Uwaga! Zawiera sceny drastyczne!
Mężczyźni wyskoczyli ze swoich kryjówek za drzewami i pobiegli do wioski. Ja jednak nie potrafiłam się ruszyć. Stałam po prostu z bronią w ręku i usiłowałam zmusić się do biegu, ale nadmiar emocji we mnie sprawiał, że ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Już wcześniej byłam podekscytowana i przerażona na myśl o walce, a teraz jeszcze dołączył do tego niepokój związany z groźbą pirata.
W czasie gdy prowadziłam wewnętrzną walkę, bitwa przeniosła się w zasięg mojego wzroku. W nikłym świetle ogniska wypatrzyłam Hook'a rozprawiającego się z przeciwnikami. Radził sobie doskonale, mimo że wydawał się być rozkojarzony. Ciągle rozglądał się po walczących jakby czegoś szukał... lub kogoś. Mnie.
- No dawaj Morgan -nakazałam sobie.- Nie możesz teraz stchórzyć!
W przypływie mocy, rzuciłam się biegiem w kierunku walczących. Gdy tylko dotarłam do pierwszego przeciwnika, zupełnie zapomniałam o wszystkich cennych radach Killiana, o tym jak walczyć, by krzywdzić innych, a nie siebie. Po raz pierwszy pomyślałam wtedy, że to mój koniec ale mimo to działałam dalej.
Gdy nieprzyjaciel ruszył na mnie ze swoim sztyletem, zaczęłam bezmyślnie wymachiwać mieczem, starając się utrzymać jego broń z dala od swojej skóry. Niestety moja taktyka okazała się bezskuteczna, gdyż ten zdołał zablokować mnie i zbliżyć się na tyle, by przycisnąć ostrze do mojego gardła. Zrobił to na tyle mocno, że poczułam ciepłą krew spływającą po szyi.
Nim jednak przeciwnikowi udało się skończyć mój żywot, pojawiła się pomoc. Nie zauważyłam jej od razu, bo patrzyłam w zawzięte oczy swego oprawcy i błagałam myślami o życie. Nagle zakrwawiona szpada wynurzyła się z jego brzucha, a zaraz potem zwiotczał i osunął się na ziemię. Tuż za nim stał Hook, dzierżący w ręku ową broń.
- Już myślałem, że spietrałaś -rzucił i zerknął na ranę na mojej szyi.- Nic ci nie będzie, jeśli zaczniesz wreszcie myśleć, a nie machać mieczem na prawo i lewo. Wzięłaś sakwę?
- Tak -poklepałam torbę przewieszoną przez ramię.
- Więc idź ją zapełnić -skinął w kierunku namiotów, jednocześnie rzucając się na napastnika zakradającego się do mnie od tyłu.- Już!
Posłusznie pobiegłam do najbliższego namiotu. W środku znajdowało się posłanie i otwarta skrzynia. Zajrzałam do niej szacując co nadaje się do kradzieży i nic wartościowego nie rzuciło mi się w oczy. Wiedziałam jednak, że w tym co ja postrzegam jako parę patyków czy kamień, piraci zobaczą mniej lub bardziej cenny łup. Zapakowałam więc do torby co nawinęło mi się pod rękę i ruszyłam do kolejnego namiotu.
Godzinę później w wiosce zapanował spokój. Indianie, którzy uszli z życiem zostali związani, abyśmy mogli bez przeszkód penetrować namioty. Znów poczułam w sobie mieszankę sprzecznych uczuć, z jednej strony nie chciałam zbierać tym biedakom ich dobytku, ale z drugiej inni wychodząc obładowani z namiotów byli zadowoleni, więc i mnie udzielała się ich euforia. Kiedy piraci wypełnili sakwy i kieszenie skarbami, wracaliśmy z wolna na statek.
- Całkiem nieźle ci poszło, Morgan -ruszyłam za innymi, a u mojego boku pojawił się Hook z zadowolonym uśmieszkiem.- Jak twoja szyja?
- Oh.. nawet o niej zapomniałam -uniosłam rękę by dotknąć zranienia, ale Killian zatrzymał ją w połowie drogi.
- Spójrz -rzucił, pokazując mi moje ubłocone dłonie.- Skoro w tej ziemi rosną takie paskudztwa jak trupia zgorzel, lepiej żebyś nie ubabrała nią sobie rany.
- No tak...
Nagle wydarzyło się parę rzeczy na raz. Usłyszałam szelest liści w zaroślach, gdy odwróciłam głowę w tamtą stronę, coś świsnęło mi koło ucha, a Killian syknął z bólu i runął na ziemię.
CZYTASZ
Nie tak dawno temu...
FanfictionWyobraź to sobie! Włączasz komputer, wchodzisz w internet, odpalasz swój ulubiony serial i... Spadasz prosto w ramiona Kapitana Killiana Jones'a i przeżywasz magiczną przygodę w świecie "Once Upon a Time"