III. Jolly Roger

1.9K 110 67
                                    

Po paru dniach żeglugi przeszła mi choroba morska. Mimo, że znajdowaliśmy się w krainie Nibylandii, od wyspy dzieliło nas wciąż wiele mil morskich.

W tym czasie dotarło do mnie, że to wszystko nie jest snem, czy wytworem mojej wyobraźni, lecz dzieje się na prawdę: na prawdę znalazłam się w tym zaczarowanym świecie bez drogi powrotnej do domu. Nie miałam też bladego pojęcia jak to się w ogóle stało, że się tu znalazłam.

Zaszyłam się w najciemniejszym zakątku pomieszczenia, gdzie odpoczywała załoga. Przyznano mi co prawda jeden z hamaków do spania, ale tam co najmniej parę razy w ciągu jednej nocy któryś z piratów próbował się do mnie dobierać. Schowałam się więc w kącie, za beczkami śmierdzącymi rybą i tam opłakiwałam swoją żałosną sytuację.

Jedyną osobą, która okazywała mi odrobinę życzliwości był pan Smee, którego również załoga nie traktowała z szacunkiem. Był piratem od niedawna, bo raptem od kilku miesięcy, więc sam jeszcze niezbyt odnajdywał się w nowej roli. On jeden znał moją kryjówkę, i czasem przynosił mi jedzenie.

Hook'a nie widziałam od czasu mojego pojawienia się na statku. Często słyszałam spod pokładu jak wykrzykuje jakieś polecenia do marynarzy. Nie zawitał jednak ani razu na dole. Jego kajuta znajdowała się po drugiej stronie statku, więc i po co miałby tu schodzić?

Podczas samotnych rozmyślań starałam się zebrać na odwagę, żeby poprosić go, by nie oddawał mnie w ręce Piotrusia i pomógł mi rozwiązać zagadkę mojego przeniesienia się tu. Zawsze jednak tchórzyłam i nie ruszałam się zza beczki.

- Jena? Jesteś tu? -usłyszałam przyjazny głos i uniosłam się lekko. Zobaczyłam okrągłą twarz przyjaciela i od razu poczułam się lepiej.

- Gdzie miałabym być, panie Smee? To jedyne miejsce bezpieczne od tych obrzydliwych łapsk -skrzywiłam się.

- No tak -zdjął z głowy czapkę i wyjął z niej kawałek chleba.- tylko tyle udało mi się po kryjomu zdobyć.

- Dziękuję -szepnęłam, gdy wręczył mi go.

- Wiesz... Kapitan jest dziś w niezłym humorze. Może powinnaś skorzystać z okazji i spróbować z nim pogadać? 

Jako mój jedyny sojusznik, pan Smee znał moją historię. Nie uwierzył mi od razu, a i jak już stanął po mojej stronie, nie miałam pewności czy na pewno wierzy,  ale dopóki chciał mi pomóc, nie miałam mu tego za złe.

- To nie jest takie proste -mruknęłam.- A co jeśli weźmie mnie za wariatkę i wyśmieje?

- Jak już mówiłem, jest w dobrym humorze -nachylił się i podał mi piersiówkę, po czym rzucił konspiracyjnym szeptem- Co oznacza, że jest już po paru głębszych. Z pomocą tego uwierzy nawet w istnienie smoków, a co dopiero tego, że jesteś ze świata, w którym nasz świat jest tylko seri...czymśtam

- Serialem -poprawiłam go mimowolnie.- Ale to też mi nie pomoże. Przecież jutro wytrzeźwieje i znowu będzie miał mnie za czarownicę... o ile będzie w ogóle pamiętał, że ze mną gadał.

- Prawdę mówiąc od paru miesięcy nie widziałem go do końca trzeźwego...

- No to super! Będzie topił złamane serce w rumie dopóki nie pojawi się tu Emma...

- Kto?

- Nie ważne, to daleka przyszłość o której nie powinieneś jeszcze wiedzieć.

- Zmieniasz temat! -skarcił mnie.- Idź tam, albo cię zaprowadzę.

- Kiedy ja nie chcę... -skrzywiłam się.- Mam złe przeczucia.

- Posłuchaj! Sama powiedziałaś, że z nim kiepsko skoro ciągle pije i prędko z tym nie skończy. Być może zdołacie pomóc sobie nawzajem? On pomoże ci znaleźć drogę do domu, a ty pomożesz mu ze złamanym sercem.

- Sugerujesz, żebym go uwiodła? -na szczęście w pomieszczeniu panował półmrok i Smee nie mógł dostrzec rumieńca, który wpłynął mi na policzki.

- Ty to powiedziałaś, nie ja -uniósł ręce w poddańczym geście.- Moim zdaniem powinnaś złapać się każdej możliwej deski ratunku.

- Nie! Przestań! -wkurzyłam się.- To nie byłoby w porządku wobec niego.

- Świetnie! Skoro wreszcie potrafisz wygarnąć mi, że gadam głupoty, wygarniesz i jemu -uśmiechnął się.- Do dzieła Morgan!

Jego podstęp wywołał we mnie falę mieszanych uczuć. Czy on faktycznie tylko mnie podpuszczał, czy też w głębi liczył na mój romans z kapitanem? Byłam jednocześnie zła na niego i wdzięczna mu za rozruszanie moich emocji z otępienia.

- Niech ci będzie, Smee! -dziarsko podniosłam się na proste nogi.- Z drogi!

Nie tak dawno temu...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz