2. VIVIAN

3.6K 173 7
                                    

     Na obserwacji zatrzymali mnie dwa dni. Przez ten czas moja fasolka oraz ja czułyśmy się wyśmienicie, więc wypuścili nas do domu, którego nawiasem mówiąc, nie miałam. Darcy zapewniała mnie, że porozmawia z mamą, abym mogła z nimi zamieszkać, ale nawet dla mnie ten pomysł, wydawał się absurdalny. Ona nie chciała widzieć ani mnie, ani swojej wnuczki. Nie rozumiałam jej, choć bardzo się starałam. Potrzebowałam pomocy jak nigdy w życiu. Nie miałam pieniędzy, domu czy wyprawki dla dziecka, a moja siostra nie mogła mi pomóc. To znaczy, uparła się, że mi pomoże, ale ona musiała skupić się na sobie. Rodziła już za dwa miesiące, natomiast ślub odbędzie się wiosną. Cieszyłam się szczęściem siostry, jednocześnie rozmyślając nad swoim losem. Zastanawiałam się, co z Zaynem. Kilka razy przygotowywałam się psychicznie, aby zapytać o niego Darcy, ale ostatecznie zawsze tchórzyłam. Ona także nie zaczynała jego tematu, mimo że wiedziała, kto był ojcem mojego dziecka. Rozmawiałyśmy o ciąży, pokoiku dla fasolki, jednak imię - Zayn nie padało ani razu. Najprawdopodobniej siostra nie chciała otwierać starych ran, tyle że one nigdy się nie zagoiły. W zakonie wydawało mi się, że tak się stało, ale tylko wydawało. Myślałam o nim każdego dnia, modliłam się trzy razy dziennie, aby wrócił do Londynu cały i zdrowy. Mógłby nawet wrócić do Kate, żebym w przyszłości powiedziała swojej córce, że jej tata żyje. Już dawno wybaczyłam mu wszystkie kłamstwa, seks z Margaret, kiedy rodziła się między nami miłość, czy ten samobójczy wyjazd. Wybaczyłam, choć to i tak nic nie zmieniało. Nadal nie mogliśmy ze sobą być, bo przecież miał już żonę, która urodziła mu dziecko. Ronnie wyglądała na mniej więcej pięć lat, więc już jako dwudziestolatek został ojcem. Nie mogłam być tego pewna, ale chyba kochał mnie oraz ją jednocześnie. Cieszyłam się, że nie kazałam mu wybierać między nami, bo przynajmniej oszczędziłam sobie kolejnego grzechu. Rozbijanie czyjegoś małżeństwa, to ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę.

- Vivi, chyba odpłynęłaś na chwilę. - Dylan pstryknął palcami przed moimi oczami. Otrząsnęłam się z rozmyślań nad rozlanym mlekiem. - To jest twój wypis, a za tydzień widzę cię u siebie, jasne?

- Jak słońce, panie doktorze. - Odpowiedziałam.

- Masz dużo odpoczywać, jeść wszystko, na co tylko masz ochotę, a jednocześnie trochę się ruszać. Dziesięć minut spaceru dobrze by ci zrobiło. - Dodał jeszcze, gdy wyszliśmy na korytarz. Dylan przywitał się z Darcy i Liamem, którzy po mnie przyjechali. - I zero stresu, koniecznie.

- To raczej niemożliwe. - Westchnęłam. - Z tą wiedźmą pod jednym dachem, to naprawdę niemożliwe.

- No właśnie, Vivi... - Darcy odchrząknęła nerwowo. - Z tym może być mały problem. Mama nadal się nie zgodziła, żebyś z nami zamieszkała, ale przecież cię nie wyrzuci.

- Oczywiście, że to zrobi. - Nie kryłam swojej irytacji. - Kto jak kto, ale ona jest do tego zdolna. Nie słyszałaś jej, jak zaczęła na mnie krzyczeć, kiedy mnie zobaczyła. Według niej chyba powinnam zgnić w tym przeklętym zakonie. Dlaczego Bóg w ogóle pozwolił jej mieć dzieci? Normalne kobiety nie mogą zachodzić w ciążę, choć to ich największe marzenie, a On obdarował naszą mamę tym darem.

- Vivi, nie mów tak, jak by nie patrzył, to i tak to nasza matka. - Darcy zacisnęła usta w cienką linię.

- Bronisz jej? - Zapytałam z niedowierzaniem.

- Co? - Otworzyła szeroko oczy. - Nie, oczywiście, że nie, ale... Proszę, nie denerwuj się. Wszystko się ułoży, zobaczysz.

Chyba sama nie wierzyła w to, co mówiła, ale nie zamierzałam się z nią kłócić. Pożegnałam się z Dylanem, po czym we troje udaliśmy się w stronę wyjścia. Zanim wsiadłam do auta Liama, dostałam kopa od fasolki, chyba na szczęście.

Zanim zaufasz [Z.M.] Cz. II ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz