Rozdział 7.

42 5 3
                                    

 Jeszcze nie wiedziała, jak blisko jest śmierci... Niczego nieświadoma stanowiła idealny cel. Leniwie skubała trawę na niewielkiej polanie w środku lasu, niczego się nie spodziewając. Tylko zdolni łowcy byli w stanie podkraść się tak blisko zwierzyny bezszelestnie. W lesie panowała tak spokojna cisza, że jakikolwiek hałas, spłoszyłby cel. 

Podkradli się jeszcze nieco bliżej, po czym Zevran dał Saryi znak ręką, aby się zatrzymała. Skrytobójca dobył sztyletów, a Strażniczka wyjęła zza pleców łuk. Elfka zdecydowanie lepiej czuła się, dzierżąc ostrza ale tym razem postanowiła pełnić rolę dystansową w razie próby ucieczki sarny.  Zev podszedł jeszcze kilka kroków, pozostawiając na tyłach swoją towarzyszkę. Teraz musiał być jeszcze ostrożniejszy, gdyż dzieliło go od zwierzyny zaledwie kilka kroków. Już był gotowy by zaatakować, gdy nagle tuż nad sobą usłyszał świst powietrza, a następnie pisk zwierzęcia. Sarna padła martwa, a na jej szyji widniała wbita strzała. 

- Na Stwórcę! Czyli jednak wciąż potrafię świetnie strzelać! - krzyknęła pełna entuzjazmu Sarya, po czym podbiegła do martwej zwierzyny.

- "Tak, tak Zevranie. Ty na nią zapolujesz a ja będę tylko wsparciem" - przedrzeźniał żartobliwie wyższy głos Strażniczki po czym się roześmiał - Następnym razem mnie ostrzeż, kiedy obudzi się w tobie dalijski zew łowcy i postanowisz sama zapolować. 

- Wybacz, ale tak mnie kusiło.

- Jestem w stanie to zrozumieć, moja droga.  - powiedział po czym wziął na swe barki ciało sarny.

- I to dopiero można nazwać śniadaniem!

Wracali z lasu w stronę ich rozbitego nieopodal obozu. Nagle usłyszeli jakieś głosy. Spojrzeli się na siebie zdziwieni - bardzo rzadko ktoś tędy przechodził. Chyba, że byli to kupcy albo bandyci. Na ich nieszczęście byli to oczywiście ci drudzy. Zevran naliczył ich około dwunastu, jednak mogło być ich znacznie więcej gdzieś w pobliżu. 

- Co robimy? - szepnęła Sarya 

- Nie możemy pozwolić na to, żeby nas zauważyli. - stwierdził Zevran, bacznie ich obserwując. 

- Przecież dawaliśmy radę znacznie silniejszym i liczniejszym przeciwnikom. - powiedziała z niezadowoleniem w głosie. 

- Nie możemy ryzykować. Jesteśmy tylko we dwójkę. Nie dam im radę w pojedynkę a ty... - zatrzymał się na chwilę aby ostrożnie dobrać słowa - Miałaś dwuletnią przerwę od takich potyczek.

Sarya wiedziała, że ma rację ale nieco uraziło ją to stwierdzenie. Chciała powrócić do formy. Wiedziała, że poza murami Twierdzy nie jest tak bezpiecznie, ale mimo to zaryzykowała. Po za tym wciąż czuła, że gdzieś w niej drzemie instynkt zabójcy, który powalił niegdyś Arcydemona. Nie mogła przecież aż tak osłabnąć, a przynajmniej taką miała nadzieję. 

- Zrobimy tak. - przerwał krótką chwilę ciszy - Wycofasz się do lasu. Spotkamy się przy polanie, na której była sarna. 

- Co? A co ty zamierzasz? - spytała niezadowolona jego planem.

- Podkradnę się po nasze rzeczy. Wezmę twój plecak, mamy w nim pieniądze i broń. Muszę działać szybko, póki jeszcze go nie znaleźli. Idźjuż! - delikatnie ją popchnął a sam zniknął gdzieś w gęstwinach traw i krzewów. 

Panicz Arainai najwyraźniej zapomniał kto powinien dowodzić!  Pomyślała oburzona. Z jednej strony go rozumiała, ale z drugiej tak bardzo chciała znów poczuć się sobą...

Szła wąską ścieżką w stronę polany. W lesie było nadzwyczaj cicho. Człowiek może i by nie zauważył wielkiej różnicy, ale dalijka od razu wyczuła niepokój i strach zwierząt. Ptaki odleciały, gryzonie pochowały się do swoich podziemnych skrytek a jedynie wilki zaczynały wyć gdzieś w oddali. Coś było nie tak... Sarya instynktownie przykucnęła i tak jak uczyniły to zwierzęta, próbowała zachowywać się cicho.  Skradała się teraz w trawie, bacznie obserwując otaczający ją las. W pierwszej kolejności przeczesała wzrokiem wysokie gałęzie drzew - jeśli napastnik ją widział to tylko z góry. Nikogo jednak nie ujrzała. Nasłuchiwała, lecz odpowiedziała jej jedynie ta niepokojąca cisza. Ktoś był w pobliżu, to pewne.

Nagle usłyszała krzyk:

- Pomocy! Błagam! 

To był dość młody głos. Dobiegał z polany, na której miała spotkać się z Zevranem. Wciąż ostrożna, zaczęła skradać się w tamtą stronę.

- Na Stwórcę, zaraz dopadną mnie wilki! - krzyczał.

To był jakiś młody chłopak. Krzycząc, tylko pogarszasz sprawę... Pomyślała zirytowana. Donośne wycie stawało się co raz głośniejsze. W końcu ucichło - to mogło oznaczać tylko jedno... Rozpoczęły polowanie. 

Sarya przeklnęła w duszy głupotę chłopaka i zaczęła biec. Dotarła do polany przed napastnikami. Na samym środku leżał zawodzący chłopak. Opierał się na rękach, jedną nogą odpychał się od ziemi, a drugą ciągnął za sobą. Był więc ranny w nogę. Strażniczka podbiegła do niego i wyciągnęła sztylety. W samą porę. Pomyślała, gdy dostrzegła wyłaniające się z lasu ciemne sylwetki wilków. Szły powoli, skradając się i warcząc. Na szczęście Saryi były tylko we dwójkę, jednak gdzieś w pobliżu mogła kryć się reszta stada. Chłopak za nią zaczął się trząść i próbował odsunąć się gdzieś dalej. 

- Nie ruszaj się. - syknęła elfka - Tylko przyspieszysz atak. Bądź cicho.

Młodzieniec posłuchał Strażniczki. Tymczasem jeden z wilków wyszedł na przód. Sarya przyjęła obronną podstawę, chciała aby zwierzę zaatakowało pierwsze, by mogła ocenić jego szybkość i siłę a następnie przygotować odpowiednią strategię. Wilk podchodził co raz bliżej, obnażając paszczę pełną ostrych zębów. W końcu rzucił się wprost na nią. Elfka zrobiła szybki unik do przodu, przelatując tuż obok wilka i raniąc go przy okazji sztyletem w bok. Zwierzę opadło na ziemię ale szybko się podniosło i zaatakowało ponownie. Cała walka wyglądała jak taniec. Sarya skakała lekko na boki i ostrożnie uciekała by zdenerwować napastnika. Nagle zrobiło się nieco trudniej gdyż do walki dołączył drugi wilk. Zwierzęta zaczynały okrążać elfkę, tak aby były z dala od siebie, co utrudniało obronę. Sarya skupiła się jednak na tym silniejszym, nieporanionym napastniku. To właśnie ten atakował. Strażniczka uniknęła ciosu, raniąc zwierzę prawym ostrzem a broniąc się lewym przed drugim. Nie była to zbyt dobra taktyka, gdyż dużą część ciała miała odsłoniętą. Nagle jednak w jednego wilka uderzyła strzała. Sarya wykorzystała ten element zaskoczenia i dobiła drugiego napastnika. Opadła nieco zmęczona na kolana. Odwróciła jednak wzrok i ujrzała rannego młodzieńca z łukiem w ręku. Odsapnęła chwilę i podeszła do chłopaka. 

- Dobrze strzelasz. - powiedziała, uznając że należy mu się pochwała. - Co ci się stało w nogę i jak się tu znalazłeś? 

- Musisz uciekać. - szepnął ze strachem w oczach - Oni zaraz tu przyjdą! Miałem robić za przynętę. Wybacz mi nie miałem wyboru!

- Uspokój się. Jacy Oni? 

Nagle z pomiędzy drzew wyłoniło się kilka uzbrojonych postaci. Sarya od razu rozpoznała w nich bandytów, którzy byli przy obozie. Nie mogła się ruszyć, była w zasięgu strzał łuczników. Jeden z nich wyszedł na przód i uśmiechnął się szyderczo. 

- Wspaniałe polowanie, czyż nie chłopcy? - zwrócił się do pozostałych i usłyszał w odpowiedzi śmiech i pogwizdywanie - Szkoda, że nie możemy cię tknąć, ale i tak bardzo nam się przydasz, komendantko. 

Sarya chciała zapytać o Zevrana, którego mogli przecież przechwycić, ale uznała, że być może jakimś cudem jeszcze o nim nie wiedzą. Dlatego tylko w milczeniu opuściła broń. 

- Wspaniale. Czas to uczcić! 

Związali jej ręce i pociągnęli w las. Ruszyli w stronę ich obozu...


Trucizna SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz