynaniami chłopaka Cipher przewrócił oczami, zacisnął dłoń w pięść i płynnie poruszył ręką, w taki sposób, jakby zarzucał wędkę.
— Gdzie ci się tak spieszy, Gleeful? — syknął Bill.
Bardzo cienka, prawie że niewidoczna połyskująca złotem linka wzleciała w powietrze. W ułamku sekundy dogoniła uciekającego nastolatka i owinęła się wokół jego nogi. Chłopak pisnął i wywrócił się, uderzając brodą o bruk. Jęknął.
— Nie słyszałeś, iż w razie ataku niebezpiecznego zwierzęcia nie należy odwracać się do niego plecami, co? — wycedził Cipher z sarkastycznym uśmiechem.
Gideon błyskawicznie obrócił się tak, aby być ustawionym przodem do demona. Nie wstał. Zaczął powoli wycofywać się na czworakach, nie odrywając wzroku od swojego przeciwnika.
— Nie daruję ci tego, Gleeful — wycedził Bill. Lepiej wyrzuć ze swojej głowy te wszystkie taktyczne i nietaktyczne pomysły na ucieczkę. Jesteś za głupi, by mnie przechytrzyć — syknął.
Wciąż owinięta wokół kostki nastolatka linka przyciągnęła Gleefula trochę bliżej demona. Chłopak wytrzeszczył oczy z przerażenia.
— Jesteś za wolny, aby mi uciec. — Podniósł leżące na ziemi szkiełko. — Jesteś za słaby, by mnie pokonać. — Zacisnął pięść, po czym gwałtownie ją otworzył. Zgniecione na pył pozostałości odłamka rozsypały się na bruku. — Jesteś zbyt kruchy, żeby przeżyć. Jesteś zbyt winny, bym mógł ci darować.
— S-skąd wiesz o... Moje myśli... Zaklęcie...? — wydusił z siebie Gleeful.
— W jaki sposób pominąłem twoje jakże silne czary obronne, chcesz spytać? — Bill uniósł brew. — Tak, jak to ująłeś, ból po stracie kogoś bliskiego sprawia, że możemy zrobić prawie wszystko — sprostował oschle.
Gideon splunął na ziemię, sztyletując demona pełnym jadu wzrokiem.
— Jjj...
— Zamilcz! — odparł Bill, zanim chłopiec zdołał wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. — Nie rozmawiam z przyszłymi ofiarami... Chociaż... Sądząc po twojej gębie, tak właściwie już jesteś trupem — zarechotał.
Gideon zaczął kaszleć, dławiąc się własną śliną. Bill uniósł jeden z kącików ust i zrobił niewielki krok w stronę chłopaka.
Ten wydał z siebie stłumiony kwik. Tak bardzo się bał. Przed nim znajdował się stwór, którego nienawidził najbardziej na świecie. To on stanął Gideonowi na drodze do serca Dippera, a teraz dodatkowo nie pozwolił mu się oddalić, aby mógł w samotności poddać się żałobie. Powłócząc nogami, cofał się aż do momentu, w którym jego plecy napotkały ścianę budynku.
W chwili zderzenia z przeszkodą chłopak panicznie krzyknął. Po omacku wyminął mur, bezustannie usiłując uciec zbliżającemu się demonowi.
Cipher zachichotał. To, że Gleeful tak usilnie próbował go uniknąć, niezwykle go bawiło. Czająca się gdzieś na skraju podświadomości pełna nadziei myśl młodzieńca, iż wyjdzie z tego cały i zdrowy sprawiała, że Bill miał ochotę tarzać się po ziemi ze śmiechu. Już wkrótce zamierzał zetrzeć wiarę w dobre zakończenie z dna jego umysłu. Strzelił palcami i wymasował dłonią kark.
Chciał zrobić to powoli.
CZYTASZ
Jak Znienawidziłem Trójkąty REAKTYWEJSZYN
FanficTypowy, schematyczny Billdip, w którym Dipper bezmyślnie podpisuje pakt z Billem, a demon później go gwa... ZARAZ, ZARAZ! STOP, CIĘCIE! Owszem, kiedyś JZT było takie. Ba! Właściwie zaczęło modę na tego typu opowiadania na polskim Wattpadzie. Sta...