Część 10

87 6 4
                                    


Hala odlotów wypełniona była po brzegi podróżnymi. Mark kierował Annę w stronę odprawy mijając slalomem wszystkich napotkanych ludzi. Dziewczyna, pomimo że wiedziała, że jej bracia pozostali w centrum oszukani dzięki przyjacielowi Marka, rozglądała się nerwowo na boki. Przeszli przez bramki celne i podążyli za wskazaniami znaków do bramki nr 20. Ania odetchnęła z ulgą. Wiedziała że tutaj, bez biletu, nikt nie wejdzie. Siedziała przy wielkim oknie i wpatrywała się w lądujący samolot. Podziwiała jak taki kolos z gracją dotyka płyty lotniska i zatrzymuje się. Jak baletnica na deskach sceny w teatrze zatacza piruet tak tu samolot zaczął kołować obracając się w stronę lotniska i zbliżając do rękawa dla podróżujących. Było to dla dziewczyny coś niesamowitego. Cud techniki że tony żelastwa latają jak ptak. Mark, siedzący obok, obserwował dziewczynę i jej błysk w oku na ten widok. Mimowolnie się uśmiechnął i oparł się wygodnie na fotelu prawą ręką gładząc Anię po plecach. Kobieta odwróciła się i uśmiechnęła do niego i zwróciła powrotem wzrok w stronę płyty lotniska. Dłoń Marka gładziła jej plecy a on sam przymknął oczy na chwilkę. Nagle pod palcami poczuł jak dziewczynie sztywnieją plecy a ona sama daje susa i gwałtownie się odwracając wciska się pod jego ramie. Nie wiedział co się stało, zerwał się na równe nogi io rozglądał się za zagrożeniem. Nagle zrozumiał co się wydarzyło i dziękować bogu dzieliłą ich szyba, miejmy nadzieję kuloodporna, gdzie po jej drugiej stronie stało doje mężczyzn przyglądających się Ani z wściekłością wypisaną na twarzach. Mark objął dziewczynę w stalowym uścisku i zaczął kołysać jak przestraszone dziecko, nie spuszczając oka z intruzów. Ania wyszeptała mu tylko w szyję że to jej bracia. Tyle mu wystarczyło by wzbudzić wszystkie siły opiekuńcze i mordercze w stosunku do ich osób. Wiedział już dokładnie że nie zostawi na nich suchej nitki podczas rozpraw, choćby miał dowodów szukać w grobach czy nawet zaświatach. Na szczęście ochrona na lotnisku jest wszędzie i po chwili mężczyźni zostali odesłani do wyjścia przez jednego z ochroniarzy. Zapowiedziano lot do Warszawy i oboje ruszyli w kierunku wyjścia i rękawa do samolotu. Ania strasznie się bała że za chwilkę tamci wrócą i coś jej zrobią albo co gorsze coś zrobią Markowi. Nie umiała uciec od złych scenariuszy do momentu aż drzwi zostały zablokowane a samolot powoli ruszył w kierunku pasa startowego. Teraz mogła odetchnął i uspokoić puls, który miała podwyższony jak po maratonie.

Po dwóch i pół godzinie dotarli do Warszawy. Na lotnisku już na nich czekał Pan Adam. Ania spięła się na jego widok, jednak mężczyzna przytulił ją do siebie jak własne dziecko i ze łzami w oczach wyszeptał przeprosiny. Dziewczyna poczuła się jak w domu. W końcu odnalazła spokój i bezpieczeństwo. Bała się że za chwilkę się obudzi i okaże się że to tylko piękny sen a ona sama w dalszym ciągu tkwi w piekle swojej biologicznej rodziny. Biologicznej ale nie rodziny. Rodzina, samo przez się, nakazuje kochać, szanować, dbać i bronić a nie krzywdzić i upadlać. Do teraz nie wiedziała jak słodko może brzmieć to słowo. Wsiedli do samochodu i ruszyli na przedmieścia, gdzie Pan Adam miał swój dom.

- Mam nadzieję że wybaczyłaś mi moje zachowanie przy naszym ostatnim spotkaniu. Chciałbym byś czułą się swobodnie i bezpiecznie w obecności mojej osoby – zaczął Pan Adam zerkając w lusterko na tylne siedzenie, gzie skrzyżowały się jego oczy z oczami dziewczyny.

- W porządku, nie mam problemu. Wiem jak przekonujący oni potrafią być...

- Tym także się zajmiemy. Nie zostawimy sprawy, dopóki cała czwórka nie znajdzie się we więzieniu. To mogę Ci obiecać. W końcu znajdziesz spokój, kochanie – powiedział ciepło Pan starszy i uśmiechnął się do dziewczyny.

Ania już nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Była zmęczona, potwornie zmęczona. Od południa w nieustannym napięciu, teraz dało o sobie znać. Opadła z sił i energii zasypiając prawie na tylnej kanapie samochodu. W końcu dotarli do domu. Ania już wiedziała, jaki pokój zajmie, ten sam co ostatnio. Nawet jej poprzedni bagaż na nią w dalszy ciągu czekał. Przeprosiła mężczyzn i udała się w wyznaczonym przez siebie kierunku, do łóżka. Nie zdążyła dobrze ułożyć głowy na poduszkach a już spała.

Wybieram życie...Where stories live. Discover now