Część 7

79 5 0
                                    


„Jasna cholera!!! – wrzasnął Mark i rzucił telefonem o ścianę. Zaczął krążyć po biurze od drzwi do okna i powrotem. Sapał, krzyczał, zgrzytał zębami. Skoro jeden człowiek wywołał w niej taki strach by wyjechała gdzieś w świat, co czuła mając świadomość że jest ich czworo? Nie potrafił nawet w wyobraźni zobaczyć co ta dziewczyna przeszła w życiu. Teraz i tak jest za późno. Wyjechała i nie ma pojęcia gdzie ma jej szukać. Musi ją znaleźć, tyle wie jednak jak? To już inne pytanie.  Gdy tak miotał się po biurze przez cały dzień drzwi otworzyły się na oścież i do środka wszedł Pan Adam.

- Co to jest? – spojrzał na syna i pokazał wydrukowaną kartkę

- A skąd ja mam wiedzieć co tam masz? Nie mam czasu na pierdoły....

- Przeczytaj. – powiedział spokojnie starszy pan i usiadł na fotelu przed biurkiem Marka. Mężczyzna sam zajął miejsce w swoim fotelu i wziął dokument od ojca. Zaczął czytać i im dalej w treść tym większy szok malował się na jego twarzy. Dotarł do końca maila i spojrzał na ojca

- Co to jest? Czy to jest...

- Tak, dokładnie tak. Mark, musimy to naprawić... - starszy pan miał łzy w oczach i łamiący się głos. Mark pamiętał kiedy jego ojciec ostatnio płakał. Na pogrzebie swojej żony a jego matki. Później nie uronił ani jednej łzy, tak jakby nie miał już uczuć. Nawet sytuacja Marka z aresztowaniem i zarzutami nie doprowadziła go do łez. Twardo stał po stronie syna i bronił go jak lew a potem jakby nigdy nic wrócił do pracy. Mężczyzna odświeżył ekran swojego komputera i zobaczył informację o nowej poczcie. Otworzył ją i przeglądał adresatów. Miał nadzieję że i on dostał wiadomość od Ani i że dowie się gdzie ona jest. I tak jak się spodziewał, znalazł mail, otworzył i zaczął czytać.

- Tato, muszę ją znaleźć, po prostu muszę. Pomożesz mi? – powiedział i spojrzał raz jeszcze na wyświetloną wiadomość. Nie mieściło mu się w głowie że ta drobna dziewczyna przeżyła takie piekło, delikatnie ujmując i trzyma się twardo na powierzchni. Zna przypadki kiedy ludzie popadali w obłęd czy też próbowali odebrać sobie życie przez kłótnię z współmałżonkiem czy z rodzicami. Nacisnął ikonkę „drukuj" i gdy maszyna wypluła kartkę podał ją ojcu bez słowa. Pan Adam czytał tę wiadomość i już nie hamował łez zebranych w kąciku oka. Spojrzał na syna i skinął delikatnie głową.

- Tak, ale najpierw policzę się z tym kłamcą który mści się za co?

- Poczekaj. Nim zajmiemy się potem. Proszę, gdzie mam szukać, nie mam pomysłu a .... Masz telefon do tego faceta z kryminalnych?

- Ale po co Tobie kryminalni? – spojrzał na syna i zrozumiał – tak, poczekaj. Już dzwonię, myślisz o tym co ja?

- Raczej tak a potem musimy skontaktować się z naszymi adwokatami i utorować sobie drogę do szczęścia... - dodał Mark i w czasie gdy jego ojciec rozmawiał z kolegą z policji on dzwonił już do prawników. Umówił się na spotkanie na następny dzień i sfrustrowany podniósł się z fotela. Zaczął krążyć w koło jak zwierze w klatce.


Noc była ciężka dla Marka. Czekał na informacje z policji odnośnie Ani, czekał z niecierpliwością czy z prawnikami załatwi wszystko po swojej myśli czy może jednak nie. Bał się strasznie tego spotkania. Jeżeli nie uda mi się zrealizować planów,. Będzie zmuszony ściągnąć Anie siła. Choćby miał ją zapakować w walizkę i przywieść do domu, nie odpuści. Za bardzo zależy mu na jej bezpieczeństwie. W głowie kołacze mu cały czas mail od dziewczyny. Wiedział, czuł pod skórą że nie jest dobrze ale czegoś takiego nie spodziewałby się w najśmielszych snach. Takie piekło musi pozostawić po sobie straszne piętno, a mimo wszystko dziewczyna walczyła o siebie i oto jak daleko zaszła. Prawdziwa twardzielka z niej.


W końcu wybiła 7.00 i Mark błyskawicznie wziął prysznic i przygotował się na trudne spotkanie. Nie obchodziło go w tym momencie nic. Już miał wychodzić gdy jego telefon rozdzwonił się w aktówce. Zdenerwowany wyciągnął urządzenie i sprawdził kto to. Ojciec,

- No.... Musze lecieć, o co chodzi?

- Mam informacje, jak skończysz zajrzyj do mnie do biura.

- Wiesz coś... - nadzieja przebijała się przez twardy ton jego głosu

- Przyjedź. Porozmawiamy. – powiedział Pan Adam i się rozłączył.

Mark przyśpieszył kroku i po dotarciu do garażu odpalił silnik samochodu i mocno uścisnął kierownicę. Mruczenie silnika działało na niego uspokajająco, odetchnął więc głęboko, oczyścił głowę z wątpliwości i ruszył ku lepszej przyszłości, przynajmniej taką miał nadzieję.

Biuro Pana Tadeusza było w przewadze odcienia zieleni. Za równo ściany jak i wykładzina na podłodze miały jasny zielony, rolety w oknach ciemny zielony a na parapetach mnóstwo kwiatów. Mark zamknął drzwi wejściowe i rozejrzał się w około. Gdy zorientował się jak kiczowaty gabinet ma przed sobą chciał wyjść lecz Pan Tadeusz zatrzymał go uśmiechem i gestem wskazał swoje biuro. Mark odetchnął i poszedł we wskazanym kierunku.

 - Witam serdecznie, Tadeusz Kosznik, mecenas prawa. Wczoraj bardzo mnie zaintrygowała rozmowa ze wspólnikiem odnośnie Pańskiego zapytania.


- Witam, Mark Thomson, miło mi poznać Pana. Pan Rudzki wspomniał że jest Pan niezastąpiony w prawie karnym. Mam nadzieję że nie jest to informacja naciągana gdyż sprawa jest bardzo delikatna a dodatkowo sprzed kilkunastu lat.

- Zapraszam, proszę spocząć i opowiedzieć o co chodzi. – prawnik wskazał jeden z foteli przed biurkiem, sam usadowił się na swoim.

Mark nie odezwał się słowem, wyciągnął z teczki dokumenty i podał je mecenasowi. Ten, zaczął czytać i z każdą linijką przeczytaną jego twarz wyrażała coraz to większe przerażenie i szok. Gdy skończył spojrzał na Marka

- Czy to prawda?

- Tak.

- Mój boże, to... brak mi słów. Co mam z tym zrobić?

- Wszystko co tylko w Pana mocy by doprowadzić sprawę do szczęśliwego zakończenia. – powiedział Mark i czekał na reakcję.

- Rozumiem że wszystkie chwyty dozwolone?

- Jak najbardziej. Koszty nie grają roli, problem w tym że muszę zająć się osobą z dokumentów. Wiem, ze papiery, które trzyma Pan w dłoni nie są wystarczającym dowodem winy...

- Nie, nie są. Ale na początek wystarczają jak najbardziej. Jeszcze dziś udam się do prokuratury i wniosę o wszczęcie postępowania, potem zobaczymy. Świadkowie?

- Tu może być problem, jednak zrobię wszystko by byli na miejscu.

- W porządku, pozwolę sobie dzwonić z pytaniami i każdą informacją. – podsumował Pan Tadeusz i odprowadził klienta do drzwi.

Spotkanie, mimo iż trwało około 5 minut dało Markowi nadzieję, nadzieję że wszystko się ułoży i że będzie szczęśliwe zakończenie. Odpalił samochód i włączając się do ruchu drogowego udał się na spotkanie z ojcem. Był ciekaw gdzie jest dziewczyna, co się z nią dzieje i jakie ma plany na przyszłość. Miał wielką ochotę zadzwonić i wyciągnąć wszystkie informacje z ojca już teraz, lecz znał go za dobrze. Skoro nie powiedział nic na wstępie, nie powie póki on nie zjawi się w jego biurze, toteż jakby go diabeł gonił gnał do firmy. Zaparkował i puścił się biegiem w stronę wind. Te jednak, jakby wyczuwały jego pośpiech nie śpieszyły się wcale a wręcz przeciwnie. W końcu po trzech atakach paniki i jednym zawale serca dotarł na piętro z ojcowskim biurem. Wyskoczył z windy i biegł do gabinetu, potrącając po drodze pracowników i mamrocząc przekleństwa, że mu włażą pod nogi. Szarpnął za klamkę i wleciał do środka.


- Mów!!! – wyrzucił na wydechu. Pan Adam spojrzał na syna,

- Oddychaj, oddychaj.

- Mów!!! – zaczął denerwować się Mark

- Grecja, Ateny... - spojrzał na syna a ten patrzał na ojca. W głowie już układał plan spotkania z Anią, jednak nie za szybo. Niech odpocznie, niech odreaguje a wtedy zjawi się i ją porwie...


Wybieram życie...Where stories live. Discover now