3. Magia???

9 3 0
                                    

Walizka z hukiem spada na ziemię. No cóż, to był chyba jedyny sposób, aby znieść ją z górnej półki. Chwytam rączkę i z trudem ciągnąc za sobą bagaż, wychodzę z przedziału.

Podróż minęła mi milej, niż się spodziewałem. Prawie całą spędziłam na rozmowie z ... Cholera, nawet nie spytałam Go o imię. Czasem jestem zbyt roztargniona. W każdym razie sprawiał wrażenie sympatycznego.

Wychodzę na peron, a nagły podmuch wiatru sprawia, że moje włosy lądują mi na twarzy. Zakładam je za ucho i siadam na dworcowej ławce. Po chwili z trudem powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem. Obserwuję, jak Melanie nieudolnie próbuje swoich sił w przeniesieniu przez drzwi swojej ogromnej torby z ubraniami. Czekam na nią, po czym wspólnie idziemy do wyjścia.

Rozglądam się dookoła. To miasto jest niesamowite. Dworzec znajduje się w pobliżu Buckingham Palace. Z miejsca, w którym stoję, widzę nawet stojącą przed bramą wartę ubraną w czerwone mundury i wielkie, kudłate czapy.

W czasie, gdy ja zachwycam się urokiem Londynu, Melanie zatrzymuje tradycyjną, czerwoną taksówkę.

- Proszę, do Riggson School - słyszę słodziutki głos mojej siostry.

Wsiadamy do samochodu i jedziemy przez miasto. Widoki są niesamowite. Mam okazję zobaczyć, chociażby z daleka, Big Ben, London Eye czy Tamizę.
Powoli budynki stają się coraz rzadsze, a przed nami pojawia się, znany nam dobrze, wiejski krajobraz. Kilka minut później na horyzoncie zaczyna majaczeć wielki budynek. To właśnie Riggson School.

Taksówka powoli zatrzymuje się przed bogato zdobioną bramą, a my wysiadamy i odbieramy od kierowcy nasze bagaże, oczywiście po uiszczeniu przeze mnie opłaty. Przed wrotami strażnik pyta nas o imię i sprawdza coś w swoim notatniku. Następnie otwiera bramę.

To, co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Budynek przypomina, widziane przeze mnie tylko w książkach, pałace z okresu klasycyzmu. Przed budynkiem jest wyłożony kostką plac, od którego odbiega kilka ścieżek prowadzących między innymi w stronę jeziora. Na tafli wody rosną lilie wodne i pływają tam białe jak śnieg łabędzie. Wszystko to jest naprawdę prześliczne i zaprojektowane z klasą. Nie mogę uwierzyć, że od teraz jest to miejsce, w którym będę mieszkać.

- Musicie wejść przez główne drzwi do holu, a następnie skręcić w pierwszy korytarz w lewo. Tam znajdziecie sekretariat - słyszę basowy głos strażnika bramy.

Powoli ruszam przed siebie, bojąc się zakłócić atmosferę tego miejsca. Melanie, jednak najwyraźniej nie ma takich obaw. Jak gdyby nigdy nic idzie żwawym krokiem w kierunku budynku, a jej szpilki głośno stukają w marmurową kostkę. Doganiam ją i nadal rozglądam się wokół. Nigdzie nie widzę żywej duszy, co raczej nie jest zbyt dziwne, zważając na dość wczesną porę i to, że do rozpoczęcia roku szkolnej zostało jeszcze kilka dni. Specjalnie przyjechałyśmy wcześniej, aby mieć czas na zaaklimatyzowanie się.

Melanie otwiera drzwi i jako pierwsza wchodzi do środka. Wślizguję się tam za nią, zanim zdąży zatrzasnąć mi drzwi przed nosem. Ona jednak najwyraźniej nie zamierza tego zrobić. Tak jak ja wcześniej, stoi jak słup soli i tylko jej wzrok prześlizguje się po pomieszczeniu. Po chwili ja również przybieram taką pozycję.

Hol rozświetla wielki kryształowy żyrandol, a na ścianach wiszą portrety bardzo poważnie wyglądających osób (to pewnie dawni dyrektorzy lub absolwenci). Nie dam rady porównywać Riggson School z niczym, z czym do tej pory miałam do czynienia. (Boję się, że ludzie tutaj również będą tacy poważni jak wystrój wnętrz).

Z okrągłej sali, w której stoimy, rozchodzi się co kilkanaście korytarzy, więc coś czuję, że szybko się tu zgubię.

Według instrukcji strażnika skręcamy w pierwsze przejście w lewo i idziemy czerwono-złotym korytarzem. Rozglądam się na boki i w duszy dziękuję za wytłaczane złotymi literami, plakietki na drzwiach. ,,Gabinet dyrektora", ,,Pokój nauczycielski", ,,Biuro prof. Grades" czytam i nareszcie: ,,Sekretariat".

Pukam do drzwi oznaczonych ostatnim z napisów.

- Proszę - rozlega się miło brzmiący głos, a drzwi otwierają się pod naporem mojej ręki. Niepewnie wchodzę do środka. Przy zawalonym papierami, rzeźbionym biurku siedzi nieco pulchna starsza pani z szerokim uśmiechem na ustach.

- Witam, kochane. Musicie wypełnić kilka dokumentów - mówi, równocześnie podając nam odpowiednie papiery i klucze. - Wasze stałe pokoje zostaną wam przydzielone dopiero po Ceremonii Powitalnej, więc przez te kilka dni radzę wam się nie przywiązywać do sypialni.

Sięgam po długopis stojący na biurku i zaczynam pisać. Podaję imię, datę urodzenia, imiona rodziców i inne tym podobne informacje. Zatrzymuję się dopiero przy ostatnim pytaniu pewna, że coś jest nie w porządku. ,,Gatunek"... Niby co mam wpisać? Człowiek? Spoglądam na siostrę i widzę, że ona już skończyła i wybiera się do wyjścia.

- Będę czekać na ciebie w pokoju - nie wygląda na choć trochę zdziwioną czy zaskoczoną tą anomalią w dokumentach. Po jej wyjściu podchodzę do sekretarki.

- Przepraszam, ale nie do końca rozumiem tego pytania - odzywam się, wskazując je palcem.

- Och, poczekaj tu chwilkę. Nie spodziewałam się, że będziemy mieli w szkole taki przypadek - szepcze jakby do siebie, po czym głośniej dodaje. - Przyprowadzę tu dyrektorkę.

Wygląda na trochę zmartwioną, lecz żwawym krokiem wychodzi z pomieszczenia.

Zostaję sama i już całkiem nie rozumiem co się tu dzieje. Wzdycham i kierowana ciekawością podchodzę do okna.

Ponownie mogę oglądać jezioro i obiegające go ścieżki, które zapełniają się, chcącymi korzystać z ostatnich promieni letniego słońca, uczniami. Na jednej z nich widzę grupkę mocno wymalowanych dziewczyn, chichoczących i pokazujących sobie na grających nieopodal w baseball chłopaków. Melanie bez problemu się do nich dopasuje. Nad jeziorem przechadzają się też niewidzące świata poza sobą pary, a pod drzewami, schowani w cieniu, stoją pilnujący porządku nauczyciele.

Nagle pod drzwiami rozlegają się kroki. Szybko odskakuję od okna, a przez drzwi wchodzi znana mi już sekretarka i dyrektorka w schludnej, bez najmniejszego zagięcia garsonce, wysoko upiętym koku i okularach, które tylko dopełniają jej (świetnie pasujący do tego miejsca) pełen dumy styl.

Kobiety siadają na krzesłach, po czym ja też to robię, gdyż zaczynam czuć się niezręcznie.

- Nazywam się Samantha Riggson. Jestem, jak już zapewne się domyślasz, dyrektor Riggson School - mówi poważnym tonem. - Jest to uczelnia, której zadaniem jest wyedukowanie was w zakresie magii i jej odłamów.

Patrzę na nią jak na wariatkę, lecz po chwili (może to przez jej zachowanie, a może po prostu podświadomie to czuję) rozumiem, że mówi prawdę. Robi mi się słabo, a przed oczami pojawiają mi się czarne plamki. Ostatnie co widzę to przestrach wymalowany na twarzach kobiet.

Niezwykła [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz