Telefon ze szpitala wywrócił mój świat do góry nogami. Przynajmniej dziesięć razy przekroczyłem dozwoloną prędkość, kiedy tam jechałem. Zamiast skupić się na znakach drogowych oraz światłach, wciąż myślałem o Vivi. Przez telefon nie chcieli udzielić mi żadnych szczegółów. Powiedzieli tylko, że przewieźli ją do pobliskiego szpitala w stanie ciężkim. Czarne scenariusze przewijały się w mojej głowie jeszcze szybciej, niż prędkość, którą osiągnąłem. Przeklinałem na siebie w myślach za to, że od tak pozwoliłem jej wyjść z domu. Była blada, źle się czuła i wyraźnie coś ją martwiło, a ja mimo to, o nią nie zadbałem. Powinienem nawet siłą zatrzymać ją w domu, przy sobie. Mogłaby dać mi w twarz, obrazić się na kilka godzin, ale byłaby teraz bezpieczna. Zatrzymywanie auta przed czerwonym światłem było nieuniknione, jeśli chciałem przeżyć, a nie zostać uczestnikiem wypadku komunikacyjnego. W czasie jednego z postojów zadzwoniłem do Darcy oraz Harry'ego, aby poinformować ich o tej sytuacji. Oboje zbierali się do szpitala, żeby czegokolwiek się dowiedzieć. Walnąłem pięścią w kierownicę, przez co nieświadomie zatrąbiłem. Chciałem, jak najszybciej znaleźć się przy Vivi, a tutaj, jakby na złość utworzył się korek, który ciągnął się jeszcze cztery przecznice dalej. Od szpitala dzieliła mnie jedynie przecznica, ale nie mogłem porzucić auta na środku ulicy. Harry wraz z Darcy zdołali dotrzeć na miejsce szybciej ode mnie, mimo że mieszkali na drugim końcu miasta. Przez szloch siostry Vivi nie byłem w stanie nic zrozumieć, ale wyraźnie wiedziała już, co się wydarzyło. Chciałem porozmawiać z Harrym, bo on zawsze należał do tych bardziej opanowanych w trudnych sytuacjach, jednak on rozmawiał właśnie z lekarzem Vivi. Tyle zrozumiałem przez telefon od Darcy. Kiedy długi sznur samochodów przede mną nareszcie ruszył naprzód, w bardzo krótkim czasie znalazłem się pod szpitalem. Nie dbałem nawet o to czy zaparkowałem w miejscu dozwolonym. Po prostu wysiadłem z auta i biegiem pokonałem kolejne piętra, nie marnując czasu na czekanie na windę.
Nie wiedziałem dokładnie, na jakim oddziale znajdowała się moja kobieta, dlatego za każdym razem rozglądałem się w poszukiwaniu Darcy albo Harry'ego. Byłem zmęczony, ale miałem wystarczająco siły, żeby w razie potrzeby przeszukać cały szpital. Pod wpływem emocji nie wpadłem na to, aby po prostu kogoś zapytać o miejsce przebywania Vivi. Pokonałem sześć pięter, ale w końcu znalazłem to, czego rozpaczliwie szukałem. Już z daleka zobaczyłem płaczącą Darcy, która przytulała się do Harry'ego. W pierwszym momencie pomyślałem, że... Że się spóźniłem, a głupie korki odebrały mi możliwość zobaczenia się z miłością mojego życia. Na całe szczęście bardzo się myliłem.
- Co z nią?! - Podbiegłem do nich, ledwo łapiąc oddech. Oboje wyglądali tak, jakby przed chwilą przeszli przez jakiś koszmar. - Co się dzieje?! Dlaczego nic nie mówicie?!
- Jej stan jest ciężki, ale stabilny. - Odezwał się Harry. - Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Dzięki Bogu. - Odczułem niemałą ulgę, ale po ich minach mogłem wywnioskować, że to nie koniec rewelacji. - Jest coś jeszcze? Co się w ogóle stało? Przez telefon nie chcieli mi niczego powiedzieć. Mogę ją zobaczyć? - Ruszyłem w kierunku drzwi, które prawdopodobnie dzieliły mnie od Vivi, ale zatrzymały mnie ramiona Harry'ego. - Puszczaj mnie! Chcę ją zobaczyć!
- Zayn, to na razie niemożliwe. - Wyszeptała Darcy.
- Dlaczego? - Zaszkliły mi się oczy. Jeśli kiedykolwiek facet powie, że nigdy nie płacze, nie wierzcie mu w ten shit. Ja miałem ochotę rozpłakać się jak dziecko.
- Wciąż bada ją lekarz, a potem czeka ją rozmowa z psychologiem. - Położyła mi dłoń na ramieniu. - Takie są procedury podczas... - Urwała nagle, odwracając wzrok gdzieś w bok.
- Podczas czego? - Złapałem ją za ramiona. - Mów, do cholery! Mam prawo wiedzieć!
- Podczas próby gwałtu. - Powiedział cicho Harry, ale wystarczająco głośno, abym wyraźnie usłyszał.
CZYTASZ
Zanim zaufasz [Z.M.] Cz. II ✔
Fanfiction"Są różne rodzaje miłości." W ostatnim czasie doświadczyłam tej romantycznej, której najbardziej się obawiałam. Czasami bywa tak, że z tej miłości rodzi się coś, co na zawsze zmienia czyjeś życie. Zostałam mamą dziecka, mężczyzny mojego życia, lecz...